niedziela, 5 lipca 2009

Chiny starożytne

Chińczycy są tak przywiązani do tego ideału, że przedstawiają go chętnie jako pierwotne dziedzictwo swego narodu. Wiele tysięcy przed naszą erą przodkowie ich (Chińczycy nie dopuszczają żadnych co do tego wątpliwości) zostali nauczeni przez mędrców sposobu życia, który stał się siłą narodu. Owa czysta cywilizacja pierwszych wieków stałą się podstawą doskonałej spójni. Największe Chiny to Chiny najstarsze. Ich jedność ulega rozpadowi lub też jest przywracana w zależności od upadku lub rozkwitu ładu cywilizacyjnego, który jest w zasadzie niezmienny.
Te wynikające z systemu poglądy mają wartość dogmatu, a odpowiada im czynna wiara. Inspirowały one wszelkie próby syntezy historycznej. Przez długie lata wywierały decydujący wpływ na zachowanie, przekazywanie i restaurację dokumentów. […] Historycy, archeologowie i egzegeci są przesiąknięci miłością do tradycji nawet wówczas, gdy podają się za zwykłych erudytów; nawet wtedy, gdy zdaje się ich ożywiać duch krytyczny. Ustalają oni fakty, daty i teksty, wykrywają interpolacje, klasyfikują dzieła, lecz nie czynią tego obiektywnie, ale w nadziei, że dla nich
samych i dla ich czytelników stanie się wyraźniejsza i czystsza świadomość ideału, którego historia nie może wyjaśnić, gdyż poprzedza on historię.

Marcel Granet Cywilizacja chińska, tłum. Mieczysław J. Künstler, PIW 1995

Oryginał został opublikowany w latach 30-tych. Trudno udawać, że w Chinach nie było zmian od tego czasu. Niemniej, gdy zachęcony uwagami Znajomych (choć uwagi bynajmniej nie były bezkrytyczne) zerkałem do YouTube’a by obejrzeć wchodzący na polskie ekrany, najdroższy film chiński - Trzy Królestwa nie mogłem się oprzeć myśli, że film ten jest równie specyficzną idealizacją przeszłości. Inną, rzecz jasna, nie mamy bowiem przypadków jak u Marcela Granet, gdzie napastnik wycofuje się ze zdobytego miasta ujęty szlachetnością dowódcy obrony (choć nie dotyczy to nieźle opisanej w chińskiej literaturze bitwy o Czerwone Klify). Nie – w filmie mamy widowisko na masową skalę, w którym nie ma miejsca na szlachetne gesty przeciwników. W ogóle zresztą niewiele miejsca pozostawiono dla ludzi, by zrobić w filmie miejsce dla mas. Widzimy z jednej strony cierpiący lud, z drugiej strony drużyny wojowników-baletmistrzów, splątanych w układach szermierczo-choreograficznych. (I jeszcze YouTube, i te komentarze zachwyconych widzów, co to za piękna strategia z błyszczącymi tarczami, albo ‘żółw’…)

Zapewne robię z igły widły. Zapewne tak musi być, bo tego domaga się współczesny widz, do tego przyzwyczaił się reżyser, to się dobrze sprzedaje. Niemniej trudno mi się oprzeć wyobrażeniu, że Chińczycy stworzyli w swoich ‘historycznych’ filmach nową, idealną przeszłość. Gdzie idee zawdzięczają wiele Zachodowi (choćby te tarcze, które znałem ze starego filmu hollywoodzkiego o królu Salomonie; choćby to ratowanie
kobiet i dzieci w kulturze najwyżej ceniącej mężczyzn), ale mają tworzyć wizję Chin, ich stylu, ich przeszłości.

Brak komentarzy: