Taka była ta wojna. Banalna, a jednocześnie nudna. Niewiele w niej było z czci, przygody czy piękna. Na niektórych obrazach przedstawia się wojnę w postaci pięknie wyglądającej kawalerii, pędzącej na białych koniach po Wielkie Zwycięstwo w promieniach zachodzącego słońca. Jednak praktyka była zupełnie inna. Przeważnie wyglądało to tak, jak Erik Jonsson widział to w owe październikowe dni 1643 roku: spocone hordy żołnierzy goniących za nieprzyjacielem, którego rzadko udaje się zobaczyć, w pogoni za rozstrzygnięciem, które nigdy nie jest ostateczne; nieudane fortele, od czasu do czasu trochę strzelania z armat -- i tak oto życie przelatywało niezauważalnie. Cały szereg wydarzeń, które może nie dawały odczuć, że coś się utraciło, ale nie przywodziły też na myśl poczucia zwycięstwa.
Peter Englund Lata wojen, tłum. Wojciech Łygaś, Finna 2003
PS. Tytuł oczywiście nawiązuje do poprzedniej dyskusji, choć ten fragment miałem wynotowany wcześniej. Umieszczam go z pewnym wahaniem -- jest nazbyt oczywisty. Ale trudno...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz