piątek, 29 stycznia 2010

Drobiazgi

Jeszcze raz dziękuję Beacie za życzenia dobrych dojazdów – życzenia w znacznej mierze się spełniły, ale nie w 100%... A to znowu, ktoś kradł trakcję, a to śnieg padał…


Swoją drogą, te kradzieże trakcji przyprawiły mnie o zły humor i niezbyt dobrą refleksję (nie po raz pierwszy), że będąc tak na Śląsku dumnymi z solidności, etyki pracy, a często także oddania Bogu i rodzinie, jesteśmy dumni na wyrost. Kradzieże trakcji, węgla, agresywni pseudokibice… Rozumiem, że to nie tylko u nas się dzieje, ale dzieje się u nas jakoś często… Choćby te kradzieże trakcji raz na dwa tygodnie na trasie moich dojazdów.


Tymczasem duma przejawia się w czymś innym niż zakasaniu rękawów – moja lokalna stacja kolejowa usunęła Sosnowiec z listy stacji docelowych. Teraz, jeśli ktoś chce znaleźć pociąg do Sosnowca na rozkładzie, powinien szukać pociągu do Zawiercia, Częstochowy, lub do Katowic z ‘gwiazdką’. Gwiazdka, mała i opisana w rozkładowych przypisach, oznacza właśnie pociąg do Sosnowca Głównego (ale nie dalej…).


Ale nie tylko na lokalną niesolidność mogę ponarzekać – znalazłem je także w polskim tłumaczeniu Oswajania nieskończoności Iana Stewarta (historii matematyki) autorstwa Bogumiła Bienioka i Ewy L. Łokas, a wydanym przez Prószyńskiego i Spółkę. Właściwie to nie wiem, gdzie geograficznie tę niesolidność lokować, nawet jeśli Ziemia jawi się w tej pozycji jakaś mała:


W rzeczywistości kula [PAK: Ziemia] jest lekko spłaszczona: obwód równika wynosi 12 756 km, natomiast obwód mierzony przez bieguny jest równy 12 714 km.


To strona 162, a na tronie 201 w ramce opisano system kodowania, określając go systemem szyfrowania. Może to dla tłumaczy to samo? Ale zastanawia mnie też co innego – jak dotąd (strona 203) – tematy są mi mniej lub bardziej znane (nie w ujęciu historycznym, co prawda), a przynajmniej powinny być znane, bo prawie o tym wszystkim się uczyłem. Ale już od dobrych kilkudziesięciu stron tematyka sięga materiału, który poznawałem na studiach. Nie dość, że już wietrzejącego z mojej głowy, to jeszcze zmuszającego do zapytania, dla kogo ta książka jest? I szerzej – czy da się napisać przystępną historię matematyki?


A teraz, dla odpoczynku – kilka fotek – Szyb Elżbiety w Chorzowie:





Tak, tak, kopalniany szyb – miał dostarczać powietrze do kopalni.




Zbudowany w latach 1913-1914. Nie potrafię znaleźć imienia architekta… Nazwisko brzmiało: Tschentscher.





Obecnie to miejsce służy nie tyle dotlenianiu pokładów kopalnianych, co różnym imprezom – można je wynająć na studniówkę, czy wesele.


Pozostaje mi życzyć wszystkim udanego weekendu. Będzie śnieżny, to już wiadomo. Właśnie się złapałem na zgodności domowego kalendarza z pogodą za oknem. Jeśli sądzić zaś po moim kalendarzu, luty będzie wciąż zimowy, choć temperatury będą często dodatnie, nawet w marcu śnieg nie zniknie zupełnie, ale za to kwiecień będziemy mieli kwietny. Czego wszystkim (obok zachwycania się realem) życzę!


PS.

Domowy mówiący zegarek zaczyna naśladować wymowę premiera Donalda Tuska… Czy to coś znaczy?

wtorek, 26 stycznia 2010

Przyjaźń między epokami

Francesco pozdrawia swego Cycerona. Twoje listy długo i gorliwie poszukiwanie, a znalezione tam, gdzie się najmniej ich spodziewałem, przeczytałem chciwie. Usłyszałem, jak wiele mówisz, jak wiele opłakujesz, na jak wiele rzeczy zmieniasz pogląd, Marku Tuliuszu. Już przedtem wiedziałem, jakim byłeś nauczyciele dla innych, ale dopiero teraz pojąłem, jakim byłeś dla siebie. Z kolei więc ty, gdziekolwiek jesteś, posłuchaj nie rady, lecz z prawdziwej miłości pochodzącego lamentu, jaki nie bez łez wypowiada jeden z potomnych, bez miary rozmiłowany w tobie. O niespokojny stale i zatroskany, czy raczej, abyś rozpoznał swoje własne słowa, «porywczy i nieszczęsny starcze», cóż ty chciałeś osiągnąć tyloma sporami i bezużytecznymi zabiegami? Gdzież się podział spokój godny twoich lat, profesji i fortuny? Jakaż to złuda chwały wplątała starca w boje młodzieńców i poniewieranego wszelkimi przygodami powlokła wreszcie na śmierć niegodną filozofa? Ach, niepomny rad brata i twoich własnych zbawiennych pouczeń, byłeś jak ten nocny wędrowiec, który, niosąc w ciemności światło, pokazuje drogę idącym za nimi, a sam fatalnie potyka się i upada.
Pomijam Dionizjusza, pomijam brata twego i wnuka, pomijam nawet Dolabellę, którego to pod niebo wynosisz pochwałami, to niespodziewanymi zniewagami szarpiesz. To jeszcze może dałoby się znieść. Zostawiam samego też Juliusza Cezara, którego dobrze znana łaskawość była przystanią dla wszystkich napastników. Nie powiem nic o wielkim Pompejuszu, u którego mogłeś prawem przyjaźni wszystko uzyskać. Ale jakież to szaleństwo rzuciło cię przeciw Antoniuszowi? No tak, miłość do republiki. A przecież wiedziałeś, że ona od posad się wali. Jeśli zaś wiodła cię czysta wiara, samo umiłowanie wolności, to skąd taka twoja zażyłość z Augustem? Cóż powiedziałbyś Brutusowi? On rzekł: «Jeśli ci podoba się z Oktawian, można by pomyśleć, że ty nie pragnąłeś uniknąć pana, lecz jeno chciałeś znaleźć pana bardziej przyjaznego». Jeszcze tego ci brakowało, nieszczęśniku, jeszcze to zrobiłeś u kresu, iż tak obraziłeś, kogo przedtem wychwaliłeś, iż on tobie, nie mówię, że źle uczynił, lecz pozwolił, by inni źle czynili.
Boli mnie twoja dola, przyjacielu, wstydzę się twoich błędów i lituję się nad nimi, i razem z tymże Brutusem «nie przyznaję żadnej wartości kunsztom, w których widzę twoją największą biegłość». Bo tak naprawdę cóż to daje, uczyć innych, cóż to daje, mówić ciągle najbardziej ozdobnymi słowami o męstwie, jeśli sam siebie nie słuchasz? O ileż byłoby lepiej, zwłaszcza filozofowi, spokojnie postarzeć się na wsi, «rozmyślając – jak sam gdzieś piszesz – o życiu wiecznym, a nie tym tu, tak znikomym». Nie mieć oznaki rózeg, nie łaknąć triumfów, nie natężać się przeciw żadnemu Katylinie. Ale to już wszystko daremne. Żegnaj na wieki, mój Cycero.

Petrarka (z Familiarium rerum libri; za Zygmuntem Kubiakiem Literatura Greków i Rzymian)

niedziela, 24 stycznia 2010

Deformacja postaci

Nie oddały dobrej usługi wiedzy historycznej meandry szkolnych programów nauczania. Kazimierz Wielki w pierwszych latach po wojnie był przykładem błędnej polityki zagranicznej. Rezygnacja z Pomorza i ze Śląska wystawiała mu złe świadectwo, jezcze gorsze ekspansja na Ruś Halicko-Włodzimierską. Częściową rehabilitację zapewniono mu po 1956 r., przy czym jego prawdziwy triumf pośmiertny — jako budowniczego drugiej Polski — miał miejsce w dekadzie lat siedemdziesiątych XX w. Oficjalna wykładnia podobnie jak różne poglądy polityczne dziś obecnie chyba zdeformowały nieco tę postać, próbując ją przystosować do swoich potrzeb.
Henryk Samsonowicz Dziedzictwo średniowiecza, Ossolineum 2009

czwartek, 21 stycznia 2010

Jak dawniej liczono

Uwaga, zadanie z treścią -- [Z]achowany fragment tabliczki YBC 4652, pochodzącej z okresu starobabilońskiego (1800-1600 lat p.n.e.) [...]

Znalazłem kamień, ale go nie zważyłem. Gdy przygotowałem ciężar sześciokrotnie większy, dodałem 2 giny, a następnie zwiększyłem jeszcze o jedną trzecią jednej siódmej pomnożonej przez 24, dokonałem pomiaru wagi. Uzyskałem wynik 1 ma-na. Jaki był początkowy ciężar kamienia?

1 ma-na jest równy 60 ginom.

[...] uzyskujemy odpowieź, że x
[PAK: ciężar kamienia]=4 1/3 gina.

To było proste, nawet jeśli sposób opisu zadania u współczesnego ucznia zapewne wywołałby serię pytań, typu: skąd wiemy, że przygotowano ciężar sześciokrotnie większy, skoro pierwszego nie zważono?*. Ale wróćmy do Babilończyków -- coś trudniejszego -- zadanie z tabliczki BM 13901:

Dodałem siedmiokrotność boku mojego kwadratu i jedenastokrotność jego obszaru, [uzyskując] 6;15

(Liczby 6;15 stanowią uproszczoną potać babilońskiej notacji sześćdziesiątkowej i oznaczają 6 plus 15/60, czyli we współczesnej notacji: 6 1/4). Wspomiane rozwiązanie wygląda następująco:

Zapisz 7 i 11. Pomnóż 6;15 przez 11, [uzyskując] 1,8;45. Podziel 7 na pół, [uzyskując] 3;30 i 3;30. Pomnóż, [uzyskując] 12;15. Dodaj [to] do 1,8;45 [uzyskując] wynik 1,21
[PAK: też z babilońskiego zapisu pozycyjnego = 1x60+21=81]. To jest kwadrat 9. Odejmij 3;30, które pomnożyłeś, od 9. Wynik 5;30. Owrotności 11 nie można znaleźć. Ale przez co muszę pomnożyć 11, żeby uzyskać 5;30? [Odpowiedź brzmi] 0;30, bok kwadratu jest równy 0;30.

Ian Stewart Oswajanie nieskończoności (Historia matematyki), tłum. Bogumił Bieniok i Ewa L. Łokas, Prószyński i S-ka, 2009

I kto chciałby się uczyć matematyki w Babilonie? Tymczasem ten mało zrozumiały opis określa babiloński sposób rozwiązywania równań kwadratowych. To po prostu inny sposób opisu metody z deltą, którą wszyscy znamy (znamy? no powiedzy...) ze szkół.

---
*) Na dniach 'realowy odpowiednik PAKa' (oczywiście, (C) by Basia) pomagał przy przeprowadzaniu i ocenianiu kolokwium studentów ostatniego roku. By sprawdzić, czy aby prace sąsiadów nie są do siebie podobne, każdą z prac opisaliśmy kodem -- cyfry 0..6 oznaczały rzędy, a oznaczenia literowe miejsca w rzędach. Po kolokwium rozmawiamy sobie z kolegą:
-- A wiesz, 6A był jakiś taki zagubiony, wciąż się rozglądał.
-- Uhm, może niepotrzebnie zlekceważyłem to na początku, ale potem przy nim stałem i zerkałem -- rozwiązywali zadania na różnych stronach, więc ściągać nie mogli. A 6B... Może ADHD to on nie miał...
-- Ten, co to ciągle prosił by jakiś hint dać?!
-- No tak. Też się ciągle wiercił i oglądał.
-- A 3C taki smutny siedział... Ten w okularkach, kojarzysz?

No i tak sobie gawędziliśmy... Ale coś mi palce po klawiaturze za bardzo spieszą do dygresji, wywołanej myślą o skonfrotnowaniu tych studentów z zadaniem Babilończyków. Tymczasem ważniejszym doświadczeniem było dla mnie co innego -- spora część studentów ślicznie cytowała formułki z wykładów, jeśli jednak zadanie polegało bardziej na ogólnym rozumieniu zasad i wyciąganiu z nich logicznych wniosków, nawet nie próbowała go rozwiązywać... (Albo, co gorsza, także cytowała formułki, nie starając się nawet powiązać ich z pytaniem.) Tymczasem to ostatni rok i tego podejścia do wiedzy się już raczej nie wyprostuje...

wtorek, 19 stycznia 2010

Jesteście szczęśliwi?

Bhutańska koncepcja szczęścia narodowego brutto (SNB) opiera się na czterech filarach, które musza być inspiracją dla każdej polityki rządu. Te filary to: 1. Zrównoważony i sprawiedliwy rozwój społeczno-gospodarczy. 2. Ochrona i promocja kultury. 3. Ochrona środowiska naturalnego. 4. Dobre zarządzanie. Trzeba było przekształcić SNB z filozofii w system miar:

Jego bazę stanowi kwestionariusz z pytaniami, na które mają odpowiadać Bhutańczycy co dwa lata. 180 pytań podzielonych jest na dziewięć kategorii: 1. Dobre samopoczucie pod względem psychologicznym. 2. Wykorzystanie czasu. 3. Witalność społeczności. 4. Kultura. 5. Zdrowie. 6. Edukacja. 7. Zróżnicowanie środowiska naturalnego. 8. Poziom życia. 9. Rząd.

Oto niektóre pytania: "Jak by pan/pani opisał(a) swoje życie: a) bardzo stresujące, b) nieco stresujące, c) bezstresowe, d) nie wiem", "Czy ma pan/pani wiele nieprzespanych nocy z powodu zmartwień?", "Czy zauważył(a) pan/pani zmiany w ostatnim rocku w projektowaniu architektonicznym domów w Butanie?", "Jak niezależne są według pana/pani nasze sądy?", "Jak często spotykał(a) się pan/pani na polu towarzyskim z sąsiadami w ciągu ostatniego miesiąca?", "Czy odpowiada pan/pani tradycyjne bajki swoim dzieciom?".

[...]Jak określić zatem, kto jest szczęśliwy?

Szczęśliwa jest ta osoba, która osiągnęła poziom zadowolenia w każdej z dziewięciu kategorii (0).

Za Forum (nr 2/2010), które z kolei dopełnia tym fragmentem, opracowanym w oparciu o Humanismo y Conectividad artykuł Pablo Guimona pt. Królestwo, które zmierzyło szczęście (za El Pais).

Koncepcję łatwo krytykować, zresztą pierwsze co przyszło mi do głowy, to właśnie absurdalność pomysłu. Ale przecież można go potraktować również jako inspirację, by rozejrzeć się wokół.

sobota, 16 stycznia 2010

Drobiazgi

Na blogu pojawiają się u mnie wciąż cytaty, ostatnio coraz częściej bez mojego komentarza. Tak wolę, ale z drugiej strony mam wrażenie, że blog staje się coraz bardziej bezosobowy… Wrażenie to tym bardziej mi doskwiera, że założyłem osobny blog na cytaty bez komentarzy. (Pozazdrościłem 3M rzecz jasna.) Co prawda, te na których najbardziej mi zależy i tak tu trafiają, ale… Ale postanowiłem wynotować parę „drobiazgów”, bardziej prywatnych.

Piszę tę notkę, zatrzymawszy film. Filmem jest Harakiri Masaaki Kobayashiego z 1962 roku. Zapowiada się fascynująco! Swoją drogą, film na płycie opisany jest jako Harakiri, ale już tłumaczenie w napisach tytułu jest Harakiri/Seppuku… Ciekawe, jak to jest w oryginale? To bynajmniej nie bez znaczenia, przynajmniej nie dla Japończyków. Jeśli tytuł brzmi Harakiri, stanowił by on nacisk na okrucieństwo samego czynu, Seppuku raczej na tradycję samurajską… Film zapowiada się fascynująco z dwóch powodów – raz, ukazuje część tradycji, która nie pasuje do potocznych wyobrażeń o dawnej Japonii; dwa – samurajski kostium skrywa treść psychologiczną, może wydumaną (z naszego punktu widzenia), ale przejmującą.

Ale dość o Harakiri, w końcu film muszę obejrzeć od końca! Oglądałem tez w ostatnich tygodniach dwa inne filmy Masaaki Kobayashiego – Bunt z 1967 i Kwaidan z 1964.

Bunt nosi pewne podobieństwa z Harakiri. W obu filmach ważne są zasady postępowania samurajów czasów szogunatu. W obu jednak chodzi nie o historię, a o psychologię. Bunt to opowieść o narodzinach osobowej godności samuraja Sasahary (gra go Toshiro Mifune), który przedtem był dość anonimowym i bezwolnym sługą księcia Matsudaira i… własnej żony. A zapalnikiem buntu jest jego synowa, traktowana przez ród Matsudaira jak przedmiot, którym można swobodnie dysponować, a która ma dość wewnętrznej siły, by się temu przeciwstawić i tchnąć odwagę w otaczających ją mężczyzn. Zresztą, co ja będę opowiadał – film ukazał się w ubiegłym roku w Polsce na DVD, jest więc dostępny dla wszystkich zainteresowanych. Jest i szermierka, i egzotyczne stroje, i honor, i poruszająca historia.

Kwaidan to zupełnie inna rzecz… Film reklamowany jest jako film grozy, choć bardziej przypominał mi cykl czterech poetyckich, egzotycznych baśni. Owszem, podtytuł Opowieści niesamowite jest trafny, ale raczej jako nawiązanie do Edgara Allana Poe, niż do Stephena Kinga, powiedzmy. Obszerne fragmenty Kwaidan można znaleźć w Internecie, choć nie wiem na ile one, wyrwane z kontekstu, będą czytelne. Spragnionych baśni również odsyłam do filmu, choć rekomenduję go z pewnym zastrzeżeniem – opowieść czwarta (W czarce herbaty) mnie rozczarowała, pierwsza (Czarnowłosa i druga (Pani Śniegu) są nazbyt czytelne i przewidywalne (ale i tak dobrze się je ogląda – to film, którego siła tkwi w świetle i scenografii, a nie w zaskakiwaniu widza).

Swoją drogą, Kwaidan (jak i pozostałe dwa filmy) wydano w cyklu Azjamania, co w jego przypadku oznacza, że dołączono reklamówkę innych filmów tego cyklu – w większości rodem z Bollywood, który z Kwaidan zdaje się nie mieć nic wspólnego. (Albo weźmy inne porównanie – wydawcy Rashomona piszą, że wiele mu zawdzięcza Hero. Prawda, ale jakże różne są te filmy. I jak, mimo efektownych scen Hero, surowość Rashomona bardziej mnie pociąga. Dokąd zmierza to azjatyckie kino?)

***

Ale dość o filmach, które w gruncie rzeczy oglądam rzadko… A na dokładkę, których treści nie mogę zdradzać, bo popsuję przyjemność ewentualnym widzom spośród Czytelników. A jakby i tego było mało, to obecnie oglądam filmy z lat 60-tych, jestem więc dobre 40 lat zapóźniony. Kolejny ważny temat – komunikacja!

Ważny, bo dojeżdżam do pracy pociągiem. I krótko mówiąc nie jest dobrze… Zima, przynajmniej na Górnym Śląsku, jest dość przeciętna – owszem, śniegu może więcej niż rok i dwa lata temu, ale bez porównania cieplej i mniej śnieżnie w roku 2006. Mimo to PKP zanotowała największe problemy w mojej historii codziennych dojazdów, czyli niemal osiemnastu lat codziennych kontaktów. W poniedziałek w ogóle nie udało mi się dostać do pracy. We wtorek wydawało się, że skończy się na pociągu spóźnionym o godzinę, gdyby nie wypadek po przejechaniu paru kilometrów – ktoś wpadł pod pociąg. Wezwano policję i prokuraturę, a PKP wezwała pasażerów (którzy dotarli po torach na nieodległą stację) do korzystania z innych środków transportu. To wszystko, gdy radio wzywa do korzystania z… transportu publicznego. Jakby problemów z zimą (a raczej z brakiem rzutkości i rutynowych modernizacji na PKP) było za mało – w piątek ktoś próbował ukraść sieć trakcyjną… Opisy w mediach lokalnych sugerują, że byłby to niezły scenariusz filmu sensacyjnego. Z mojego prywatnego punktu widzenia oznaczało to opóźniania i odwołane pociągi – czyli wyzwalało adrenalinę równie dobrze jak sensacyjny film.

***

W grudniu pisałem o prelekcji przed koncertem, gdzie red. Anna Woźniakowska przesłodziła obraz Mozarta. Nawet do Mozartkugel tego nie dało się porównać. Ale, mimo zachęt, czy raczej zniechęt, nie zrezygnowałem ze słuchania wprowadzeń do koncertów. Tym bardziej, że zapowiedziano innego prelegenta – prof. Leona Markiewicza. I znowu było bardzo emocjonalnie, ale… tym razem nie miałem nic przeciwko temu. Otóż prof. Markiewicz mówił o XI Symfonii Rok 1905 Dymitra Szostakowicza. Opowiadał śpiewając pieśni (wiele z nich miało polską wersję, w której również były skierowane przeciw caratowi), wykorzystane przez Szostakowicza. Pieśni, śpiewane w domu przez rodziców prelegenta. W kluczowym momencie prof. Markiewicz również powołał się na tradycję rodzinną – otóż tego 9 stycznia, na Placu Pałacowym miał być jego ojciec (czy dziad? trudno mi ojca wpasować ze względu na wiek… mimo wszystko) i otrzymać ciosy od kozaków pacyfikujących manifestację, co po latach opowiadał własnym dzieciom.

I mogły padać wszelkie superlatywy pod adresem Szostakowicza – w tak osobistej opowieści nie przeszkadzały one zupełnie.

***

Życzę Wam udanego nowego tygodnia, a sam wracam do Harakiri.

Ciemności gotyckie

Katolicy też nie mieli powodu, by odwoływać się do czasów sprzed soboru trydenckiego. Zbyt świeżo w pamięci współczesnych miał miejsce kryzys Kościoła w dobie schizmy zachodniej, upadek znaczenia kleru i jego autorytetu. Stąd, nie rezygnując z popularyzacji takich postaci, jak św. Franciszek oraz różnych świętych narodowych, w opiniach o średniowieczu nie podkreślano wzorcowego charakteru tej epoki, a jezuici wręcz mówili o "ciemnościach gotyckich".
Henryk Samsonowicz Dziedzictwo średniowiecza, Ossolineum 2009

środa, 13 stycznia 2010

Szczypta ironii (historii)

[O Stanisławie Auguście Poniatowskim] W 1938 roku jeden z generałów odpowiedział na to krótko i bez wahania: w żadnym wypadku na Wawelu, skoro nie poległ, jak na wodza przystało; powinien był "stanąć na czele wojska i zginąć". Ironia historii sprawiła, iż słowa te wypowiedział Edward Rydz-Śmigły, który w rok później opuścił walczącą jeszcze armię...
Janusz Tazbir Silva rerum historicarum, ISKRY 2002

niedziela, 10 stycznia 2010

Horoskopy... coś mi się astrologicznie porobiło...

Grzebiąc wśród plików na swoim komputerze odkryłem horoskop. Horoskop, który przypisuje poszczególnym dniom w roku odpowiednie cechy charakteru. Sam horoskop można znaleźć w Internecie, ale w Internecie bym go raczej nie szukał. A tu sam wpadł w oko. Wyczytałem więc swój horoskop i paru osób znajomych. Udawało mi się to dopasować. Ale… o ile żywię niejaką sympatię dla siebie samego (zupełnie nieuzasadnioną, ale cóż, taka już ludzka natura pełna słabości…), podobnież w dobrej pamięci zachowuję Znajomych budzących sympatię i podziw (ukłony, ukłony) i zasadniczo sympatyczne opinie o ich charakterach wydawały mi się trafne, to w pewnym momencie naszedł mnie dysonans poznawczy. Bo jakże to – wszyscy inteligentni, kreatywni, porządni, a przecież w telewizji wciąż pokazują morderców, polityków, złodziei, czy dziennikarzy telewizyjnych, którym te pozytywne cechy trudno jakoś przypisać. Postanowiłem więc sprawdzić na paru osobach, które wszyscy znamy.

Można ich nazwać potomkami Cycerona. Potrafią wznieść się na wyżyny krasomówstwa i egzaltować się własnym głosem. Poza tym odznaczają się żywą, bystrą inteligencją i umiejętnością wyciągania wniosków z życiowych doświadczeń. Często przeceniają swoje rzeczywiste możliwości i przegrywają. Charakter ich jest zmienny, a zasady moralne dość słabe.
Kto? Ano zacząłem od 18 czerwca, czyli urodzin Prezydenta. I przy okazji także Prezesa PiS – potomkami Cycerona są więc (zdaniem horoskopu) Lech i Jarosław Kaczyńscy.

Są bardzo przydatni i to niemal w każdych warunkach. Nie brakuje im mądrości życiowej, siły woli, ani siły fizycznej. Cieszą się niekwestionowanym autorytetem. Życie traktują poważnie i starają się postępować godnie. Jeżeli są o czymś przekonani wówczas bywają nieustępliwi. W sytuacjach spornych mogą być uparci, a nawet konfliktowi.
22 kwietnia. Nie wiem, czy zgadlibyście po charakterystyce, ale skoro zacząłem od Prezydenta, to wiadomo, że kolejny będzie premier. Tak, tak, to horoskop dzienny m.in. Donalda Tuska.

Są obdarzeni otwartym i chłonnym umysłem. Bywają refleksyjni, starają się postępować szlachetnie i nikogo nie krzywdzić swoim postępowaniem. Trudno jest im liczyć na większe sukcesy, gdyż są za mało zdecydowani i za mało operatywni. Zbyt łatwo też ulegają cudzym wpływom.
4 kwietnia. Nie tylko III RP (choć tu o datę urodzin można się spierać, jeśli ktoś ma ochotę…), ale przede wszystkim Bronisław Komorowski, marszałek Sejmu.

Inteligentni i przedsiębiorczy. We wszystkim czego się podejmą są gorliwi i rzetelni. Potrafią dać sobie radę w sytuacjach zbyt trudnych dla innych. Są ludźmi szlachetnymi i starają się tak realizować swoje przedsięwzięcia, aby nie odbywały się one kosztem innych osób. Własnych uczuć nie skrywają, a raczej spontanicznie je uzewnętrzniają. Odznaczają się znacznym skąpstwem, co tłumaczą jako zaawansowaną oszczędność.
8 kwietnia i Grzegorz Lato, prezes PZPN, było, nie było, sądząc po medialnych nagłówkach trzecia osoba w państwe, chyba że…

Są bardzo wrażliwi i czuli. Uczuciowość jest ich cechą dominującą i w dużym stopniu wpływa na ich życie. Przejawiają duży temperament i niewyczerpaną energię. Potrafią swoją osobą zafascynować otoczenie. Są bardzo lubiani przez towarzystwo, jednak wielokrotnie spotykają się z krytyką swojego postępowania za brak hamulców moralnych, samowolę i upór.
... zdmuchnie mu ten tytuł urodzony 22 czerwca Franciszek Smuda.

Mają duże zdolności, zwłaszcza w dziedzinach artystycznych. Są przy tym ambitni i aktywni. Dokładają wiele starań, aby wybić się ponad przeciętność. Uznanie, chociażby wśród najbliższych, jest ich minimalnym celem. Odznaczają się dobrą pamięcią i spostrzegawczością. W realizacji celów staje im na przeszkodzie brak wewnętrznego zdyscyplinowania, wytrwałości i konsekwencji. Również ich zmienne usposobienie i częste zmiany planów utrudniają doprowadzenie wielu przedsięwzięć do końca.
3 lipca i Jerzy Buzek.

Obdarzeni są ścisłym umysłem. Posiadają wybitne zdolności o charakterze uniwersalnym. Są bardzo ambitni i wiedzą czego chcą od życia. Wierzą we własne możliwości, a to już połowa sukcesu. W swoich przekonaniach są stali, a nawet uparci. Musi upłynąć dużo czasu nim zmienią zdanie na czyjś temat. Byliby w życiu szczęśliwi i kochani, gdyby nie miłowali tylko siebie. Poza tym ich daleko posunięta samowola nie przysparza im oddanych przyjaciół.
20 marca – prymas Henryk Muszyński.

---
Nie udaję, że ta notka ma jakieś głębsze przesłanie… Można oczywiście uznać, że obala ona ewentualną wiarę w horoskopy, ale ją już przecież obalał św. Augustyn. Ot, liczę że i Czytelnicy zabawią się w mitycznego Prokrusta i postarają się jakoś te charaktery dopasować do łoża horoskopu, lub odwrotnie – horoskop do medialnego wizerunku, z pożytkiem dla radosnego rozkołysania umysłu.  

czwartek, 7 stycznia 2010

Kabir

W świętych sadzawkach jest tylko woda.
Wiem, bo kąpałem się w nich.

Bogowie rzeźbieni w drzewie i kości słoniowej nie odzywają się.
Wiem, bo błagałem ich.

W świętych księgach Wschodu nie ma nic prócz słów.
Wiem, bo zaglądałem do nich.

Kabir mówi o tym tylko, co sam przeżył.
To, czego nie przeżyłeś, nie jest prawdziwe.

Z tłumaczeń poetyckich Czesława Miłosza, Znak 2005. A Kabira przypomniała Beata u siebie, więc zerknąłem, poszukałem -- Kabira 'życzeniowego' nie znalazłem, ale ten też jest inspirujący, nieprawdaż?)

wtorek, 5 stycznia 2010

Niesportowe!

Pocisk ppanc. (Graf Spee nie ma już prawie burzących), wystrzelony z odległości około 7800 m, trafia w rufę Ajaxa. Przebija się m.in. przez komorę podnośników amunicyjnych pod wieżą "X", demoluje kabinę dowódcy okrętu i wybucha w kabinie sypialnej Haroowda ("To bardzo niesportowe" -- podobno taki był komentarz komodora na widok jego kijów do golfa, które wskutek eksplozji potraciły "główki").
Wojciech Holicki Bingo komodora Harwooda (w MSiO, numers pecjalny 2/2009), str. 34.

To jedno z tych zdań, które może nie padły... ale które powinny były paść.

Ale -- złapałem się na tym, że pomyślałem -- to bardzo w duchu Royal Navy -- humor i sport obok siebie, jako komentarz do niosącej śmierć walki. Czy znam coś takiego z innych armii? Szukam w pamięci. Może nazbyt pospiesznie i dlatego niczego nie odnajduję? Owszem -- pogarda śmierci, humor nawet -- to się trafia. Ale jeszcze sport do tego?

PS.
Może zbyt delikatnie to zaznaczyłem -- zachwyca mnie to, że dostrzegam w tym fragmencie (autentycznym, czy fałszywym -- to nieistotne) przejaw tradycji. Gdy mówi się u nas tradycja, to przychodzi na myśl zwykle coś poważnego (nawet jeśli bardzo ciepłego i pełnego dobrej energii, jak niedaleka od nas tradycja wigilijna) -- zwłaszcza, gdy przychodzi do tradycji militarnej. Tam to już prawie tylko "Bóg, honor, ojczyzna", "Idź złoto do złota", "Mieczów ci u nas dostatek", "Jam nie z soli, ani z roli...", "Bóg mi powierzył honor Polaków", itd., itp. Ale tradycją jest nie tylko to -- tradycją może być pewien typ humoru, jaki wypada prezentować w takiej sytuacji, odwołanie do sportu (zwłaszcza fair play) -- jak w tym przypadku. Być może to tradycja, której sie nie da odgórnie kształtować i wspierać... Ale chętnie bym jej poszukał i u nas. Czy macie jakieś sugestie?

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Przepowiednie na... wiecznie Nowy Rok (3)

O stanie niektórych krajów

[...] Włochy, Romania, Neapol, Sycylia będą tam, gdzie były w zeszłym roku. Będą głęboko medytować pod koniec postu i zdrzemną się niekiedy wedle południa.

Niemcy, Szwajcaria, Saksonia, Strasburg, Antwerpia etc. będą zażywać pomyślności, o ile jej nie sfuszerują, napędzą nieco strachu wędrownym kapturom; takoż w tych krajach niewiele się odprawi w tym roku zaduszek.
[...]
Anglia, Szkocja, Estreliny będą dość lichymi Pantagruelistami. Wino byłoby im równie zdrowe jak piwo, byleby dobre i chłodne. [...] Święty Trynian ze Szkocji będzie robił cudów co wlezie, ale mimo świec, jakie mu znoszą, nie będzie widział ani źdźbo jaśniej.

