niedziela, 29 sierpnia 2010

O Rzymie

Jako wszystkie narody Rzymowi służyły,
Póki mu dostawało i szczęścia, i siły,
Także też, skoro mu się powinęła noga,
Ze wszystkiego nań światła uderzyła trwoga.
Fortunniejszy był język, bo ten i dziś miły:
Tak zawżdy trwalszy owoc dowcipu niż siły.

Jan Kochanowski O Rzymie(Fraszki, Księgi wtóre, za Jan Kochanowski Dzieła polskie, PIW 1972)

---

Niby oczywistość, ale jakoś kandydaci na nowych Rzymian zwykle mało się tym przejmują.

---

Swoją drogą, gdy Kochanowski pisał, że wszystkie narody Rzymowi służyły, jakiś chochlik mi szeptał w ucho z dumą, że Polacy nie... Skąd się takie chochliki biorą?! Stąd już tylko kroczek mały do książki o historii rodzimego uzbrojenia, którą czytałem jako dziecko, gdzie pokazano starożytnego Polaka z dopiskiem, że całe szczęście dla Rzymian, że się na nasze ziemie nie zapuszczali.

---

Skąd i kolejny kroczek, do żalów mojego Szefa, że Rzymianie w lesie Teutoburskim przegrali, z całym fatalnym wpływem tego faktu na Polskę...

środa, 18 sierpnia 2010

Drobiazgi

Parę dni temu spacerowałem po Beskidach. W większości po trasach mi dobrze znanych z wycieczek sprzed lat -- czasem kilku, czasem kilkunastu.

I tu dla mnie zaskoczenie -- względność tej pamięci. Bo szlaki pamiętałem poprzez swoje odczucia -- jeśli byłem zmęczony, to pamiętałem je jako dłuższe i bardziej strome, jeśli wypoczęty -- jako krótsze i łatwiejsze. I jak tu sobie zaufać?

***

I jeszcze przy okazji wycieczki -- jedno ze schronisk ozdobiły wielkie fioletowe krowy. Nie na cześć Stanisława Barańczaka, a na cześć 'alpejskiego mleka' w czekoladach pewnego koncernu z siedzibą w Chicago. Szkoda, bo choć krowy mnie głównie rozbawiły, to -- po pierwsze, brakuje mi protestów, przeciwko szpeceniu górskiego krajobrazu (coś jest rzeczywiście nie tak, że także w kontekście krzyża przed Pałacem Prezydenckim o estetyce mówi się mało, niechętnie i lekceważąco; to chyba ten sam duch, który pozwala wznosić w miastach i wsiach szkaradziejstwa prawdziwe...), po drugie, tłumaczeń Barańczaka do plecaka nie wziąłem, a i tak był za ciężki. Wziąłbym, przynajmniej jakiś pożytek by był.

***

Przerobiłem szkolenie pierwszej pomocy -- jak się już przyznałem. Przerabiam je, co prawda, co jakiś czas na BHP, ale tym razem chciałem się rzeczywiście czegoś nauczyć. I chyba, przynajmniej jak dotąd, nauczyłem, korzystając do woli z luksusowych warunków i możliwości przetestowania prawdziwego defibrylatora.

Ale -- nachodzi mnie taka refleksja, że w pierwszej pomocy najtrudniejsza jest pewna bariera psychologiczna. Bo bardzo niechętnie podejmuje się kontakt z zupełnie obcym człowiekiem, a tu jeszcze nie chodzi o wymianę uprzejmości, ale o fizyczny kontakt. I to taki, w którym -- jak się ma świadomość -- można zrobić coś nie tak.

Mam nadzieję, że bym sobie z tym poradził w chwili próby (i mam nadzieję, że nie będę musiał tego sprawdzać w praktyce). Jakimś pozytywnym znakiem jest to, że widywałem ludzi, którzy spontanicznie pomagali innym, zupełnie obcym, często zniechęcającym do kontaktu.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Warto?

-- Tylko pamiętajcie, że nie zawsze warto jest ratować. Gdy ktoś już jest schorowany, to ratując jego życie możemy mu tylko przysporzyć cierpień...
Co zasłyszałem na szkoleniu pierwszej pomocy. To może było nieco bardziej subtelne (z podkreśleniem możliwości podtrzymania życia, bez podtrzymania świadomości), niemniej na szkoleniu pierwszej pomocy była to dla mnie pewna nowość. Nie szokująca, ale jednak -- bo jak nie 'nowa świadomość', to co?

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Potrzeba historii

Zapewne, potrzebujemy historii, lecz potrzebujemy jej w sposób inny niż potrzebuje jej rozpieszczony próżniak w ogrodzie wiedzy, choćby nawet dostojnie miał patrzeć z góry na nasze grube i pozbawione wdzięku potrzeby i konieczności. Wiadomo, że potrzebujemy jej do życia i do czynu, nie do wygodnego odwrócenia się od życia i od czynu, lub nawet do upiększenia życia samolubnego lub czynu tchórzliwego i lichego. Chcemy tylko o tyle służyć historii, o ile ona służy życiu: lecz istnieje stopień zajmowania się historią i jej ocena, które wpływają na życie trująco i zwyrodniająco: fenomen to, o którym dowiedzieć się z różnych syptomów naszych czasów jest teraz rzeczą równie konieczną, jak i bolesną być może.
Fryderyk Fryderyk Nietzsche Pożyteczność i szkodliwość historii dla życia w Niewczesne rozważania, tłum. Leopold Staff, Wydawnictwo Zielona Sowa (2003?)

---
Bardzo nie chciałbym komentować. Bo dla jednych to oczywiste. Dla innych -- niekoniecznie (w publicznych wypowiedziech bardzo rzadko pojawiają się zastrzeżenia, określające do jakiego stopnia i zakresu coś jest dobre, a gdzie zaczyna się wynaturzenie -- wielu to wie, dzięki poczuciu smaku, czy równowagi -- jak kto woli -- ale nie dzięki publicznym dyskusjom na temat zakresu przydatnosci wiedzy do spożycia). I do tego Nietzsche -- znowu odkrywam, jak bardzo trudny bywa do zaszufladkowania, umykający jasnym streszczeniom. I odległy od własnego stereotypu.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Pomacać się po głowie

Namiestnik prowincji Azji, Apronian, został zaocznie oskarżony o to, że jego piastunka ujrzała go we śnie cesarzem, on zaś rzekomo stosował zabiegi magiczne, aby widzenie się ziściło. Zeznania świadków spisane podczas tortur, odczytywano przed całym senatem. W pewnym momencie padła wzmianka, że w to wszystko wmieszany jest jakiś łysy senator; jego nazwiska świadek nie znał i nie wymienił. „Gdy padły te słowa — pisze Kaszjusz Dion — znaleźliśmy się w położeniu okropnym. Przerazili się wszyscy, nawet ci, co nigdy nie bywali u Aproniana; i nie tylko łysi, ale także ci o wysokich czołach. Nikt nie czuł się bezpieczny prócz tych, którzy mieli gęste włosy. Wszyscy patrzyliśmy na łysych lub łysiejących i szedł pomruk po sali: To ten! Nie, to raczej tamten! Nie będę ukrywał, co mnie się wtedy zdarzyło, choć to bardzo ośmieszające. Stałem się mianowicie skutkiem strach tak bezwolny, że ręką próbowałem, czy mam włosy. Podobnie robili też inni. Patrzyliśmy na łysych i łysawych wymownie, jakbyśmy chcieli na nich przesunąć grożące nam niebezpieczeństwo”. Potem okazało się, że świadek zauważył też obramowaną purpurą togę owego senatora. Wtedy oczy wszystkich zwróciły się na Marcelinusa, bo tylko on był i łysy, i jako urzędujący edyl nosił właśnie taką togę. Wprowadzony świadek rozpoznał go po chwili wahania — ale dopiero wtedy, gdy ktoś z sali dał mu ledwie dostrzegalny znak głową. Marcellinus został natychmiast skazany i wyprowadzony na egzekucję; nieco czasu dano mu tylko na pożegnanie się z czwórką dzieci.
Aleksander Krawczuk Poczet cesarzy rzymskich (Septymiusz Sewer), ISKRY 1986