niedziela, 2 maja 2010

Drobiazgi

Nie jest to piękny długi weekend. Mogę odpocząć od łowienia myszy, które nam się do pracy wprosiły. (No dobrze, nieco przesadzam – złowiłem jedną mysz, to wszystko. A właściwie to sama się złowiła – ja tylko się zorientowałem w co…) Wczoraj, podczas porannego spaceru spotkałem więcej ślimaków niż ludzi…

(Ale nie, żeby nie było co oglądać – bo po tak wymarłych ulicach sunęło, piękne, czerwone ferrari na krakowskich numerach. W ogóle, spotykam coraz więcej samochodów luksusowych – tydzień temu jakiegoś sportowego jaguara, a różne modele porsche to ‘normalka’. Polska nam się bogaci, co się chwali!)

***

Ślimaki i ferrari to jednak rano. Pierwszomajowy wieczór spędziłem na transmisji z METArmidzie Gioacchino Rossiniego. Armida? Cóż, Renee Fleming (w tytułowej roli) mnie nie zaczarowała i nie uwiodła; panie z rzędu za mną gadały cały czas, nie zwracając najmniejszej uwagi na prośby o nieprzeszkadzanie; a muzyka była transmitowana zbyt głośno w tym nazbyt konserwatywnym (akt I) spektaklu. Ale i tak był to bardzo przyjemny wieczór. Zresztą, moim celem było przede wszystkim wykorzystanie okazji (tj. zbywającego komuś biletu) do sprawdzenia, jak funkcjonują takie transmisje. I muszę przyznać, że różnica (pozytywna) w porównaniu do opery odtworzonej w domu z DVD jest większa niż tylko brak darmowego (tj. w cenie biletu) wina w przerwie – nawet jeśli publiczność (nie licząc owych pań za mną) reagowała trochę nazbyt kinowo, a za mało operowo. Po prostu sam fakt oglądania poza domem, wymuszenie innego podejścia do czasu, bardzo ułatwiał odbiór.

Zachęca mnie to na przyszłość – w końcu mogę sobie kupić butelkę wina i spożytkować ją na przerwy w Pierścieniu Nibelunga (przypuszczam, że przy moim zużyciu wina właśnie w takiej objętości muzyki bym jedną butelkę zużył), ale skoro w MET w przyszłym sezonie będzie nowy Pierścień Riczarda Wagnera (że zacytuję panią wprowadzającą, aczkolwiek i tak dobrze, że Wagnera, a nie Łognera), z animacjami komputerowymi, to może…

***

Dopiero co cytowałem Boya, a tu proszę, miejscowy ksiądz dał popis – słuchałem, jak to nie mamy co gonić Europy, bo my jak hulajnoga, oni jak motor – nigdy ich nie dogonimy, i jak Jan Paweł II chciał, byśmy weszli do Unii, to dlatego byśmy im nieśli wiarę, bo oni jej nie mają za grosz i są jak hulajnoga, a my jak motor…

***

Pogoda nadal kiepska – sięgnę chyba po ostatnio wypożyczoną książkę, pod znamiennym tytułem: How to Lie with Statisitcs

***

Życzę udanego Dnia Flagi! I nie mniej udanego Dnia Polonii i Polaków za Granicą!

Reblog this post [with Zemanta]

Brak komentarzy: