poniedziałek, 31 maja 2010

Drobiazgi… albo XXI wiek w ubiegłym tygodniu…

Środa:

Dzień Matki. Kwiaciarnia reklamuje to święto w wiadomym celu. A na drzwiach karteczka z prezentem dla mam na czasie: „W sprzedaży parasole”.

Czwartek:

Lekarz: Ha! Ja to wykryłem przy takim pobieżnym badaniu! No, ale ja jestem starym wyga! – cii… lepiej nie mówić, że to samo wykryła pielęgniarka parę godzin wcześniej…

Piątek:

W kiosku dworcowym oglądam pisma w języku obcym. Na jednym napisano (długopisem) 12,- a pod tytułem: 1,90 euro. Podchodzę do sprzedawcy, a on: „Zwylf ojro”„Nie, nie” – pokazuję na cenę pod tytułem – „euro dziewięćdziesiąt, a dwanaście złotych.”. Sprzedawca: „Żartowałem.”.

Sobota:

Na nauce przedchrzcielnej spotykam młode matki. Rozmowa zeszła na czerwień wózka. „W uroki można wierzyć lub nie” – mówi jedna – „ale lepiej je odczynić”.

Niedziela:

Internet odmawia posłuszeństwa. Może uroku nie odczyniłem? Uroku przerywającego światłowody?

środa, 26 maja 2010

Dwa sposoby uprawiania polityki

Nienawiść Polaków do Rosji przez wieki narastała z powodu rozbiorów, za które nie ponosimy winy. W rozbiorach brały udział Austro-Węgry, Niemcy, Francja. Niemniej Rosja to kraj sąsiedni, też przyszło nam w tym uczestniczyć.
Władimir Żyrinowski, wiceprzewodniczący Dumy.

(Notuję (za Forum) w celach czysto satyrycznych, bez głębszych podtekstów. Dodaję może tylko, że Andrzej Lepper był wicemarszałkiem Sejmu i wicepremierem…)

***

Mieszkańcy żydowskiego osiedla w Otniel na Zachodnim Brzegu Jordanu wnieśli skargę o molestowanie seksualne przeciw pewnej działaczce skrajnej lewicy. Według ich relacji młoda kobieta wdarła się podstępnie na obszar osiedla w dniu szabatu. A potem rozebrała się na głównej ulicy i zaczęła grać na flecie, będąc tylko w skąpych majteczkach. – To obrzydliwy akt i paskudna prowokacja! – grzmi rzecznik społeczności ortodoksów w pobliżu Hebronu. – Nie możemy uwierzyć, że lewaccy aktywiści upadli aż tak nisko.
Forum, za Jediot Aharonot.

(Też notuję z powodów satyrycznych. Ale jednak flet budzi więcej mojej sympatii...)   

sobota, 22 maja 2010

Odkładając na półkę: „How to lie with statistics”

Cover of "How to Lie with Statistics"Cover of How to Lie with Statistics

Dawno nie odkładałem na półkę książki z wpisem na blogu. Cóż, ‘blog w moim życiu’, to coś co wciąż się zmienia i jeszcze kilka miesięcy temu czułem większą potrzebę wypowiedzi, niż obecnie. Tym razem jednak piszę. Dlatego, że o książce już wspomniałem. I dlatego, że muszę ją odłożyć nie na własną półkę, a na biblioteczną – ta różnica odległości i późniejszej dostępności ma znaczenie.

Książkę czytałem z przyjemnością i z przyjemnością relacjonowałem ją podczas lektury. Teraz przyjemność jest mniejsza, bo wszystko wydaje mi się oczywiste. Właściwie wniosek z tej lektury jest jeden – matematyka powinna być na maturze, a w tej matematyce nacisk powinien paść na statystykę. No… powiedzmy!

Powiedzmy, bo książka wskazuje typowe ‘oszustwa’ z wykorzystaniem statystyki (czy raczej: przy odwołaniu do statystyki), nie uczy jej jednak i nie zastępuje osobistego krytycyzmu. Raczej bawi (dużo żartów rysunkowych Irvinga Geisa) i przytacza trafiające do wyobraźni przykłady.

Na co więc uważać? Rozdział po rozdziale:
-- Dobór próbek (The Sample with the Built-in Bias). Ale z tym chyba wszyscy jesteśmy na bieżąco śledząc notowania kandydatów do urzędu prezydenckiego. Nawet dzisiaj słyszałem o wynikach sondażu, na ‘próbie telefonicznej’. Próbę dobrano starannie (z tego co zrozumiałem), ale sam fakt oparcia się na abonentach telefonii stacjonarnej może wypaczyć wyniki.
-- „Średnie” (The Well-Chosen Average), czyli coś o co ciągle walczę, a niektórzy nawet walczą na ulicach. Ciągle, bo mówiąc o płacach często mówi się o średniej arytmetycznej brutto, co jest wartością zapewne prawidłowo wyliczoną, ale z punktu widzenia odbioru przeciętnego pracownika zawyżoną. (Raz: bo brutto, i zwykle jako suma dochodów, a nie płaca podstawowa ‘na rękę’; dwa, bo płace nie mają rozkładu normalnego i średnia arytmetyczna jest wyraźnie wyższa od dominanty i mediany.)
--Wykresy bez podanej skali (The Little Figures That Are Not There), które wiele sugerują, a niewiele mówią…
-- Na różnice na poziomie błędu statystycznego (często w dodatku miar trudnych do określenia - Much Ado about Practically Nothing). Ilustrację problemu stanowi wyciąganie wniosku o większych szansach życiowych dziecka z różnicy 4 punktów IQ między rówieśnikami…
-- Rozciąanie i ściąganie wykresów (The Gee-Whis Graph), czyli bardziej wyrafinowanej metodzie manipulowania* wykresami niż brak skali. Tu skala jest, ale zwiększa się, lub zmniejsza wykres w zależności od potrzeb ilustratora.
-- Pole powierzchni (The One-Dimensional Picture). “Ładne” są wykresy, gdzie nie słupek, a miniaturka obiektu związanego z daną statystyką, przyjmuje odpowiednią wielkość. Tak, ładne, tyle że pole powierzchni zmienia się jako kwadrat rozmiaru liniowego. A więc ‘dwa razy’ wyższa lokomotywa (powiedzmy), ilustrująca dwa razy większy przewóz kolejowy (pozostając przy hipotetycznym przykładzie), faktycznie oznacza pole większe czterokrotnie. O ile zwracamy uwagę na liczby, to nie jest problem, ale przecież zwykle to sam obraz porusza wyobraźnię**…
-- Dane, które nie dotyczą tematu (The Semittached Figure), ale robią wrażenie (bądź ich źródło robi wrażenie). Ale to chyba oczywiste?
-- Korelacja nie musi oznaczać (sugerowanego) związku przyczynowego (Post Hoc Rides Again). Przypomina mi to anegdotyczny przykład (choć nie wiem, czy prawdziwy) dotyczący korelacji dzietności Szwedów z populacją bocianów w tym kraju. (Obie wartości miały maleć w podobnym tempie. Ale kto wyciągnąłby z tego wniosek, że brakuje bocianów do donoszenia dzieci?)
Podano jeszcze wiele innych, bardzo wyraźnych ‘zmyłek’ statystycznych (How to Statisticulate to rozdział wprost poświęcony celowym manipulacjom), ale poza wyostrzoną uwagą, nie ma na nie rady. Można, co najwyżej, zadać sobie czytając statystyki kilka pytań, które autor poleca (How to Talk Back to a Statistic): Kto tak mówi? (czy dane są wiarygodne); Skąd oni to wiedzą? (czy próbka jest wystarczająca); Czego brakuje? (czy dane są kompletne z punktu widzenia ilustrowanego problemu); Czy ktoś nie zmienił tematu? (w końcu to prosta zmyłka); i wreszcie: Czy to ma sens?

Sama książka została napisana w latach 50-tych (należy do całej serii zwracającej uwagę na różne możliwe formy manipulacji, na które warto zważać w życiu konsumenta i obywatela) i trudno mi cokolwiek do niej dzisiaj dodać. Tak też postąpił wydawca. Podczas lektury pukałem się czasem w czoło – bo kto dzisiaj nabierze się na reklamę odwołującą się do statystyki? Może w latach 50-tych, gdy naukę otaczano wręcz kultem – myślałem sobie. Ale później przypomniałem sobie krążące w mediach statystyki, które nie wiadomo skąd się wzięły, jakimi technikami je opracowano (a czasem wprost wiadomo, że nikt nie docierał do danych źródłowych, co nadal nie przeszkadza w powoływaniu się na nie). O ile więc jednym z wniosków jest waga nauczania statystyki w szkołach, o tyle większym problemem wydaje się wyrywkowy krytycyzm. Wierzy się w to, co pasuje do wyobrażeń i oczekiwań, odrzuca to, co do nich nie pasuje. Ale tego nie oduczy żadna książka.

---
Darell Huff How to lie with statistics, ilustracje: Irving Geis, W.W. Norton & Company, 1993 (pierwsze wydanie 1954)

*) Właściwie to powinna nastąpić tu uwaga generalna. Tytuł to: „Jak kłamać z wykorzystaniem statystyki”, co sugeruje celowe wprowadzanie w błąd. Tymczasem chodzi o bardzo różne zjawiska – od rzeczywiście celowego wprowadzenia w błąd, poprzez manipulację propagandową, położenie nacisku na wybrany aspekt sprawy, na niedokształceniu i nieumiejętności zrozumienia statystyki skończywszy. Książka zasadniczo nie uwzględnia najprostszego ‘kłamstwa z wykorzystaniem statystyki’, czyli zmyślenia statystyki. To jednak wybór zrozumiały, bo uwzględnienie klasycznych kłamstw rozsadziłoby tę małą książeczkę (140 stron).
**) Przykład z pociągami wymyśliłem na poczekaniu, nie mogąc załączyć ilustracji z książki z piecami hutniczymi. Obecnie rzadko widuje się tego typu wykresy, może dlatego, że typowe wykresy słupkowe bardzo łatwo tworzą programy komputerowe, a przeskalowanie rysunku wymaga więcej pracy. Próbowałem odnaleźć w pamięci przykład – owszem, pamiętam świetnie taki obrazek, który wbił mi się w pamięć, ilustrował on nierównowagę sił między Polską i Niemcami w 1939 roku (przedstawione w celu ilustracji bohaterstwa żołnierzy) przy pomocy sylwetek żołnierzy, czołgów, dział, samolotów…


Reblog this post [with Zemanta]

poniedziałek, 17 maja 2010

Góry, góry, góry?

[W XVII wieku] Ludzie uważali, że toczą nieustanną walkę z okrutną naturą. Przyroda była niebezpieczna. Stanowiła nieustanne zagrożenie. Rzeczy, które tak bardzo pociągają nas dzisiaj, napełniały ówczesnego mieszkańca Europy strachem albo obrzydzeniem. Wielkie morza przerażały ludzi z powodu swej nieskończoności. Wysokie góry uważano często za "wstrętne". Nazywano je "kalekim wytworem natury", "brodawkami" albo "wrzodami". Obrzydzenie, jakie odczuwano wobec gór, pochodziło częściowo z czasów, kiedy uważano, że Ziemia przed potopem była gładka, jak skorupa jajka i że to właśnie woda zniekształciła jej piękną, płaską powierzchnię. Niechęć do gór żywiono również dlatego, że były niebezpieczne i nie dało się ich wykorzystać rolniczo.
Peter Englund Lata wojen, tłum. Wojciech Łygaś, Finna 2003

---
Uogólnienie, rzecz jasna, z którym na zapewne można polemizować, bo przecież góry w malarstwie tego okresu, to nie tylko znak niebezpieczeństwa. Ale i Charles Rosen (The Romantic Generation) wskazywał na pewną przemianę w postrzeganiu gór, które dopiero romantyzm miał uczynić pociągającymi (częściowo dzięki wczesnym osiągnięciom geologii).

Reblog this post [with Zemanta]

czwartek, 13 maja 2010

Bez

A polski bez jak pachniał w maju
W Alejach i w Ogrodzie Saskim,
W koszach na rogu i w tramwaju,
Gdy z Bielan wracał lud warszawski!
Szofer nim maił swą taksówkę
Frajerów wioząc na majówkę,
Na trawkie, pifko i muzykie;
Gnał na sto jeden, na rezykie;
A wiódł śmietankie towarzyskie:
Kuchtę Walercię, tę ze Śliskiej,
Burakoszczaka z Czerniakowskiej
I Józia Gwizdalskiego z Wolskiej.
Byli spocone i zziajane
I wszystkich trzech w drebiezgi piane,
I jak jechali bez Pułaskie,
Fordziak w latarnię wyrżnął z trzaskiem,
I przybiegł (tyż po gazem krzynkie)
Flimon szarpany za podpinie.
Szofer czarował go natralnie,
Że on zapychał leguralnie
I "Niech ja skonam, niech ja skonam
(Zawsze dwa razy! rzecz stwierdzona),
Skoro jeżeli znakiem tego
Nie jest to wina bzu danego,
Któren cholernie się uwietrzniał
I mocny zapach uskuteczniał:
Ciut, ciut mnie z niego zamroczyło
I właśnie bez to się zdarzyło".
Policjant mówił: "Ja nie frajer
I pan nie weźmiesz mnie na bajer,
Pan się zatrudniasz alkoholem" --
I nagle krzyk: "To ja chromolę!"
I "Nie bądź pan tu za szemrany!"
A kuchta w pisk: "Zabiją! Rany!"
A Józio w pysk, a Józia w mordę,
I już w powietrzu pachnie mordem,
I wszyscy do komisariatu,
A z winy -- majowego kwiatu.

Julian Tuwim Kwiaty polskie, Czytelnik 1978

---
Co notuję pod wrażeniem uwietrzniania się bzu kilka dni temu, w piekny majowy wieczór. A dziś? Pozostaje mi życzyć, by pogoda sobie przypomniała, że to maj, do którego i bez i my mamy prawo.

sobota, 8 maja 2010

Westchnienia do pyskatej gospodyni

Doprawdy, świta mi myśl, czy w ogóle nie byłoby najmądrzej powierzyć wszystkie te rzeczy jednej rzetelnej, w miarę pyskatej gospodyni? Robiłaby co wieczór rachunek z Drabikiem, pilnowałaby, żeby Adwentowicz nie za często korzystał z “wychodnego”, sprawiałaby dziewczętom kiecki (rzadko), a częściej przerabiałaby ze starego, wytępiłaby “koszykowe”, no i w końcu musiałby się koniec z końcem wiązać. Dla kobiety to codzienna rzecz. To nie jest męska robota. Najlepszy dowód, że nam, dwum mężczyznom, po prostu jest wstyd o tym rozmawiać. Ale cóż, trzeba. Obowiązek dziennikarski.

[...]

– [...] Toż samo i balet: niegdyś był jedyną świątynią kultu “kobiecej nóżki”, prawie że “nagości” w ówczesnym pojęciu rzeczy; dziś jest miejscem, gdzie się widzi stosunkowo najszczelniej odziane kobiety…
Autor Lelewela spuścił oczy i ruszył sumiastym wąsem. Szybko zmieniłem temat:
– Wracając do kwestii budżetu, jakie jest zdanie pana dyrektora o udziale machiny administracyjnej teatrów w ogólnej sumie deficytu?
Z miny dyrektora spostrzegem, że wolałby już raczej mówić o balecie.
– Zapewne… oczywiście, …wentualnie… aczkolwiek… bezsprzecznie… wszelako… bądź co bądź… w zasadzie.
Uczułem, że to jest najdrażliwszy punkt sanacji teatralnej. Nie uważałem za właściwe nalegać.

Tadeusz Żeleński (Boy) Flirt z Melpomeną (U nowego dyrektora teatrów miejskich), PIW 1964
---

To rok 1925, co warto dopowiedzieć, wyciągając jakiś cytat z lamusa. Od tego czasu wiele się zmieniło, a i należy wziąć poprawkę na ironię autora. Niemniej mam wrażenie, że wciąż łatwiej o gospodynię niż gospodarza. (Ale na statystyki się nie powołam*.)

---
*) Skoro słowo 'statystyki' padło, to donoszę co w "How to lie with statistics" Darrella Huffa piszczy. Pierwszy rozdział, The Sample with the Built-in Bias traktuje właśnie o doborze próbek i o tym, że dobierając odpowiednio małą (i niereprezentatywną) próbkę, można "udowodnić" statystykami dowolną tezę. Być może więc i moje wrażenia dotyczące częstotliwości występowania gospodarnych gospodyń i gospodarnych gospodarzy są właśnie przykładem zbyt małej i niereprezentatywnej próbki. Rozdział drugi -- The Well-Chosen Average podejmuje palący temat odpowiedniego doboru średniej, zwłaszcza w przypadku dyskusji o dochodach (arytmetyczna zwykle jest wyższa od mody, ta zaś od mediany, a każda z trzech 'potocznie' jest średnią). Palący temat, bo powołanie się na średnią to niezła amunicja polityczna. The Little Figures That Are Not There -- jak się można domyslać, rzecz w wykresach bez skali, które nie dają porównania. Że <i>Kłamanie ze statystykami</i> wciąż czytam (n+1 lektura w ciągu dnia), to ciąg dalszy nastąpi.

niedziela, 2 maja 2010

Drobiazgi

Nie jest to piękny długi weekend. Mogę odpocząć od łowienia myszy, które nam się do pracy wprosiły. (No dobrze, nieco przesadzam – złowiłem jedną mysz, to wszystko. A właściwie to sama się złowiła – ja tylko się zorientowałem w co…) Wczoraj, podczas porannego spaceru spotkałem więcej ślimaków niż ludzi…

(Ale nie, żeby nie było co oglądać – bo po tak wymarłych ulicach sunęło, piękne, czerwone ferrari na krakowskich numerach. W ogóle, spotykam coraz więcej samochodów luksusowych – tydzień temu jakiegoś sportowego jaguara, a różne modele porsche to ‘normalka’. Polska nam się bogaci, co się chwali!)

***

Ślimaki i ferrari to jednak rano. Pierwszomajowy wieczór spędziłem na transmisji z METArmidzie Gioacchino Rossiniego. Armida? Cóż, Renee Fleming (w tytułowej roli) mnie nie zaczarowała i nie uwiodła; panie z rzędu za mną gadały cały czas, nie zwracając najmniejszej uwagi na prośby o nieprzeszkadzanie; a muzyka była transmitowana zbyt głośno w tym nazbyt konserwatywnym (akt I) spektaklu. Ale i tak był to bardzo przyjemny wieczór. Zresztą, moim celem było przede wszystkim wykorzystanie okazji (tj. zbywającego komuś biletu) do sprawdzenia, jak funkcjonują takie transmisje. I muszę przyznać, że różnica (pozytywna) w porównaniu do opery odtworzonej w domu z DVD jest większa niż tylko brak darmowego (tj. w cenie biletu) wina w przerwie – nawet jeśli publiczność (nie licząc owych pań za mną) reagowała trochę nazbyt kinowo, a za mało operowo. Po prostu sam fakt oglądania poza domem, wymuszenie innego podejścia do czasu, bardzo ułatwiał odbiór.

Zachęca mnie to na przyszłość – w końcu mogę sobie kupić butelkę wina i spożytkować ją na przerwy w Pierścieniu Nibelunga (przypuszczam, że przy moim zużyciu wina właśnie w takiej objętości muzyki bym jedną butelkę zużył), ale skoro w MET w przyszłym sezonie będzie nowy Pierścień Riczarda Wagnera (że zacytuję panią wprowadzającą, aczkolwiek i tak dobrze, że Wagnera, a nie Łognera), z animacjami komputerowymi, to może…

***

Dopiero co cytowałem Boya, a tu proszę, miejscowy ksiądz dał popis – słuchałem, jak to nie mamy co gonić Europy, bo my jak hulajnoga, oni jak motor – nigdy ich nie dogonimy, i jak Jan Paweł II chciał, byśmy weszli do Unii, to dlatego byśmy im nieśli wiarę, bo oni jej nie mają za grosz i są jak hulajnoga, a my jak motor…

***

Pogoda nadal kiepska – sięgnę chyba po ostatnio wypożyczoną książkę, pod znamiennym tytułem: How to Lie with Statisitcs

***

Życzę udanego Dnia Flagi! I nie mniej udanego Dnia Polonii i Polaków za Granicą!

Reblog this post [with Zemanta]