sobota, 31 lipca 2010

Strzelbę na się składając

Po nim Jagiełło Litwę jednoczy z Polaki,
A potym o pokoju rokuje z Krzyżaki.
Próżno podobno; bo patrz, jako wsi gorają,
A zamków między sobą przedsię dobywają.
Widaćże było dalej dwie wojaszcze ogromne,
Strzelbę na się składając i kopije łomne;
Stąd Krzyżacy, a z nimi Niemcy i Czechowie,
Stąd Polacy i Litwa, Ruś i Tatarowie.
W bok wojska król dwa miecza od Niemców przyjmuje,
Z drugiej strony Tatary Witułt już hamuje;
Ale ci przedsię serca drugim nie skazili,
Bo Polacy na głowę Niemca porazili.
Malbork zatym obegnan, a pod Koronowem
Dwie wojszcze z sobą czynią obyczajem nowem,
Bowiem w pół bitwy z obu stron odpoczywają
Raz i drugi, za trzecim Niemcy się mieszają.

Obawiam się, że Jan Kochanowski nie byłby szczęśliwy z przypomnienia jego Proporca albo hołdu pruskiego (za Jan Kochanowski Dzieła polskie, PIW 1972). Ale cóż, twórczość trwa, nawet ta mniej pamięci godna, tu nakładając się na rocznicę -- sześćsetlecie Grunwaldu już za nami, sześćsetlecie Koronowa przed nami.

środa, 28 lipca 2010

Poniewierać pamięcią

Klaudiusz pozornie zachował całkowitą obojętność na wieść o śmierci żony. Jak jednak odgadnąć, co czuł w głębi serca? I czy owa niby obojętność, którą tylu miało mu za złe, nie była jedyną reakcją godną mężczyzny i cesarza? Jakże bowiem inaczej miałby się zachować? Żałować wiarołomnej? Rozpaczać nad śmiercią wyuzdanej rozpustnicy? A może poniewierać jej pamięcią?
Aleksander Krawczuk Poczet cesarzy rzymskich (Klaudiusz), ISKRY 1986

---
Przypominałem sobie ostatnio Ja, Klaudiusza (w wersji serialowej), co jakoś zachęciło mnie by wygrzebać Swetoniusza i Krawczuka, dla porównania. I proszę -- uwaga, może błaha, ale bliska tematycznie notki sprzed tygodnia.
PS.
1. Serial się zestarzał. Przynajmniej w moim odbiorze. Ale skoro do czegoś inspiruje, to chyba nie zestarzał się do końca.
2. Dla mnie sensacją, przy okazji oglądania wydania na DVD, okazała się informacja o nieukończonym filmie z Charlesem Laughtonem z 1937 roku. Reżyserem był Josef von Sternberg -- zachowały się wcale ciekawe sceny. Dirk Bogarde w roku 1955 mówił o "klątwie Klaudiusza". Jak widać, szczęśliwie, klątwa nie okazała się wieczna.

sobota, 24 lipca 2010

Zebrania, zebrania...

Forum krytykuje zebrania (za Guardianem) – a to miód na moje serce! (Choć przyznaję, że jakoś zwyczaj urządzania zbędnych zebrań w pracy przeminął.) Forum daje osiem rad:
1. Upewnij się, że zebranie jest konieczne. Nie organizuj zebrań, tylko dlatego, że ‘zawsze były’.
2. Przygotuj plan. (O, tak! Najwięcej czasu na zebraniach zajmuje to, co nie było zaplanowane.)
3. Im mniej osób, tym lepiej. Najlepsze efekty dają zebrania, na których się zbiera nie więcej niż 6-10 osób.
4. Podziel obowiązki. (Punkt mało praktyczny na znanych mi zebraniach. Ale wybór i wskazanie moderatora (niekoniecznie identycznego z organizatorem, bo moderowanie to specyficzne umiejętności) może być bardzo dobrą sugestią.)
5. Odrób pracę domową – czyli, przygotuj się wcześniej, np. wypytaj współpracowników co robią…
6. Zaczynaj i kończ punktualnie. (Ba! Ja bym tu dodał wyczytaną kiedyś zasadę, że zebranie nie może trwać dłużej niż godzina.)
7. Zabieraj wszystkie zabawki. (Uwaga: zabawki to laptopy, komórki, itp. Praktycznie zauważam, że laptopy i komórki idą w ruch, gdy na zebranie zaprasza się niewłaściwych ludzi, by poprawić frekwencję.)
8. Wszystko (notuj) na piśmie. Tu mogę się spierać, bo zależy to od rodzaju zebrania. A chodzi o coś w rodzaju protokołu z zebrania, czy choćby notatki służbowej. A to bywa przydatne.
Osiem wskazówek. Ale nie jest to kwestia dyskutowania, ale wprowadzania w życie.

