poniedziałek, 26 października 2009

Pracujący i czytający

"Pracujących braci, wykonujących niestrudzenie pracę fizyczną, lecz nie wykazujacych chęci do lektury, miłował mniej i nie uważał za godnych najwyższej czci. Jeżeli jednak ktoś miłował wiedzę, nawet jeżeli był tak bezsilny, że nie mógł pracować rękoma, był jemu (Fulgencjuszowi) szczególnie miły i drogi." "Jakiś powiew intelektualizmu i dekadencji -- komentuje ten szczegół Walter Berschin -- daje się odczuć na tym emigracyjno-sardyńskim wariantem życia zakonnego. Było ono jednak bez wątpienia pierwszej rangi rozsadnikiem życia kulturalnego."
Jerzy Strzelczyk Wandale i ich afrykańskie państwo, PIW 2005 (wydanie II?)


1. Wygodnie tak pisać książki. Albo blogi! (Biję się już w piersi!) Ale to wyjątek w pracy Jerzego Strzelczyka.
2. Co do samego Fulgencjusza... Cóż, niechęć do lektury trudno mi cenić i popierać... Co nie znaczy, że nie mam poczucia, że zaczyna się coś niedobrego.
3. A gdzie tu dekadencja? Że się czytać nie chce? Czy też może, że dzieli się społeczność na czytających i pracujących?

niedziela, 25 października 2009

Odkładając na półkę Wandale i ich afrykańskie państwo

Płacz i lament
wśród pomników.
Nikt nie kocha
nieboszczyków.
Nikt nie kocha,
nikt nie szlocha,
że już zmarli,
to wynocha!

Przemysław Borkowski Lament

A kto kocha Wandali? Tych pisanych z dużą literą, którzy mieli pecha nie zostawić swojej wersji historii, przez co widzimy jedynie ich portret namalowany przez ich wrogów? (Przez co później, w czasach Rewolucji Francuskiej, stali się źródłem imienia dla wandali przez małe ‘w’.)

Kro kocha Wandali? Tych, którzy dodawali nam chlubnej przeszłości, by zaleczyć kompleksy późnego wkroczenia na scenę dziejów, dopóki nie zastąpili ich Sarmaci?

Kto kocha Wandali? Tych, którzy dali imię ‘naszej’ Wandzie (przez łańcuch nieporozumień, ale i pamięć o ich długotrwałym zamieszkiwaniu na ‘naszych’ ziemiach)?

Dzisiaj więc na blogu, ‘wirtualna świeczka’ dla Wandali.



Jerzy Strzelczyk Wandale i ich afrykańskie państwo, PIW 2005 (chyba drugie wydanie, bądź dodruk, oryginał z 1993, co częściowo tłumaczy mniej śmiałą, niż można się spodziewać po współczesnych opracowaniach, identyfikację Wandali z kulturą przeworską).

czwartek, 22 października 2009

Niespełnione proroctwo

Though birth control was cheap, reliable an endorsed by all the main religions, it had come too late; the population of the world was now six billion -- a third of them in the Chinese Empire. Laws had even been passed in some authoritarian societies limiting families to two children, but their enforcement had proved impracticable. As a result, food was short in every country; even the United States had meatless days, and widespread famine was predicted within fifteen years, despite heroic efforts to farm the sea and to develop synthetic foods.
Arthur C. Clarke 2001. A Space Odyssey, Orbit 2008

wtorek, 20 października 2009

Anna Arkadiewicz Karenina

"Wszystkie nieszczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda szczęśliwa rodzina jest szczęśliwa na swój sposób" -- powiada wielki rosyjski pisarz na początku słynnej powieści (Anna Arkadiewicz Karenina, przemieniona na angielski przez R.G. Stonelowera, Mount Tabor Ltd., 1880). Stwierdzenie to ma niewielki związek z przedstawioną tu historią, kroniką rodzinną, której pierwsza część bliższa jest, być może, innemu dziełu Tołstoja, zatytułowanemu Dietstwo i otroczestwo (Dzieciństwo i ojczyzna, Pontius Press, 1858).
Vladimir Nabokov Ada albo Żar, tłum. Leszek Engelking, MUZA SA 2009

Cytuję bez głębszych intencji -- ot, zacząłem się rozkoszować lekturą.

niedziela, 18 października 2009

Przerywnik operowy dla odpoczynku od... braku przerywników operowych (odc. 32)

Przerywników dawno nie było – od czerwca. Po pierwsze dlatego, że nie dysponowałem nieopisanymi płytami DVD. Po drugie, jeśli dysponowałem nieopisanymi płytami DVD to zupełnie nie chciało mi się ich oglądać. Po trzecie, nawet jeśli dysponowałem nieopisanymi płytami DVD i je oglądałem, to nie widziałem sensu w ich opisywaniu. Choćby taka Partenope Jerzego Fryderyka Händla z Andreasem Schollem (w roli tytułowej Inger Dam-Jensen, Concerto Copenhagen poprowadził Lars Ulrik Mortensen, a reżyserował Francisco Negrin)… Scholl dobry, Dam-Jensen także, są przebłyski reżyserii, ale całość wydawała mi się jakaś byle jaka… Gesty dyrygenta były zdecydowanie ciekawsze od tego co na scenie (z wyjątkiem nielicznych przebłysków), wojna sprowadzona do gry o krzesła upiornie infantylna, a prowadzenie kamer dla telewizji tyleż ciekawe, co nadające realizacji posmaku amatorstwa.

Free Image Hosting
Inger Dam-Jensen jako Partenope, któryś z zalotników przerażony ukrywa się z za stołem.

Szkoda… bo zupełnie zwariowana Partenope* zasługiwała na więcej. Przede wszystkim zasługiwała na lepszą reżyserię.

***

Na reżyserię nie narzekam tak bardzo w Dydonie i Eneaszu Henry Purcella z Royal Opera House (Sarah Connolly jako Dydona, Lucas Meachem jako Eneasz, Orkiestrą Osiemnastego Wieku dyryguje Christopher Hogwood).

Free Image Hosting
Sarah Connolly jako Dydona, Lucy Crowe jako Belinda.

Free Image Hosting
A tu można sobie lepiej obejrzeć Lucy Crowe (Belindę).

Co prawda spektakl jest bardzo statyczny – bohaterowie się wolno przemieszczają po scenie, by w posągowych pozach śpiewać (trochę to próbuje równoważyć balet), ale kamery są już prowadzone dobrze, oszczędnym ruchom towarzyszy godnie oszczędna scenografia, a i cała opera jest krótsza.

Free Image Hosting
Nie, Eneasz (Lucas Maechem) nie wykręca ucha Dydonie (Sarah Connolly), a jedynie pieści jej włosy…

Nie będąc więc porwany fascynującą realizacją, słucham i oglądam ten spektakl z przyjemnością. Zresztą, czegóż chcieć więcej – dobra obsada (owszem, prawie do każdej roli mogę podać lepsze nazwisko… ale nie przesadzajmy z wymogami), reżyseria i choreografia (Wayne McGregor) nie odrzucające od ekranu, oraz sam Purcell, z którym na DVD miałem jakieś problemy dotąd (czyżby opera zbyt krótka na takie wydania?).

Free Image Hosting
Sara Fulgoni, jako Czarownica.

Free Image Hosting
Najbardziej awangardowa rzecz w tym spektaklu – wdzianko “Wiedźm” nr 1 i 2 (Eri Nakamura i Pumeza Matshikiza).

Free Image Hosting
Myślę, że akurat balet może być najbardziej kontrowersyjny… Zresztą, pamiętam sprzed lat na półamatorskie (studenckie) wykonanie Dydony i Eneasza, gdy to zrobiono coś z niczego – przy całej prawności, tej magii teatru wyczarowanej czasem z kawałka papieru, czy sznura (z wielkim dodatkiem wyobraźni realizatorów) tu trochę brakuje.

---
*) Zwariowana: wszyscy kochają się w Partenope (Inger Dam-Jensen), która kocha się zasadniczo kocha się Arsace (Andreas Scholl), ale i pozostałe zaloty sprawiają jej przyjemność, nawet jeśli zalotników, jak Arminda odrzuca. Na dwór Partenope przybywa Rosmira, dawniej ukochana Arsace, wciąż go kochająca – tu jednak udaje księcia Eurymine i również udaje zaloty do Partenope. Po przerywniku wojennym (inny zalotnik – Emilio – stara się zdobyć Partenope z pomocą wojska, oczywiście wojska na scenie nie ma… są krzesła…) komedia się zagęszcza, bo Euryimine chce by Arsace się bił z obrońcą miłości Rosmiry. Arsace nie chce, bo jak tu z kobietą się pojedynkować – że jedynie on wie, iż to kobieta grozi mu oskarżenie o tchórzostwo. W końcu, przymuszony do walki stawia warunek – owszem, będzie się bił, ale oboje przeciwnicy odsłonią piersi. Czego oczywiście Eurymine zrobić nie może, bo się zdekonspiruje… Kończy się więc wszystko dobrze – Partenope zostaje z wiernym Armindą, a Rosmira (ujawniona) z Arsace.

