niedziela, 30 sierpnia 2009

Metoda Barry'ego Kempa

Chociaż w moim kraju, Wielkiej Brytanii, panuje królowa, która jest również głową państwowego Kościoła, pompa i ceremoniał nie stanowią w pełni symbolicznego wyrazu władzy politycznej. Władza spoczywa w rękach ludzi otoczonych znacznie bardziej stonowanym ceremoniałem, podczas gdy splendor i ostetnacyjnie ekstrawaganckie zachowanie, w tym pozdrawianie przez tłum i aranżowane "pojawianie się", rozprzestrzeniło się lub raczej przeniosło do sław nie mających nic wspólnego z polityką. Cyrk i oznaki władzy nakładają się na siebie, ale każde z nich istnieje też oddzielnie. Wydaje się, że od starożytności wiele się zmieniło. Ale czy na
pewno?

Barry J. Kemp Starożytny Egipt. Anatomia cywilizacji, tłum. Joanna
Aksamit, PIW 2009

Torlin nie zgadzał się z Barrym Kempem pod poprzednią notką. Ale to w znacznej mierze zależy od tego, co rozumiemy jako studia nad historią. Czy chodzi tylko o chronologię? Listę faktów historycznych? Czy też o coś więcej? I właśnie Barry Kemp ilustruje to 'coś więcej', gdyż poświęcił swoją książkę społeczeństwu starożytnego Egiptu. Tak chyba najlepiej można ująć jej temat, choć i to ujęcie upraszcza sprawę i może być zwodnicze.

Oczywiście, mówienie o społeczeństwie starożytnego Egiptu zawiera bardzo duży naddatek interpretacji. I musi zawierać! I bardzo przydatne jest porównywanie tego, co wiemy o przeszłości, z tym, co wiemy o teraźniejszości. Tu jeden z przykładów -- skoro dzisiaj ceremoniał władzy i faktyczne narzędzia władzy mogą przynależeć do różnych osób, to czy na pewno dobrze robimy biorąc na serio zapewnienia starożytnych o wielkości faraona i jego znaczeniu? I Kemp szuka czegoś więcej. Podobnie jak w wielu innych miejsach, przez co jego spojrzenie na starożytny Egipt wydało mi się zupełnie różne od tego, które znałem z wcześniejszych lektur. Tam Egipt był zawsze wielki, faraoński i jednolity. Tu mamy różnorodność i zmienność. Ale będę jeszcze cytował na blogu fragmenty, które może lepiej zilustrują te różnice.

niedziela, 23 sierpnia 2009

Rzeczywisty przedmiot studiów

Zorientowałem się, że wciąż powracam do pytania samego siebie: czy studiujemy starożytny Egipt, czy też rzeczywistym przedmiotem naszych studiów jest nasze dzisiejsze społeczeństwo.
Barry J. Kemp Starożytny Egipt. Anatomia cywilizacji, tłum. Joanna Aksamit, PIW 2009

(Nie komentuję, bo z Barrym Kempem mam pewien problem, choć podoba mi się jego świeżość spojrzenia na Egipt. Ale gdybym się wdał w komentarze trudniej byłoby mi się na parę dni odłączyć od internetu.)

sobota, 22 sierpnia 2009

Pięć dni

[...] Stalinowi jednakże najbardziej przypadł do gustu wspólny utwór Szostakowicza i Chaczaturiana. Dodał przy tym iż uważa za niezbędne wzniesienie kilku poprawek do refrenu. Jego uwagi dotyczyły drobiazgów, które można było poprawić w ciągu kilku minut. Na pytanie:
-- Trzy miesiące wam wystarczą?
Szostakowicz odpowiedział:
-- Pięć dni.
Taka odpowiedź wyraźnie zdenerwowała Stalina, który najwidoczniej uważał, że nad tak ważnym zadaniem należy pracować znacznie dłużej. W rezultacie hymnem państwowym została pieśń... Aleksandrowa, a Chaczaturian, któremu ogromnie zależało na zwysięstwie w konkursie, długo jeszcze wypominał Szostakowiczowi jego niezręczność.