środa, 21 lipca 2010

Telewizja (?) i emocje

Dawniej zachowywanie spokoju w stresującej sytuacji było uważane za wielką zaletę. Dziś jednak niewzruszona postawa Obamy wywołuje dyskusje wśród specjalistów od public relations. […R]zecznik Białego Domu Robert Gibbs celowo podkreślił w rozmowie z reporterami, że prezydent się rozłościł.
Sharon Jayson Telewizja uczy wybuchać, Forum (nr 28, 12-18 lipca 2010), za USA Today

Notuję nie ze względu na Baracka Obamę, a ze względu na rodzime podwórko. Bo dostrzegam podobną zmianę (o ile to jest zmiana, a nie większa „otwartość” dyskusji) – nie wypada okazywać opanowania, spokoju – wprost przeciwnie, wypada być nadmiernie emocjonalnym. I wcale mi się to nie podoba.

poniedziałek, 19 lipca 2010

Ucieczka od wolności

W XIX wieku możny Prusak, August von Haxthausen, opisał swoje doświadczenia z grupą sześciu czerkieskich niewolnic, znalezionych na pokładzie tureckiego statku i "uwolnionych" przez rosyjski okręt wojenny: "Oznajamiając dziewczętom, że zostały uwolnione, [rosyjski] generał rozkazał im powiedzieć, że mają wolny wybór. Mogą zostać odesłane z powrotem do domu z księciem tej samej, co one rasy; mogą również poślubić z własnej woli Rosjan i Kozaków, wrócić ze mną do Niemiec, gdzie wszystkie kobiety są wolne, lub wreszcie towarzyszyć tureckiemu kapitanowi, który sprzeda je na targu niewolników w Konstantynopolu. Czytelnik z trudem w to uwierzy, ale jednomyślnie i bez chwili zastanowienia zawołały: "Do Konstantynopola -- na sprzedaż!""
Charles King Dzieje Morza Czarnego, tłum. Zuzanna Piotrowska, PIW 2006

---
Zachowanie nie jest takie dziwne -- że dopowiem -- targ niewolników był szansą zrobienia kariery, a niewola nie była raczej gorsza od małżeństwa we własnych stronach (z uwzględnieniem praw kobiet; a bez uwzględnienia tego, że niewola często się kończyła...). Zaś wolność i Niemcy... cóż, były chyba abstrakcyjne.

wtorek, 13 lipca 2010

Morze, może Czarne, a może nie...

Dlaczego "czarne" [PAK: Morze Czarne]? Nikt nie wie na pewno, ale istnieją przynajmniej trzy hipotezy. Pierwsza mówi, że jest to po prostu relikt najwcześniejszej irańsko-greckiej nazwy [PAK: Ponto Axeinos (morze cimne, lub posępne) -- niektórzy przypuszczają, że albo to wyraz lęku żeglarzy, albo względnej ciemności wód przeważnie głębszych niż w Morzu Śródziemnym], która funkcjonowała wśród mieszkańców wybrzeży Morza Czarnego jeszcze długo po tym, kiedy pisarze greccy i rzymscy zaczęsli stosować bardziej zachęcające miano Euxinus. Starsze określenie zostało zapewne przeniesione na zachód za pośrednictwem migracji tureckich do Anatolii, przybierając w końcu formę osmańskiego Kara Deniz (morze czarne lub ciemne). Według drugiej koncepcji słowo kara, oznacza również "wielki" lub "straszny", przeniknęło do tureckiego za pośrednictwem obiegowej nazwy Morze Wielkie, stosowanej w średniowiecznej Europie zwłaszcza przez włoskich żeglarzy i twórców map. Trzecie wyjaśnienie wiąże się z kodem kolorystycznym używanym przez ludzy zamieszkujące stepy Eurazji. Schemat ten, pochodzący z Chin, przypisuje stronom swiata określone barwy: północ to czerń, zachód -- biel, południe -- czerwoeń, a błękit niekiedy oznacza wschód. Mimo że układ kolorów w sposób oczywisty zależy od punktu odniesienia, określenie morza położonego na północ od Turków jako "czarne" mogło stać się źródłem dla tradycji eurazjatyckiej jako echo odległej, koczowniczej przeszłości samych Osmanów bądź jako termin przyjęty z mongolskiego przez późniejszych geografów osmańskich. W języku Turków osmańskich, tak samo jak we współczesnym tureckim, Morze Śródziemne nosi nazwę Morza Białego (Ak Deniz).
Charles King Dzieje Morza Czarnego, tłum. Zuzanna Piotrowska, PIW 2006

---
To nie jest wpis, który ma być od czegoś nawiązaniem. Ot, sięgnąłem po Dzieje Morza Czarnego, dochodząc do wniosku, że basen tego Morza zasuguje na spisanie jego dziejów, o których wiem mniej, niżbym chciał. A że blog odwiedzają miłośnicy badania etymologii...

sobota, 10 lipca 2010

Pewność

– A zatem nie masz jednej odpowiedzi na swoje pytania?
– Adso, gdybym miał, nauczałbym teologii w Paryżu.
– Czyż w Paryżu mają na wszystko prawdziwą odpowiedź?
– Nigdy – rzekł Wilhelm – ale są bardzo pewni swoich błędów.

Umberto Eco Imię róży (tłum. Adam Szymanowski)

wtorek, 6 lipca 2010

Po wyborach, czyli przed wyborami (jest czas by się przygotować)

Przypominam sobie z dzieciństwa autentyczną historię o szlachcicu w Galicji, który przygotowywał syna do życia publicznego w ten sposób: prowadził go do sadu, stawiał pod gruszą i kazał mu gadać dwie godziny do tej gruszy; skoro chłopiec na chwilę utknął, ojciec łoił go kijem. Znałem później tego tak wyedukowanego męża stanu; szkół wprawdzie nie skończył, ale był posłem do parlamentu, stosował metodę ojcowską z powodzeniem i umarł obrośnięty w honory i godności.
Tadeusz Żeleński Boy Obrachunki fredrowskie (z recenzji Wielki człowiek do małych interesów, Teatr Narodowy w Warszawie, 1928), PIW 1956

sobota, 3 lipca 2010

Wysiłek dla wszystkich

Demokracja wymaga pewnego wysiłku od wszystkich. Nie sądzę, by można było uznać za moralną postawę obywatela, który nie stara się być poinformowanym przynajmniej w najważniejszych politycznych sprawach i nie czyta gazet, nie słucha czy nie ogląda programów informacyjnych, a potem głosuje. Nawet całkiem błędna decyzja nie jest niemoralna, jeśli włożyliśmy odpowiedni wysiłek, by ją podjąć. Człowiek ma prawo także do bardzo poważnych błędów, ale pod warunkiem, że zrobił, co w jego mocy, żeby ich uniknąć.
Peterem Singer (w rozmowie z Jackiem Żakowskim).

Nie widzę tu niczego kontrowersyjnego, choć Peter Singer uchodzi za etyka mocno kontrowersyjnego (z drugiej strony kontrowersje dotyczą głównie jego ekologicznego zaangażowania, a tu nie o tym mówi). Dzień przed wyborami, gdy przypomina się prawo do głosowania (czasem z politycznym wyliczeniem, że fekwencja służy bardziej Urugwajowi niż Ghanie -- by odwołać się do szyfru "porankowego"), gdy mówi się o obywatelskim obowiązku, przypominają mi się jakoś spotkani ludzie, gotowi głosować (a przynajmniej dopuszczający taką myśl), którzy nawet nie bardzo wiedzą co różni kandydatów.

Chciałbym, by do wyborów poszło wielu Rodaków. Ale jeszcze bardziej chciałbym, by głosowali mądrze i odpowiedzialnie, a nie przypadkowo. Co znaczy 'mądrze i odpowiedzialnie', wydaje mi się, że wiem. Ale w rzeczywistości demokratycznej (i ciszy wyborczej) narzucać tego mi nie wypada.