sobota, 17 października 2009

Dostojewski na usprawiedliwienie

Tak, czytaliście oczywiście Dostojewskiego? Czy rozumiecie, jak skomplikowana jest dusza ludzka, psyche ludzka? No wiec, wyobraźcie sobie kogoś, kto bił się od Stalingradu do Belgradu -- poprzez tysiące kilometrów swego własnego zniszczonego kraju, kto maszerował po martwych ciałąch swych towarzyszy i swych najukochańszych! Jak może taki człowiek reagować normalnie? I cóż jest tak odrażającego w tym, że po takich okropnościach zabawi się z kobietą? Wyobrażaliście sobie, że Armia Czerwona jest idealna. Nie, ona nie jest idealna i nie może być idealna... Ważne, że bije się z Niemcami.
Tak miał tłumaczyć gwałty Armii Czerwonej Józef Stalin Milovanowi Dżilasowi (a ja notuję za: Richard Overy Krew na śniegu. Rosja w II wojnie światowej, tłum. Monika i Tomasz Luftnerowie, Wydawnictwo Dolnośląskie 2009).

niedziela, 11 października 2009

Zaległości z Kempa: prezes faraon

Dotąd starałęm się przedstawić obraz starożytnego Egiptu tak, że większości czytelników wyda się on znajomy: społeczeństwa funkcjonującego jak idealny model wielkiej korporacji. Na szczycie, z nienaruszalnej pozycji, panował król. Niżej rozciągał się łańcuch kadry kierowniczej w postaci opłacanych urzędników, a na końcu znajdowali się rządzeni, zwykli ludzie, pracujący na roli wieśniacy, których niekiedy zatrudniano na królewskich budowach.
Barry J. Kemp Starożytny Egipt. Anatomia cywilizacji, tłum. Joanna Aksamit, PIW 2009

sobota, 10 października 2009

Zaległości z Kempa: niedocenione systemy niemonetarne

Jednak w przeszłości systemy niemonetarne funkcjonowały znakomicie. Stanowią one przykład generalnej cechy kultur: systemy na ogół odpowiadają stawianym im wymaganiom. Ludzie dają sobie radę. Ekonomia starożytnego Egiptu dostarcza tu dobrego przykładu. Egipcjanie przez długie okresy prowadzili duże operacje gospodarcze, działając w ramach systemu bezpieniężnego, który był wystarczający. Mogli to robić, ponieważ w całym starożytnym świecie ludzie mieli większą bezpośrednią styczność z prawdziwymi dobrami materialnymi -- artykułami spożywczymi -- niż my, a częściowo dlatego, że rozwinęli system rachunkowości, który był w pół drogi do abstrakcyjnego pojecia "pieniądz". Jego połowiczność polegała na tym, że chociaż mówiono językiem towarów: bochenek chleba, dzban piwa, hekat pszeniczy itp., procedury umożliwiały operowanie ilościami, niekoniecznie dobranymi, jeśli chodzi o przewóz, a nawet istnienie samych produktów. Był to typowy starożytny kompromis: abstrakcja zamaskowana konkretną terminologią.
Barry J. Kemp Starożytny Egipt. Anatomia cywilizacji, tłum. Joanna Aksamit, PIW 2009

piątek, 9 października 2009

Zaległości z Kempa: twórcy kultury turystycznej

"Wielkiej kultury", która z czasem staje się kulturą turystyczną, nie stworzył spontanicznie prosty człowiek. To nie przypadek, że jej przejawy odnajdujemy w wielkich budowlach religijnych, pałacach, rezydencjach i zamkach. Wielka kultura, wymaga patronatu i zarządzania siłą roboczą, jest kulturą dworską. Bogactwo, wielkość, splendor, wzorce sztuki i nowości intelektualne należą do instrumentów rządzenia. A mistycyzm władzy chyba najbardziej efektywnie wyraża się przez religię. Świątynia i pałac, a w wypadku starożytnego Egiptu ich rozciągnięcie na kulturę otaczającą zmarłych, często wydają się określać najistotniejsze cechy minionych kultur. Dobrze zakorzeniona tradycja może wywierać wpływ odczuwalny w całym społeczeństwie, ale żeby osiągnąć to stadium, musi rozprzestrzenić się kosztem innych tradycji, musi opanować umysły narodu. Wszystko inne zostaje "kulturą ludową".
Barry J. Kemp Starożytny Egipt. Anatomia cywilizacji, tłum. Joanna Aksamit, PIW 2009

czwartek, 8 października 2009

Zaległości z Kempa: atawizm rządzi

Żyję w paradoksalnym świecie. Uważa się, że mamy wiek rozumu i postępu. Trwa wyścig technologii. Jednak w ludzkich umysłach wciąż tkwi istota dawnej, hierarchicznej władzy i jej oznak. Ludzie pożądający władzy nie mogą oprzeć się starożytnemu wyreżyserowanemu stylowi postępowania. Wznoszą pomniki, kierują symbole, wskazują wrogów, których należy zniszczyć. Możemy argumentować, że dawne społeczeństwa, aby utrzymać jedność i stabilność, z braku racjonalnych, filozoficznych podstaw rządzenia potrzebowały [osób] przywódców, których pozycję określała teologii i które były traktowane z szacunkiem i ceremoniałem należnym bogu. Podłoże teologiczne i sposoby prezentacji miały swój sens. Autorytet boskiego władcy był jedyny w swoim rodzaju, niekwestionowany; zagrożenie utratą części władzy lub dwuwładzą występowały tylko w okresach wojen domowych. Jednak od czasów faraonów ludzkość posunęła się naprzód. Między nami a starożytnym Egiptem rozciąga się długa i złożona historia rozwoju myśli politycznej i rozmaitych form rządzenia, po części opartych na zasadach nie wywodzących się z religii. Wiemy, jak mogłoby wyglądać racjonalne, harmonijne społeczeństwo. Jednak ponieważ społeczeństwo się zmieniło, formy i oznaki władzy boskiego przywódcy wykazały znaczną zdolność do adaptacji i przetrwania, często ciesząc się dużą popularnością. Racjonalizm wabi, atawizm rządzi.
Barry J. Kemp Starożytny Egipt. Anatomia cywilizacji, tłum. Joanna Aksamit, PIW 2009

Nazbierało mi się zaległych cytatów, które miały trafić na blog, a do których bądź to straciłem serce, bądź nie wiedziałem, na co naprowadzać Czytelników. To ostatnie to zresztą problem wielu fragmentów Starożytnego Egiptu Barry'ego Kempa (odłożonego na półkę jakiś miesiąc temu...), bo tu prawie wszystko jest dyskusyjne. Weźmy początek: Żyję w paradoksalnym świecie -- komunał. Uważa się, że mamy wiek rozumu i postępu -- kto uważa, ten uważa, mnie pozbawił tej wiary Zdzisław Krasnodębski (Upadek idei postępu, z którym jak zwykle się zresztą nie zgadzam, ale to kwestia szerszego sporu, zresztą tu nie o to chodzi, a jedynie o fakt, że postęp przynajmniej bywa dziś niemodny). Trwa wyścig technologii -- banał. Jednak w ludzkich umysłach wciąż tkwi istota dawnej, hierarchicznej władzy i jej oznak --- hm... raczej tak, ale to trzeba uzasadnić, zresztą kto powiedział, że postęp i rozum mają się temu przeciwstawić? Ludzie pożądający władzy nie mogą oprzeć się starożytnemu wyreżyserowanemu stylowi postępowania -- po pierwsze, dlaczego miałoby być inaczej, po drugie, czekam by autor doprecyzował. Wznoszą pomniki, kierują symbole, wskazują wrogów, których należy zniszczyć --- ależ panie Kemp! Toż opisuje pan zwykłą pragmatykę władzy! Możemy argumentować, że dawne społeczeństwa, aby utrzymać jedność i stabilność, z braku racjonalnych, filozoficznych podstaw rządzenia potrzebowały [osób] przywódców, których pozycję określała teologii i które były traktowane z szacunkiem i ceremoniałem należnym bogu -- wydaje się, że potrzeba posiadania przywódców jest jedną z tych cech, które ludzi dzielą (ale to znaczy, że raczej zawsze część będzie odczuwała potrzebę posiadania ich); zresztą nie tylko ludzie potrzebują przywódców, ale (i to bardziej) przywódcy potrzebują ludzi... A filozofia? Przecież nie zapuściła ona aż tak głęboko swych korzeni... Podłoże teologiczne i sposoby prezentacji miały swój sens. Autorytet boskiego władcy był jedyny w swoim rodzaju, niekwestionowany; zagrożenie utratą części władzy lub dwuwładzą występowały tylko w okresach wojen domowych. -- zmieniło się to, że władza wzięła rozbrat z teologią, ale sami wiemy z historii politycznej (i to ostatnich lat), co się dzieje, gdy władza traci szacunek, jak wszystko się rozsypuje, jak trudno jej znaleźć kogoś do współpracy, do realizowania swoich celów. Jednak od czasów faraonów ludzkość posunęła się naprzód. Między nami a starożytnym Egiptem rozciąga się długa i złożona historia rozwoju myśli politycznej i rozmaitych form rządzenia, po części opartych na zasadach nie wywodzących się z religii. Wiemy, jak mogłoby wyglądać racjonalne, harmonijne społeczeństwo. -- w przeciwieństwie do autora, nie wiem jak miałoby wyglądać racjonalne, harmonijne społeczeństwo. Uważam wręcz, że racjonalnie wpisany byłby w nie konflikt i raczej poszukiwanie harmonii niż harmonia... Jednak ponieważ społeczeństwo się zmieniło, formy i oznaki władzy boskiego przywódcy wykazały znaczną zdolność do adaptacji i przetrwania, często ciesząc się dużą popularnością. -- formy się zmieniają. Zawsze. Nawet wtedy, gdy udawają niezmienność i tradycję. Gdzie indziej jednak Barry Kemp ciekawiej wskazywał, że wiele cech 'boskiego władcy' nosi dzisiaj nie władza państwowa, a celebryci. To ich otacza splendor, cała ta otoczka. Władza zszarzała. Racjonalizm wabi, atawizm rządzi. -- i mamy efektowne zakończenie, które nic nie znaczy. Chyba, że kogoś natchnie do refleksji.

