czwartek, 24 września 2009

Dama tajemnicza nic nigdy podszepnąć nie chciała...

Przekonywał mnie kiedyś pewien trudniący się integralnie radykalnym patriotyzmem młodzieniec, gremialny, globalny i totalny nieuk (uznawał tylko „mistyczne podszepty intuicji”, lecz w tym sęk, że mu ta dama tajemnicza nic nigdy podszepnąć nie chciała), że język narodowy Esperanto podobny jest do tzw. żargonu, tj. języka żydowskiego (jidysz). Rozmówca miał w dyskusji korzystniejszą niż ja sytuację, nie znał bowiem Esperanta, mógł więc pleść co mu obfita ślina na bełkotliwy język przyniosła, moja zaś znajomość z Esperantem sięga r. 1910. Zasłuchany w szepty milczącej intuicji, głuptas nie rozumiał, co się do niego mówiło, pogardliwym uśmiechem zbywał rzeczowe argumenty, powtarzając w kółko, że w języku Zamenhofa „to nic, tylko ciągle jakieś hoj, soj, mój, szmoj, czyli czysta żydowszczyzna”. Słyszał widocznie, że liczbę mnogą części mowy deklinowanych formuje się w Esperancie za pomocą końcówki j (bona homo – dobry człowiek, bonaj homoj – dobrzy ludzie), stąd jego święte przekonanie o hoj-szmoj, które to dźwięki stanowią rzekomo cechę zasadniczą mowy życowskiej.
Pod niebiosa za to wynosił „pełną słonecznych blasków mowę starożytnych Hellenów”, tłumacząc mi, że w dźwiękach każdego języka odbija się (dosłownie) „estetyczna wartość rasy”.
- Panie – powiedziałem w pewnej chwili – zacytuję panu urywek esperanckiego wiersza, a przekona się pan, że nie jest tak źle.
I wyrecytowałem:
Palajsmath’hemon ho bios eutychusi de
Hoj men tach’ hoj d’esauthis hoj d’ede broton…
Mój intuicjonista zatryumfował:
- Aha! Nie mówiłem? Hoj hoj moj! I jeszcze chojside! Pewno coś o chasydach! Na Nalewkach się to słyszy!
Wtedy postawiłem go sobie na lewej dłoni, palcami prawej ręki dałem mu leciutkiego przytczka w nosek i powiedziałem:
- Nie, chłopcze. Nie usłyszysz tego na Nalewkach. Na ateńskiej agora rozbrzmiewały te dźwięki. To Eurypides.

Julian Tuwim Pegaz dęba, ISKRY 2008 (wg wydania i układu z 1950 roku, pozostawiłem „język narodowy Esperanto” tak jak stoi w moim wydaniu).

Brak komentarzy: