czwartek, 31 grudnia 2009

Przepowiednie na... wiecznie Nowy Rok (1)

O rządzie i władcy tegorocznym

Co bądź by wam opowiadali owe niedowarzone astrologi z Lowenu, Norymbergi, Tubingi i Lyonu, nie wierzcie, aby w tym roku miał być inny gubernator powszechnego świata niż Bóg, jego Stwórca, który mocą swego boskiego słowa wszystkim włada i kieruje, z którego wszystkie rzeczy czerpią swą przyrodę, własności i kondycje, bez któreg podpory i rządu wszsytko w jednej chwili obróciłoby się w nicość, jako przezeń z nicości powołane jest do życia. Z niego bowiem pochodzi, w nim żywie i przez niego się pełni wszelkie istnienie i dobro, wszelki eżycie i ruc, jako powiada Trąba ewangeliczna, Jego Wielebność Święty Paweł, Rom. IX. Zatem gubernatorem tego roku i wszystkich innych będzie, wedle naszej wiarygodnej przepowiedni, Bóg wszechmogący. I nie będzie Saturna ani Marsa, ani Jowisza, ani innej planety, i zaiste ani aniołów, ani świętych; ludzi ani diabłów; cnót, pożytku, mocy ani wpływu żadnego, jeśli Bóg w swojej łasce tego nie dopuści; jako powiada Avicenna, że przyczyny wtórne nie mają żadnego wpływu ani działania, jeśli pierwsza przyczyna ich nie wzbudzi. Zali nie mądrze mówi dobry człeczyna?

O eklipsach tego roku

Tego roku będzie tyle zaćmień słońca i księżyca, iż obawiam się (nie bez kozery), że mieszki nasze doznają stąd wielkiego wycieńczenia, a zmysły zamieszania. Saturn będzie spóźniony, Wenera prostonośna, Merkury niestały. I mnóstwo innych planet nie zechce chodzić wedle waszego rozkazu.
Tedy na ten rok raki będą chodzić bokami, a powroźnicy tyłem. Zydle będą wychodzić na ławki, rożny na ruszty, a czapki na kapelusze; jajka będą zwisać u wielu z przyczyny niedosttku worków; pchły będą po większej części czarne; słonina będzie uciekać w wielki post od grochu; brzuch będzie kroczył przodem; zadek będzie siadał pierwsz; nie będzie można znaleźć migdała w cieście Trzech Króli; trudno będzie trafić asa w chluście; kości nie będą padać wedle życzenia, choćby ich nie wiem jak prosić, i nie często padnie ta liczba, której się żąda; zwierzęta będą gadać po rozmaitych miejscach. Mięsopust wygra porces; ołowa świata przywdzieje maskę, aby oszukać drugą, i będą ludy biegały po ulicach jako szaleńcy i niespełna rozumu; nie widziano jeszcze nikiedy takiego zamieszania w naturze. I powstanie w tym roku więcej niż dwadzieścia siedem słów niesprawiedliwych, jeśli Pyscjan im uzdy nie przykróci. Jeśli Bóg nas nie wspomoże, będziemy mieli mnogo kłopotów; ale przeciwnie, jeżeli będzie z nami, nic nie zdoła nam zaszkodzić, jako powiada niebieski astrolog, który uniósł się aż w niebo. Rom. VII. cap.: Si Deus pro nobis, quis contra nos? Dalibóg, nemo, Domine; jest bowiem zbyt dobry i zbyt potężny. Za czym błogosławicie jego święte Imię!

O chorobach tego roku

Tego roku ślepi będą widzieć bardzo mało, głusi będą słyszeć dość licho, niemi nie będą wcale się odzywać, bogaci będą się mieć nieco lepiej niż biedni, a zdrowi lepiej niż chorzy. Mnogo baranów, wołów, prosiąt, gąsek, kur i kaczek pomrze śmiercią, mniej zaś krutna śmiertelność będzie wśró małp i dromaderów. Starość będzie nieuleczalną tego roku z przyczyny lat ubiegłych. Cierpiący na pleurę będą doznawali srogiego bólu w boku. Cierpiący na biegunkę będą często bieżać na stolec, katary będą tego roku schodzić od mózgu ku niższym członkom; schorzenie oczu będzie bardzo niepomyślnie wpływało na wzrok; uszy będą w Gaskonii jeszcze krótsze i rzadsze niż zazwyczaj. I będzie panować niema powszechnie bardzo straszna i niebezpieczna, złośliwa, przewrotna, przerażająca i dokuczliwa choroba, od której świat będzie chodził jak ogłupiały i ludzie nie będą wiedzieli, w który pośladek się drapać, i bardzo często będą popadać w bredzenia, sylogizując o kamieniu filozoficznym i uszach Midasa. Drżę ze strachu, kiedy myślę o niej; powiadam wam bowiem, iż będzie ona epidemiczna. Awerroes VII Colliget nazywa ją: brak pieniędzy. I zważywszy na kometę zeszłego roku i wsteczną drogę Saturna, umrze w szpitalu wielki nicpotem, cały zakatarzony i ochroszczony, po któęgo śmierci powstaną wielkie rozruchy między kotami a szczurami, psami i zającami, sokołami i kaczkami, między mnichami i jajcami.

O owocach i płodach ziemnych

Widzę z kalkulacji Albumazara w księdze wielkiej Koniunkcji i indziej, że ten rok będzie bardzo żyzny z obfitością zbiorów dla tych, któzy będą mieli z czego. Ale chmiel w Pikardii będzie się nieco lękał mrozu; owies będzie bardzo smakował koniom; słoninę znajdzie się tylko u świni; z przyczyny występującego znaku Pisces będzie to rok wielce urodzajny na śledzie w beczce. Merkury groźny jest nieco dla prosa, ale mimo to cena jego będzie umiarkowana. Kłopoty i strapienia rosnąć będą obficiej niż zwykle. Zboża, wina, owocu i jarzyn będzie więcej, niż kiedykolwiek widziano, jeżeli spełni się wszystko wedle życzeń biednych ludzi.

Franciszek Rabelais Pantagrueliczne przepowiednie (w Gargantua i Pantagruel, tłum. Tadeusz Boy Żeleński, Wydawnictwo Dolnośląskie 1996)

środa, 30 grudnia 2009

O tańcach... w końcu mamy karnawał!

Skoro nie potrafiono znaleźć w Piśmie Świętym przekonujących argumentów przeciwko tańcom, tym silniej akcentowano radość, jaką sprawia on szatanowi. W całej zresztą Europie pochodzenie muzyki, zwłaszcza instrumentalnej, przypisywano diabłu. Miał on posiadać własne skrzypce, z któych pomocą zmuszał ludzi do tańca kończącego się śmiercią z wyczerpania. [...] Szatan miał być także wynalazcą tańca, zwłaszcza rozrywkowego, w którym ludzie odmiennej płci tak mocno przytulają się do siebie.
[...]
Jeszcze dobitniej pisze o tym kaznodzieja barokowy, jezuita Tomasz Młodzianowski. Jego zdaniem kobieta nigdy i pod żadnym pozorem nie powinna dotykać obcego mężczyzny. Powołuje się tu między innymi na przykład świętego Wojciecha, który potrącony przez kolegę, przypadkowo dotknął dziewczyny, a następnie długo i gorzko płakał. Właśnie za grzechy popełniane w tańcu i przez taniec zostały przebite gwoździami nogi Chrystusa na krzyżu. Młodzianowski pisze nawet, iż kto tańczy z kobietą, tańczy z szatanem.

Janusz Tazbir Tańce wszeteczne i dozwolone (w Silva rerum historicarum, ISKRY 2002)

wtorek, 29 grudnia 2009

Kalendarze, kalendarze...

W dawnych kalendarzach polskich, drukowanych od XVIII w. w Krakowie, wiadomości o obchodach świąt kośc., ruchomych i nieruchomych, o zaćmieniach słońca i księżyca, przewidywania meterolog., zapowiedzi klęsk, epidemii, wojen i przewrotów polit.
Władysław Kopaliński Słownik mitów i tradycji kultury, PIW 1996

Czytałem tak sobie Kopalińskiego (jak widać, jestem dopiero na 'K') i nie mogłem wyjść ze zdumienia. Przecież obecnie klęski, wojny i przewroty zwykle poznaje się dopiero po fakcie! Przewidywania meterologiczne owszem, ale w miarę pewne są one tylko na kilka dni do przodu -- a tu w XVIII wieku publikowano je na cały rok! Chyba trzeba zweryfikować dumę z naszej nauki i wiedzy, skoro wiemy tak niewiele w porównaniu z przodkami z XVIII wieku...

PS.
Co pisałem notując sobie w tle trochę przewidywań Franciszka Rabelais. Co prawda nie wiem, na jaki rok... Ale może będą aktualne? XVI wiek, wiedzy powinno być jeszcze więcej, nieprawdaż?

sobota, 26 grudnia 2009

Tematy wędrowne

Wykorzystałem czas urlopowo-świąteczny na nadrobienie (częściowe tylko…) zaległości filmowych, zgromadzonych na DVD. Częściowe – bo wciąż leżą przede mną dwa filmy Masaki Kobayashiego, czekające na swój czas (są to „Bunt” i „Harakiri”). Obejrzałem już jednak trzy filmy Akira Kurosawy, również utrzymane w konwencji filmu samurajskiego – „Tron we krwi”, „Ukrytą fortecę” i „Straż przyboczną”. I zadziwiło mnie jedno – że znałem ich akcję zanim je obejrzałem.

Nie dziwiło to w przypadku „Tronu we krwi”, który stanowi przeróbkę „Makbeta”. Ale już „Straż przyboczna” zdumiała mnie. Jak ja to dobrze znam – myślałem sobie – tyle, że nie ma wątku porwanej żony… (Ale i ten wątek się pojawił. I nie tylko…). Znałem. Ale jakoś w głównej roli nie występował Toshiro Mifune, lecz… Clint Eastwood. A całość nie działa się w Japonii okresu wojen domowych, a na amerykańsko-meksykańskim pograniczu czasów Dzikiego Zachodu. (I nawet muzyka u Kurosawy była taka ‘westernowa’…)

Rzeczywiście – „Za garść dolarów” to remake „Straży przybocznej”, która to informacja jakoś wciąż mi uciekała. (Pamiętałem tylko „Siedmiu wspaniałych”, jako remake „Siedmiu samurajów”. Podobno także „Ostatni sprawiedliwy” opiera się na „Straży przybocznej”.)

Nie od razu zauważyłem powtórzenie w „Ukrytej fortecy”. Oglądałem myśląc, jaka ładna bajka… – bo konwencja bajkowa była łatwa do wyłapania. I aż się dziwiłem, że nie ma wersji westernowej. (A przynajmniej ja takiej nie znam…) Ale… wersja jest! I to szeroko znana! W końcu George Lucas z niczego nie wziął swoich… „Gwiezdnych wojen” Owszem, tu odstępstwa są większe (i na plus dla Kurosawy, którego wersja jest bardziej zwarta i logiczna), ale schemat ten sam.

***

Tematy sobie wędrują. Warto jednak pamiętać, że i Kurosawa sięgał po westerny, jako pewne wzorce. Tak więc, do pewnego stopnia adaptacje były proste. Choć… na sienkiewiczowski XVII wiek też dałoby się te historie przerobić.

wtorek, 22 grudnia 2009

Zanurzyć się w gorącej kąpieli

Jacek Żakowski: Czego was nauczył McLuhan?
Rex Weyner (współzałożyciel Greenpeace): Na przykład tego, że ludzie w gruncie rzeczy nie czytają gazet -- zanurzają się w nich jak w gorącej kąpieli i nasiąkają ich opowieściami. Zdecydowanej większości udzi nie da się przekonać statystykami ani argumentami. Można ich przekonać tylko opowieściami o losach konkretnych bohaterów. Jeśli chce się zmienić społeczeństwo, trzeba opowiadać historie, które ludzi wciągną. [...]
Z wywiadu dla Polityki, pt. Wieloryb też człowiek, nr 50 (2735) z 12 grudnia 2009 r.

Czytałem McLuhana, ale nie pamiętam podobnego porównania. Może dlatego, że czytałem inne dzieła? Może... Ważniejsze (dla mnie), że Rex Weyner zdaje się mieć rację. Przynajmniej, gdy zerkam na komentarze do artykułów -- tak jakby czytelnicy reagowali na ogólne wrażenie, a nie dyskutowali ze szczegółami, logiką wywodu, przytoczonymi danymi i ich powagą. Oczywiście, są wyjątki, ale bardzo nieliczne.

Zresztą wypożyczyłem "na Święta" i przeglądam Wojnę informacyjną i bezpieczeństwo informacji Dorothy E. Denning (ale sprzed 11 września, więc mam poczucie małej aktualności). I mam wrażenie podobne, gdy omawia się formy wojny informacyjnej. Zresztą... to przecież wszystko techniki PR, sam fakt, że opłaca się je stosować świadczy o przytoczonej tu tezie.

sobota, 19 grudnia 2009

Potlacz

potlacz uroczystość, ceremonialna biesiada Indian płn.-zach. wybrzeży Ameryki Płn. wydawana dla popisywania się zamożnością, dla utwierdzenia a. wzmocnienia indywidualnej pozycji w plemieniu a. prestiżu społ., w czasie której to uczty gospodarz niszczy część swego mienia i rozdziela hojne podarki (wymagające jednak precyzyjnych rewanżów); rozszerz. uprawianie rozrzutności, marnotrawienie, niszczenie dóbr, stanowiące społecznie uznaną drogę zdobycia prestiżu.

Etym. - gwara szczepu Chinook 'jw.'


Władysław Kopaliński Słownik Wyrazów Obcych (za wydaniem on-line).



Cytowanie słowników internetowych trąci o perwersję... ale jakoś bardzo chciałem przypomnieć sobie to słowo w związku ze zbliżającymi się Świętami. (Bo zwrócono mi uwagę... i słusznie zwrócono... że mam skłonność do przesadzenia w dobie kryzysu... a kryzys i mnie dotyka...)

czwartek, 17 grudnia 2009

Pouczenie

Człowiek nigdy nie powinien uważać swych uczynków za zupełnie dobre i wolne od zarzutu, gdyż to prowadzi do beztroski i zadufania, a w konsekwencji -- do rozleniewienia i uśpienia umysłu. Niech raczej nieustannie się wznosi obiema swymi władzami, to jest umysłem i wolą, a tym sposobem szuka swego największego dobra w jego najwyższym wymiarze oraz roztropnie się zabezpiecza, wewnątrz i na zewnątrz, przed wszelką szkodą. Tak postępując nie tylko w niczym nie ponosi straty, lecz będzie nieustannie w najwyższym stopniu wzrastał.
Mistrz Eckhart O nieustannym, gorliwym doskonaleniu się (Pouczenia duchowe) tłum. Wiesław Szymona OP, W Drodze, 2001

sobota, 12 grudnia 2009

Drobiazgi

Łapię się ostatnio na pewnej trudności pisania. Łatwiej mi zamieszczać cytaty z aktualnych lektur niż napisać coś od siebie. Nawet gdy odkrywałem u siebie chęć sięgnięcia po klawiaturę, to gdy tylko pisanie się opóźniło, chęć mijała…

W mijającym tygodniu taka chęć chwyciła mnie dwa razy. Po raz pierwszy, gdy poproszono mnie o opinię o artykule. (Przyznaję, że zapewne dlatego, iż uchodzę za osobę względnie ‘zoilowatą’, a komuś zależało na krytyce.) Artykuł przeczytałem kilkukrotnie, by wydać jakąś opinię, możliwie bezstronną. Czytam, czytam i coraz bardziej się dziwię. Autor na przykład opisuje wybór dwóch elementów ze zbioru, powiedzmy i, j ze zbioru A. W języku naturalnym piszemy jakoś tak: „wybieram dwa różne elementy i i j ze zbioru A”. Co robi autor? Pisze „wybieram elementy jak następuje”, po czym następują (w po przerwie) dwa wzory ujęte klamrą: istnieje taki i, które należy do A, oraz istnieje takie j, różne i, które to i należy do A. (Że opiszę je, zamiast szukać możliwości zamieszczenia wzoru-ilustracji.) Treść niby ta sama, czyta się dużo wolniej, a przede wszystkim zajmuje kilka razy więcej miejsca w artykule. Powiedzmy 5-6 wierszy (osobne wiersze na wprowadzenie, pierwszy wzór i drugi, większe symbole, odstępy… może nawet z 7?) do jednego. Po co?

(Odpowiedziałem sobie po co – autor ma niewiele do powiedzenia, a stara się robić wrażenie. Rozczytanie wzoru pominie połowa czytelników, nawet nie domyślając się banalności za nim stojącej. A wrażenie jest – przybywa objętości, sama forma graficzna sprawia wrażenie pewnego wyrafinowania, mądrości autora niedostępnej profanom.
Ale tu pytanie drugie – jak zwrócić na to uwagę? Wypada mi się odnosić do meritum, a nie do odczuć na temat intencji autora… W końcu we wzorach nie ma nic złego. Bardzo często wprowadzają one skondensowaną precyzję do sformułowań, które w języku naturalnym nie chcą być precyzyjne… Nie tu, ale trudno mi wskazać na ich błędność.
Jakoś rozwiązałem ten swój problem, dzieląc swoją opinię na część bardziej i mniej oficjalną. Pozostało zaś pytanie o wykorzystanie wzorów – bardziej ujmują, czy odejmują one czytelników?)

Druga rzecz, o której chciałem napisać nastąpiła wczoraj. Przed koncertem NOSPRu byłem na prelekcji (czy wprowadzeniu) pani red. Anny Woźniakowskiej na temat Mozarta i jego muzyki. Pani redaktor (Radio Kraków), często z dykcją prof. Wiktora Zina, opowiadała o utworach Jana Chryzostoma Wolfganga Teofila (plus za wymienienie wszystkich imion), będąc przy tym pełną zachwytów nad geniuszem. Nawet pół biedy zachwytów nad słoneczną włoskością zaklętą w jego muzyce (jakby mniej romantyczny Karol Rafał Bula zatytułował swój program do tego samego koncertu: „Muzyka Mozarta – zaklęte w dźwiękach promienie słońca”), ale te romantyczne legendy powtarzane bezkrytycznie. I to rezonowanie bezkrytyczności wśród publiczności! (Gdy np. pani redaktor mówiła o pisaniu przez Mozarta z głowy i bez poprawek, usłyszałem zza pleców teatralny szept: „Jak prawdziwy geniusz!”.) I polecenie na zakończenie Mojego życia z Mozartem Erica-Emmanula Schmitta (a sam pisałem pozytywnie…)…

Wielokropek nadużywany w poprzednim akapicie wyraża pewien niesmak. Nie oburzenie, ale poczucie niesmaku brakiem harmonii. Za dużo tych słodkości, za dużo czułostkowości. Nie chciałbym z tego robić przytyków pani red. Woźniakowskiej, bo to popularny i lubiany styl opowiadania o muzyce. Szepty na sali, opinie rzucone w koncertowych przerwach, to wszystko zdaje się to potwierdzać. A to wszystko takie mało… klasyczne. Nie pasuje do Mozarta.

środa, 9 grudnia 2009

Bawarczycy

Pewien pułk bawarski, który w tym czasie walczył w południowych Niemczech, składał się głównie z Niemców (534 żołnierzy) oraz Włochów (217 ludzi), ale w jego skład wchodzili również Polacy, Słoweńcy, Chorwaci, Węgrzy, Grecy, Dalmatyńczycy, Burgundowie, Francuzi, Czesi, Hiszpanie, Szkoci, Irlandczycy, jak również mieszkańcy Lotaryngii - a wszyscy oni walczyli w tym samym pułku. Musimy też pamiętać o tym, że "Niemiec", "Włoch", "Francuz" czy "Hiszpan" były kategoriami dość abstrakcyjnymi dla osób żyjących w tych czasach, ponieważ dzielili się oni na różne podgrupy, jak na przykład Sasi, Westfalczycy, Piemontczycy, Florentczycy, Baskowie, Bretończycy, Kastylijczycy, Katalończycy itp. W skład owego bawarskiego pułku wchodziło nawet czternastu Turków! Jest też inny ważny i godny zapamiętania fakt: oprócz pułków szwedzkich i hiszpańskich żadne inne nie były tak jednorodne pod względem wyznaniowym. Wielu protestantów różnych odłamów nadstawiało głowy za cesarza, przy czym nietrudno było znaleźć i katolików walczących po przeciwnej stronie. Nie ma się jednak czemu dziwić. Wojna religijna dobiegła praktycznie końca.
Peter Englund Lata wojen, tłum. Wojciech Łygaś, Finna 2003

sobota, 5 grudnia 2009

Wiek zaniku

Ale mamy XXI wiek; domowe muzykowanie jest w zaniku, podczas gdy nie wstając od swojego laptopa mogę natychmiast dostać się do dziesiątek, a nawet setek nagrań w pełni rozwiniętych wersji tych dzieł. [...] Dlaczego więc nagrywać aranżacje na duet fortepianowy [autorstwa] kompozytora?
David Threasher (w recenzji Octetu Mendelssohna i jego I Symfonii wersji na duet fortepianowy), Gramophone, Awards 2009

PS.
1. David Threasher jednak uważa, że warto nagrywać.
2. W tle gra mi "Król Roger" Karola Szymanowskiego z Wrocławia (na DVD przywiezionym z Zachęty, bo skądże by?). Skoro nie wiem kiedy znajdę czas na porządne posłuchanie, pooglądanie i zrobienie przerywnika operowego, to już dzisiaj sygnalizuję ten fakt, z pochwałą dla realizatorów.
3. Oryginał dla zainteresowanych:
But this is the 21st century; domestic music-making is on the decline, and without rising from my laptop I can instantly access tens and even hundreds of recordings of the full-blown versions of these works. [...] So why record the composer's piano-duet arrangement?

czwartek, 3 grudnia 2009

Na miedzy

Już w XVII stuleciu krzyż bywał przez niektórych traktowany instrumentalnie, służąc jako narzędzie walki politycznej czy nawet do załatwiania sprawa majątkowych. W sporach granicznych, toczonych przez szlachtę protestancką z katolikami, ci ostatni chętnie wystawiali krucyfiks na spornym terenie. Miał on wyznaczać zasięg posiadłości, do których zgłaszali pretensje. Równocześnie zaś każda próba usnięcia krzyża lub przeniesienia go na inne miejsce była traktowana jako akt bliźnierczy. Procesy, jakie w związku z tym wytaczano, odbijały się szerokim echem w społeczeństwie szlacheckim, wywołując zażarte polemiki na sejmikach i sejmie.

Co uszło Radziwiłłowi...

Przekonał się o tym książę Janusz Radziwiłł, któremu na sejmie w 1647 roku zarzucono, iż wydał rozkaz obalenia krzyży przydrożnych, wystawionych w Świadości przy gościńcach wiodących do Uszpola, Wilna i Kupiszek. Miały one tam stać od dawna. Daremnie kalwiński magnat tłumaczył, iż sprawa dotyczy tylko jednego krzyża, który katolicki pleban w Świadości polecił w czasie nieobecności Radziwiłła umieścić opodal jego dworu. Kazał go wykopać i przenieść w inne pod kościoł. Pod adresem księcia pana posypały się pełne oburzenia i sarkazmu wierszyki, w których zarzucano duchowieństwu naganna obojętność w tej sprawie i brak energicznej obrony krzyża.

Będą wołać kamienie, kiedy wy milczycie,
Kiedy o Chrystusową krzywdę nie czynicie.
Milczą i jezuici. Czy ich oczarował?
Aleć i drugie ludzi pono przedarował.

-- czytamy w jednym z utworów, zarzucających niedwuznacznie wzięcie łapówki od potężnego wielmoży.
Zgodnie ze znanym powiedzeniem, iż szewc heretyk to heretyk, a magnat heretyk to magnat, Janusz Radziwiłł wyszedł z opresji obronną ręką. Władysław IV Waza skłonił biskupa wileńskiego Abrahama Wojnę do wycofania pozwu sądowego. W zamian za to Radziwiłł zgodził się infułata przeprosić, a na miejscu przeniesionego krzyża wybudować kaplicę. Łaskawie zezwoił też, aby w Kiejdanach, w święto Bożego Ciała, odprawiano proecesję po ulicach miasta, w którym wyznaniem faktycznie panujacym był przecież kawlinizm (wbrew utartym sądom o wszechmocy kontrreformacji jej władza nie rozciągała się na wiele miast zasiedlonych przez protestantów).

...nie uszło braciom polskim

Targnięcie się na krzyż nie uszło natomiast na sucho braciom polskim, których faktyczna stolica, leżący pod Opatowem Raków, od dawna stała katolikom kością w gardle. Miasteczko należało do wyznającego arianizm Jakuba Sienieńśkiego, który od wielu lat prowadził spory graniczne ze swoim sąsiadem Jerzym Rokickim. Ten ostatni był zresztą księdzem katolickim, który zgodnie ze wspomnianym już zwyczajem wystawił krucyfiks właśnie na ziemi będącej przedmiotem zatargu. Po śmierci Rokickiego (1537) spór wcale nie wygasł, ale -- przeciwnie -- wszedł w jeszcze ostrzejszą fazę. Stało się to za sprawą uczniów szkoły rakowskiej, którzy w początkach 1638 roku zniszczyli ów krzyż.
Według relacji ariańskich, rzucając kamieniami trafili przypadkowo w stojący przy drodze kuryciks. Strwożeni jego zniszczeniem zakopali resztki krzyża w ziemi i zaprzysięgłszy tajemnicę wrócili do Rakowa. Katolicy utrzymywali natomiast, iż modzi ludzie, którym towarzyszyło dwóch nauczycieli, uczyniło to rozmyślnie. [...] Sprawa trafiła prze są senatu. Po burzliwej debacie poselskiej zapadł 20 kwietnia 1638 roku surowy wyro,k, nakazujący zamknięcie słynnej na całą Europę akademi rakowskiej. Jej wykładowców skazano na banicję. Konfiskacie uległa także drukarnia, odbudowy szkoły i typografii zakazano pod karą 10 000 złotych polskich. Głównych winowajców (Babińskiego i Falibowskiego) tylko pospieszne przejście na katolicyzm uchroniło przed surową karą.

Janusz Tazbir Krucyfiks na miedzy (w Silva rerum historicarum, Iskry 2002)


---
Co notuję zainspirowany słowami uchwały sejmu, że krzyż nawiązuje do tradycji wolnościowej I Rzeczpospolitej.

środa, 2 grudnia 2009

Życie psychopaty?

Taka była ta wojna. Banalna, a jednocześnie nudna. Niewiele w niej było z czci, przygody czy piękna. Na niektórych obrazach przedstawia się wojnę w postaci pięknie wyglądającej kawalerii, pędzącej na białych koniach po Wielkie Zwycięstwo w promieniach zachodzącego słońca. Jednak praktyka była zupełnie inna. Przeważnie wyglądało to tak, jak Erik Jonsson widział to w owe październikowe dni 1643 roku: spocone hordy żołnierzy goniących za nieprzyjacielem, którego rzadko udaje się zobaczyć, w pogoni za rozstrzygnięciem, które nigdy nie jest ostateczne; nieudane fortele, od czasu do czasu trochę strzelania z armat -- i tak oto życie przelatywało niezauważalnie. Cały szereg wydarzeń, które może nie dawały odczuć, że coś się utraciło, ale nie przywodziły też na myśl poczucia zwycięstwa.
Peter Englund Lata wojen, tłum. Wojciech Łygaś, Finna 2003

PS. Tytuł oczywiście nawiązuje do poprzedniej dyskusji, choć ten fragment miałem wynotowany wcześniej. Umieszczam go z pewnym wahaniem -- jest nazbyt oczywisty. Ale trudno...