Krzysztof Meyer Dymitr Szostakowicz i jego czasy, PWN 1999

wtorek, 18 sierpnia 2009

Namiętności

Pasja lorda Middlesex dla opery nie zmniejszyła się jednak: zabezpieczył się nawet żeniąc się z dziedziczką -- Grace Boyle. 'Okazuje się, że ma ona ogromną fortunę -- twierdzą, że sto trzydzieści tysięcy funtów -- cóż to za fundusze na wystawianie oper!' -- wykrzyknął Walpole.
Christopher Hogwood Handel, tłum. Barbara Świderska, Astraia 2009

niedziela, 16 sierpnia 2009

Peruka

Co się tyczy peruk kompozytorów, to Handel nie nosił 'bagwig', która została tak nazwana z powodu niewielkiego wypchanego woreczka z czarnego jedwabiu, który zwisał na plecach noszącego. Takie nosili Haydn i Mozart -- miały one o wiele mniejszy wpływ na charakter: były same w sobie o wiele mniej ostentacyjne, nie tak strzeliście wysokie, nie spadające w dół w kolejnych lokach tak nisko, że przykrywały naturę znajdującego się wewnątrz umysłu. Handel zaś nosił perukę Sir Godfreya Knellera, największą z peruk: taką, którą pewien ówczesny wielki Generał miał zwyczaj zdejmować z głowy po trudach bitwa i dawać swemu służącemu, by wyczesał z niej kule. Taka peruka sama w sobie była fugą.
Edward Fitzgerald (1845, notuję za Christopherem Hogwoodem Handel, tłum. Barbara Świderska, Astraia 2009; do czego może warto dodać przypis tłumaczki: Fugue (ang) -- fuga, amnezja.)

piątek, 14 sierpnia 2009

Tango na smutek?

W bardziej zorganizowany sposób jednostki propagandy NKWD ustawiały głośniki. Całymi godzinami nadawały na pełny regulator muzykę w rytmie tanga. Wynikało to z przekonania, że słuchanie tanga wprowadza ludzi w odpowiednio ponury nastroj.
Anton Beevor "Stalingrad wg listu Kurta Reubera z 18 grudnia 1942 (tłum. Mirosław Bielowicz), Znak 2008

No, ja przepraszam...

środa, 12 sierpnia 2009

Eden

W Starym Testamencie Eden opisany jest jako miejsce, w którym Adam i Ewa nie musieli obawiać się śmierci, cierpienia ani nawet pracy. A ponieważ jestem przekonany, że właśnie opiekuńczość, w tym dbałość o ziemię, wydobywa z nas prawdziwe człowieczeństwo, wydaje mi się, że wygnanie z raju było raczej zakamuflowanym błogosławieństwem, a nie karą. Potencjał odpowiedzialności za siebie samego mógł rozwinąć się dopiero poza ogrodem. To, co Hanna Arendt określa terminem natality, a więc ludzka zdolność rodzenia i tworzenia, możliwa była do rozwinięcia się jedynie za cenę cierpienia i śmierci. Tam, gdzie nie ma umierania, nie ma również narodzin, nie ma nowych początków ani kreatywności. Ewa prawdopodobnie po to zjadła jabłko, żeby zostać matką.
Robert Harrison, amerykański literaturoznawca (i piewca ogrodów) w wywiadzie dla Neuer Zuricher Zeitung, przedrukowanym przez Forum, nr 30 z 27 lipca -- 2 sierpnia 2009.

Może ten obraz jest ekscentryczny, ale przypominanie przez Roberta Harrisona o tym jak ważne są dla nas ogrody, jest chyba warte, by cenę tej ekscentryczności zapłacić.

niedziela, 9 sierpnia 2009

Skargi na Handla pospiesznego

Jego Mesjasz rozczarował mnie, ponieważ został skomponowany w ogromnym pośpiechu, chociaż powiedział, że poświęci na niego rok & zrobi z niego najlepszą ze swoich kompozycji. Więcej nie dam mu do rąk Słowa Bożego, żeby je tak znieważał...
Charles Jennes w liście do Edwarda Holdswortha

...Przykro mi słyszeć, że z twojego przyjaciela Handla taki żyd. Jego niedbalstwo, by nie rzec gorzej, było wielkim rozczarowaniem dla innych, podobnie jak dla ciebie, bowiem słyszałem, że były wielkie oczekiwania w stosunku do jego kompozycji. Mam nadzieję, że słowa choć zamordowane, są jednak mimo wszystko widoczne i będę miał tę przyjemność po powrocie. A ponieważ nie znam się na muzyce, będę w lepszej sytuacji niż reszta świata...
Edward Holdsowrth w liście do Charlesa Jennesa.

W ostatni piątek Handel wykonał swojego Samsona, był to najpiękniejszy Koncert, którego słuchałem z Nieskończoną Przyjemnością, jednak powiększył on jeszcze moją urazę z powodu zaniedbania przez niego Mesjasza. Robisz mu zbyt wielki zaszczyt, nazywając go żydem! Żyd potraktowałby Proroków z większym szacunkiem. Lepiej pasować będzie do niego Imię Poganina, jednak rozsądny Poganin nie wolałby Nonsensu, który jakiś Hamilton wydusił z Samson Agonistes Miltona, od wzniosłuch Uczuć & wyrażeń Izajasza & Dawida, Apostołów & Ewangelistów, & Jezusa Chrystusa.
Charles Jennes w liście do Edwarda Holdswortha. Fragmenty korespondencji za Christopher Hogwood Handel, tłum. Barbara Świderska, Astraia 2009)

---
Naświetlam tło, dla potencjalnie niezorientowanych -- Charles Jennes wybrał fragmenty biblijne tworzące libretto Mesjasza Jerzego Fryderyka Handla. A potem był niezadowolony... Bo? Czy rzeczywiscie Handel nie stanął na wysokości zadania, według Jennesa? Czy chodziło może o premierę w Dublinie...

sobota, 8 sierpnia 2009

Zbyt wcześnie

Ale została napisana zbyt wcześnie po wydarzeniach na Morzu Koralowym, aby opinie te można przyjmować jako fakty.
Przypis autora (?) z Samuel Eliot Morison Morze Koralowe, Midway i działania okrętów podwodnych. Maj 1942 -- sierpień 1942, tłum. Józef Wąsiewski, Finna, 2008

Zdziwił mnie Samuel Morison, bo przecież wspomnienia często próbuje się zebrać na gorąco, by ich jeszcze czas nie zafałszował. A tu wprost przeciwnie.

Oczywiście, można łatwo znaleźć wytłumaczenie dla Samuela Morisona -- chodziło o wspomnienia o zatopionym okręcie, gdzie nimb bohaterstwa nakazywał złocić wszelkie zło, mające miejsce na pokładzie.

Ale, mimo wszystko, pozostaje dla mnie pytanie: kiedy. Kiedy obraz jest najmniej zafałszowany?

piątek, 7 sierpnia 2009

Sonata w bunkrze

Zwierzchnik doktora Kurta Reubera, pastora służącego w charakterze lekarza przy 16. Dywizji Piechoty, zajmował szczególnie wielki bunkier, wykopany tak, że mógł pomieścić w środku pianino porzucone przez inną dywizję. I tam, pod ziemią, niesłyszalny z góry, w pomieszczeniu wygłuszonym przez ściany z ziemi, grał Bacha, Haendla, Mozarta oraz Sonatę patetyczną Beethovena. Jego interpretacja była przepiękna, ale również, jak się wydaje, obsesyjna. "Dowódca wciąż grał, nawet kiedy ściany drżały od bombardowań i ziemia sypała się między belkami w dół". Grał nawet w dalszym ciągu, kiedy przychodzili do niego oficerowie, aby składać meldunki o walkach na zewnątrz.
Anton Beevor Stalingrad wg listu Kurta Reubera z 18 grudnia 1942 (tłum. Mirosław Bielowicz), Znak 2008

---
Notuję, gdyż: 1) obrazek wydaje mi się zupełnie surrealistyczny, choć opis oparty jest na dokumentach; 2) czytam dalej i znajduję więcej przykładów 'umiłowania cywilizacji' w czasie tej straszliwej bitwy (tu nawet nie chodzi o zestawienie wojny i muzyki, czy szerzej kultury -- tu chozi o zestawienie tej bitwy, z jej okrucieństwem, z nieludzkimi warunkami w jakich się toczyła). Tu oczywiście jest to wersja obsesyjna (ale wiele mówiąca), są także i mniej obsesyjne.

czwartek, 6 sierpnia 2009

Bardzo nędzny kawałek

Mój dziadek, jak mi opowiadano, był entuzjastą muzyki i pielęgnował przede wszystkim przyjaźń z muzykami, szczególnie z Handlem, który często go odwiedzał i znajdował wielkie upodobanie w jego towarzystwie. To prowadzi mnie do opowiedzenia anegdoty, którą mam z najlepszego źródła. Gdy rozkwitały Ogrody Marylebone, uroczą muzykę Handla i zapewne też Arne'a często można było usłyszeć w wykonaniu tamtejszej orkiestry. Pewnego wieczoru, gdy mój dziadek i Handel spacerowali we dwóch, zespół zaczął nowu utwór. 'Choć panie Fountayne -- powiedział Handel -- usiądźmy i posłuchajmy tego utworu, chciałbym poznać pana opinię o nim.' Usiedli i po jakimś czasie stary duchowny, odwracając się do swego towarzysza powiedział: 'Nie warto tego słuchać -- to bardzo nędzny kawałek.' 'Ma pan rację, panie Foundayne -- powiedział Handel -- to bardzo nędzny kawałek. Tak samo pomyślałem, kiedy go skończyłem.' Stary dżentelmen, który został w ten sposób zaskoczony, zaczął przepkraszać, ale Handel zapewnił go, że nie ma takiej konieczności, bo muzyka jest naprawdę zła, ponieważ zostałą skomponowana w pośpiechu i miał na nią niewiele czasu, a wyrażona opinia była równie słuszna, co szczera.
Wnuk wielebnego J. Fountayne w History of the Parish of Marylebone (1833), cytowany przez Christophera Hogwooda (Handel, tłum. Barbara Świderska, Astraia 2009).

środa, 5 sierpnia 2009

Pragnąc zachować tajemniczość

Kto wierzy w jednego Boga, a jednocześnie nie chce w Nim widzieć żadnej tajemnicy, jest podobny do wszystkich ludzi tworzących bogów na swe podobieństwo; przeciwnie rzecz ma się w katolickiej nauce, która w pełni pragnie zachować tajemniczość i transcendencję Boga, a jednocześnie Jego Immanencję.
Wincenty Granat Personalizm chrześcijański, Księgarnia św. Wojciecha, Poznań 1985

---
Bez podtekstów. Znalazłem parę drobiazgów, którymi chciałem na blogu się jakoś podzielić, ale wszystkie małe, drobne i nie bardzo potrafię je skomentować.

wtorek, 4 sierpnia 2009

Wygraliśmy! (Ale kto?)

Wiadomości o bitwie dotarły do Stanów Zjednoczonych w sobotę dziewiątego maja (zachodnia międzynarodowa linia daty) i spowodowały wiele spekulacji. Konserwatywny New York Times umieścił rzucający się w oczy nagłówek na całej szerokości pierwszej kolumny: "Japończycy odparci w wielkiej bitwie na Pacyfiku. Zatopiono lub unieruchomiono od 17 do 22 ich okrętów; samoloty sprzymierzonych śledzą nieprzyjaciela z powietrza; flota idzie ich śladem. Hanson Baldwin dopuszczał, że: losy wojny na Pacyfiku -- a tym samym i na świecie -- mogą zależeć od tego bilansu... a stawki w tej bitwie były największe w historii amerykańskich wojen morskich." Uczynił również spostrzeżenie, że ponieważ "toczymy wojnę na siedmiu oceanach, dysponując marynarką wojenną jednego oceanu," więc "jest za wcześnie, by spodziewać się zwycięstwa, jak i przewidywać klęskę." Japończycy utrzymywali stanowczo, że zatopili mityczny pancernik z sił admirałą Crace oraz posłali na dno oba duże lotniskowce. Hitler pogratulował swoim honorowym sojusznikom aryjskim, co ostatecznie mogło zabrzmieć jak ponura przepowiednia: "Po tej nowej klęsce okręty Stanów Zjednoczonych nie będą w stanie przeciwstawić się flocie japońskiej: każdy okręt amerykański podejmujący działania przeciwko flocie japońskiej jest stracony."
Na wzór Falstaffa głoszącego wieści z pogranicza absurdu, Departament Marynarki dał do zrozumienia, że "nie potwierdza ani też nie zaprzecza, czy wyruszą na Tokio.

Samuel Eliot Morison Morze Koralowe, Midway i działania okrętów podwodnych. Maj 1942-sierpień 1942, tłum. Józef Wąsiewski, Finna, 2008

Tytuły i cytaty wydają się może Czytelnikom nieszczególnie zabawne, warto więc przypomnieć, że chodzi o bitwę na Morzu Koralowym (główne starcie miało miejsce 8 maja 1942 roku). Bitwę taktycznie wygraną przez Japończyków (większe straty Amerykanów -- obie strony straciły po kilka okrętów, ale Amerykanie większe i ważniejsze, oraz więcej samolotów), strategicznie przez Amerykanów (obie strony się wycofały, ale to Japończycy musieli zrezygnować z ataku). Owszem, był to przełom, ale w dziedzinie wykorzystania techniki (pierwsza bitwa lotniskowców), a nie w
dziejach samej wojny (tę stanowiła dopiero kolejna bitwa -- o Midway, ale i po niej nikt nie wyruszał na Tokio).