sobota, 25 września 2010

Zrozumieć dowód

Sugestia serologów, że ludzka ślina zdradza przynależność grupową krwi, jest zupełnie nowa, a ogół nie zna tego zjawiska. Brak jest więc pewności, że naukowe podstawy zostały w tym przypadku bezspornie ustalone. Oczywiście naukowcy mogą spokojnie, i kiedy im się tylko podoba, uznać za prawdziwe stwierdzenie grupy krwi w ślinie ludzkiej. Ale jako obrońca musi on [Norman King, obrońca Josepha Williamsa] zadać pytanie przysięgłym (tu podniósł niedopałek papierosa), czy ktoś zdecyduje się uzależnić wyrok śmierci od drobnego strzępka papieru? Czy choć jeden z przysięgłych potrafi zobaczyć zaschniętą ślinę na ustniku papierosa? Chyba żaden. Kto spośród przysięgłych może sobie wyobrazić, że z tych niezauważalnych śladów można określić grupę krwi człowieka? W każdym razie on, King, tego nie potrafi Pozostawia więc odpowiedź, czy na podstawie niewidocznej resztki śliny zechcą przysięgli rozstrzygnąć o winie lub niewinności starego człowieka, którego nieopanowanie i rozdrażnienie jest zupełnie zrozumiałe. Przecież jest on bezbronny i walczy z rozpaczą przeciwko bezprawiu, na które się natknął.
Jürgen Thorvald Godzina detektywów, tłum. Krystyna i Kazimierz Jaegermannowie, Jerzy Dumański, Jan Markiewicz, Znak 2010

Komentować? Naświetlić tło? Z komentowaniem mam problem. Najpierw więc tło – rok 1939, morderstwo, morderca zostawił ślady, które jego obecność sugerowały, ale najmocniejszym dowodem oskarżenia stają się niedopałki papierosów – nie tylko tak skręcane, jak to morderca miał w zwyczaju (sposób skręcania, tytoń, papier), ale i ze śladami śliny z jego grupą krwi. Sąd jednak mordercę uniewinnił (po wyjściu z sali sądowej przyznał się do winy, więc my, dzisiaj wątpliwości mieć nie możemy), gdyż sędziowie przysięgli nie zrozumieli metody dowodzenia.

Tło naświetlone, czas na komentarz. Ale z nim – jak wspomniałem – mam problem. Bo pierwszy komentarz wydaje się oczywisty – branie ‘czynnika społecznego’ do rozstrzygania faktów, wystawia każdy wyrok na silniejsze oddziaływanie irracjonalizmu, choćby takiego jak tutaj, płynącego z kokietowanego lenistwa i niewiedzy. (Po lekturze Jürgena Thorvalda nie ma wątpliwości, że metoda jest dobra, choć oczywiście obrońca mógł bronić Williamsa odwołując się do popularności poszczególnych grup krwi.)

Stąd, bezpośrednio, wypływa komentarz numer dwa – podobne zjawisko do tego, które można było obserwować w brytyjskim sądownictwie roku 1939, widzimy na co dzień, gdy „publika” bez ładu i składu poważnie rozpatruje przebiegunowanie Ziemi w roku 2012, albo baje o zimie tysiąclecia wynikającej z zakłócenia Golfsztromu przez wyciek w Zatoce Meksykańskiej. Zjawisko niemal to samo – fakty i mity funkcjonują obok siebie, jako coś równorzędnego, informacyjna papka, do której można się odwołać, gdy jest wygodna, odrzucić, gdy niewygodna, i zawsze pozwala uciec przed rzeczywistością w komfortowy sceptycyzm.