Moskowici, Indyjczycy, Persowie i Troglodyci będą często ciepieli na krwawe moczenie, nie będą bowiem chcieli dać się wymiszkować Romanistom.
[...]
Austria, Węgry, Turcja, na honor, moi dobrzy ludkowie, nie wiem, jak się będą miewały, i niewiele się o to troszczę zważywszy, iż słońce tak mężnie weszło w znak Koziorożca; jeśli więcej o tym wiecie, nie piśnijcie słowa, jeno czekajcie na przybycie kuternogi.

O czterech porach roku, a najpierw o wiośnie

W całym tym roku będzie tylko ten Miesiąc, a i ten nienowy; bardzo was to markoci, was, którzy zgoła nie wierzycie w Boga, którzy prześladujecie jego święte i boskie słowa, a wraz tych, co przy nim obstają? Idźcie się tedy obwiesić; nie będzie bowiem innego miesiąca, jeno ten, który Bóg stworzył na początku świata, i który, mocą jego świętego słowa, umocowany
jest na firmamencie, aby świeci i prowadził ludzi w nocy. Prze Bóg! nie chcę przez to powiedzieć, iż nie będzie objawiał ziemi i istotom zimeskim ubytku albo przybytku światła, wedle tego, jak będzie się przybliżał lub oddalał od słonca. Dlaczego? Dlatego że etc. I nie macie co modlić się za niego, aby go Bóg strzegł od wilków, ani się go tkną w tym roku, ręczę. Aha, żebym nie przepomniał; w tej porze roku ujrzycie dwa razy tyle kwiatów co we wszystykich trzech innych razem. I nie będzie ołoszony za mózgowca ten, który w tej porze odłoży sobie pieniędzy na zapas, więcej
niż pająków w ciągu całego roku. Mieszkańcy i przewodnicy górscy Sabaudii, Delfinatu i Hiperborejów, w których śniegi są wiekuiste, będą pokrzywdzeni o tę porę roku i nie będą jej mieli, wedle osądzenia Awicenny, który powiada, że wtedy jest wiosna, kiedy śnieg traci się w górach. Możecie temu wierzyć. Za moich czasów znaczyło się Ver, kiedy słońcw chodziło w pierwszy stopień Tryka. Jeśli teraz rachuje się inaczej, płacę grzywnę, i cicho sza.

O lecie

W lecie nie wiem, co za czas będzie i wiatry z któej strony; ale wiem, że powinno być ciepło i wiatr powinien być od morza. Jeśli wszelako będzie inaczej, nie trzeba dla tej przyczyny zaprzeć się Boga. Mądrzejszy jest bowiem od nas i wie o wiele lepiej niż my sami, co nam potrzebne. Upewniam was na mój honor, cokolwiek by o tym powiadał Hali i jego kompania. Najlepiej będzie trzymać się wesoło i pić tęgo, mimo iż niektórzy
powiadają, iż nie ma rzeczy przeciwniejszej pragnieniu. I ja tak sądzę, contraria bowiem contrariis curantur.

O jesieni

W jesieni będzie winobranie; trochę wcześniej, trochę później, o to nie stoję, byleśmy mieli winka zadość. Będzie pora na myslenie, niejeden bowiem będzie myślać zebździć się tylko, a sumiennie sfajda się pod siebie. Ci i te, którzy ślubowali pościć, póki gwiazdy nie wejdą na niebo, obecnie mogą się najeść do syta z mego pozwolenia i dyspensy. A i tak aż
nadto się opóźnili, one już tam bowiem tkwią od szesnastu i nie wiem ilu dni, i to silnie umocowane. I nie spodziewajcie się w tej porze łapać skowronki, skoo niebo się zawali, nie zdarzy się to bowiem za waszej pamięci, na mój honor. Kapuzy, kaptury, feretrony, perpetuony i inne takie dziadowskie sakwy wyjdą z nor; kto żyw, niech się pilnuje. Strzeżcie się także ości, kiedy będziecie jeść ryby, a od francy nie was sam Pan Bóg ustrzeże!

O zimie

W zimie, wedle mego niskiego rozumienia, nieroztropnie poczynają sobie ci, którzy sprzedadzą futra i kubraki, aby nakupić drzewa. I nie tak czyni starożytni, jak zaświadcza Awen Zuar. Jeśli deszcz pada, nie smućcie się; tym mnie jbędzie prochu na drogach. Trzymajcie się ciepło! Wystrzegajcie się katarów! Pijcie, co najlepsze, czekając, aż nowe nadejdzie, i nie
sikajcie do łóżek! Ho, ho, kureczki, a gdzieżeście wy uwiłu gniazdka tak wysoko?

Franciszek Rabelais Pantagrueliczne przepowiednie (w Gargantua i Pantagruel, tłum. Tadeusz Boy Żeleński, Wydawnictwo Dolnośląskie 1996)