Oto jakie trudności robi mi cytowanie Barry'ego Kempa. Ale bywał on dla mnie bardzo inspirujący. Także tu, z jakiegoś powodu... Chyba właśnie dla tej refleksji, jak nam daleko do Egiptu, ile w tym co widzimy w polityce jest 'atawizmów władzy'.

Jak się podlizać królowi, albo premierowi w czas afery...

Nadto, królu, i to weź sobie do serca, że dobrzy ludzie zazwyczaj mają złe sługi, a źli dobre. Ty zaś, który jesteś najlepszym ze wszystkich mężów, masz złe sługi, choć podobno należą do liczby twoich sprzymierzeńców -- to jest Egipcjan, Cypryjczyków, Cylicyjczyków i Pamfylów, ludzi zupełnie bezużytecznych.
Tak, wedle Herodota (Dzieje, tłum. Seweryn Hammer) przemawiała Artemisja do Mardoniosa.

niedziela, 4 października 2009

Zaliczyć i zapomnieć

Na poziomie uniwersyteckim dodatkowe zajęcia z nauk przyrodniczych traktowane są jako coś, co należy zaliczyć i szybko o tym zapomnieć. Trzeba przyznać, że studenci kierunków przyrodniczych i technicznych często mają taki sam stosunek do przedmiotów humanistycznych, ale, chcąc, nie chcąc, są codziennie bombardowani literaturą, muzyką i sztuką w wydaniu popkulturowym. Ponadto coraz więcej osób bez żenady oznajmia publicznie, że nie ma najmniejszego pojęcia o nauce, jakby to był kulturowy wyróżnik i powód do chwały.
Lawrence M. Krauss z felietonu C.P. Snow w Nowym Jorku (Świat Nauki, październik 2009, str. 25), co notuję, jako nawiązanie do dyskusji na blogu u Pani Kierowniczki.

czwartek, 1 października 2009

Jak zaraza...

Ówcześnie "wielcy tego świata" mieli bowiem o wiele mniej władzy, niż wskazywały na to pozory. Oczywiście, pozwalali sobie na chwilowe wybuchy despotyzmu, niszczyli innych, jakby tępili muchy, zbierali podatki, ogłaszali pobór do wojska, snuli piękne plany albo zaczynali jedną wojnę za drugą. Jednak nie byli w stanie w dłuższej perspektywie wywierać znaczącego wpływu na życie codzienne. Mieszkańcy wsi i miast już od pradziejów musieli przecież radzić sobie w życiu sami. Państwo było dla nich czymś odległym i obcym, niezgłębionym tworem, który nawiedzał ich od czasu do czasu tak, jak robiła to wojna, zaraza, nieurodzaj -- plaga, przed którą należało się chronić.
Peter Englund Lata wojen, tłum. Wojciech Łygaś, Finna 2003