Ale, czytając Thorvalda do końca, można też wyczytać, że i wnioski przedstawiane publicznie przez uczonych badających okoliczności zbrodni, bywały pochopne. (Nawet jeśli nie ma tam problemu odróżnienia szarlatana od uczciwego badacza. I nawet jeśli nie trafiło się, w całej siedmiusetstronicowej książce więcej niż jedno fałszywe oskarżenie.) Należy więc jednak zrozumieć i zrozumiałego przedstawienia argumentów domagać się. To już jednak zadanie domowe dla każdego z osobna.

piątek, 17 września 2010

Facebook

-- Co się w tym Facebooku robi?
-- ?
-- M. założył mi konto na Facebooku, dopiero teraz wchodzę, bo słyszę, że to złodziej czasu, więc nie chciałam wczoraj, gdy miałam parę spraw do zrobienia. Siedzę nad tym od pięciu minut, potwierdziłam zaproszenia do znajomości i teraz nie wiem, co tu robić. Nuda. Jakieś gry, ale mnie nie bawią; jakieś dyskusje, ale nie na temat... Ludzie zdjęcia wrzucają, mogę klikać, że mi się podobają... i tyle... pięć minut i już wszystko zrobione... Co ci ludzie w tym widzą?
-- Też nie wiem...

Tak sobie niedawno rozmawiałem ze znajomą. I przyznaję, że rozumiem fora dyskusyjne, rozumiem blogi, ale portali społecznościowych rozgryźć nie potrafię. Konto na Naszej Klasie pomogło odświeżyć parę znajomości, zajmując mi jakieś 5 minut na kwartał. Ale coś więcej? Pół Polski dyskutuje o wyłączaniu śledzika, a ja nawet nie wiem, o co chodzi. Facebook pozwala czasem zerknąć na jakieś udostępnione na nim zdjęcie. I tyle. Co w tym jest?
---
PS.
Byłbym niesprawiedliwy, gdybym nie dodał części dalszej rozmowy, która miała miejsce kilka dni później:
-- To ty uruchamiasz internet przed pracą?
-- No tak... mejla właściwie sprawdzam.
-- O której?
-- Hm... Komputer włączam po 4:30, ale zanim uruchomi się przeglądarka, to jest gdzieś 4:45, a o 5:05 najpóźniej muszę wyłączyć...
-- To już wiem, dlaczego nie lubisz Facebooka! Bo wtedy wszyscy śpią!

sobota, 11 września 2010

Słowo na niedzielę

Nie pytaj Boga o drogę
do nieba, bo wskaże ci
najtrudniejszą.

Stanisław Jerzy Lec „Myśli nieuczesane”

sobota, 4 września 2010

Pociecha

Można się pocieszać, że ludzie, którzy mordują kobiety i dzieci, to tchórze, dlatego nie mogą być dobrymi żołnierzami [...].
Michael Burleigh Trzecia Rzesza. Nowa historia, tłum. Grzegorz Siwek, Znak 2010

Czytam i oczom nie wierzę. Co to za pociecha? Kobiety i dzieci wymordowane – w czym pomoże tchórzostwo sprawców?

W jakimś sensie rozumiem – powszechną praktyką jest przypisywanie „złym” (cudzysłów dla różnorodności owego zła, nie zawsze tak jednoznacznego, jak tu) różnych nielubianych cech. Często odbieram takie spostrzeżenia jako sprawiające przyjemność ich autorom. (Przykłady? Wypominanie Adolfowi Hitlerowi miernych talentów malarskich. Wystawa ‘twarzy UB’, z podkreślaniem ‘urody’ fotografowanych i błędów ortograficznych w raportach. Albo, jak tu – przypisanie tchórzliwości członkom Einsatzgruppen.)

Tyle, że to tak bardzo niemerytoryczne, że przecież autorzy takich stwierdzeń i wystaw powinni się na tym złapać. Tu, Michael Burleigh próbuje trochę rozwinąć kwestię oceny członków Einsatzgruppen, ich motywów, osobowości – odrzuca więc taką ‘pociechę’, ale odrzuca ją przez nadmierne uproszczenie tezy, a nie z zasady. Dlaczego nie?