środa, 22 lipca 2009

Szacunek dla czasu (w dwóch odsłonach)

I
Byliśmy umówieni z Ważnym Dyrektorem. Na 10-tą u nas. Kawa, soki, ciastka gotowe na stole. 10:01, nikogo nie ma, kolega dzwoni do Biura Ważnego Dyrektora i nieśmiało pyta, co ze spotkaniem.
-- Spotkanie? Jutro będzie, przenieśliśmy. -- słyszy niespeszone słowa w odpowiedzi.

II
Ucieszony, że z braku Ważnego Dyrektora mogę wykonywać bardzo ważne i pilne obowiązki, postanowiłem wykorzystać ową kawę pozostałą po niedoszłym spotkaniu. Na miejscu spotkałem dwóch kolegów. Rozmawiamy sobie, jak to wielkie i rozliczne obowiązki spoczywają na naszych barkach, jak to dużo mamy do zrobienia, jak ciężko się z tym wszystkim wyrobić, tym bardziej, że terminy coraz bliższe, a inni też mają masę roboty i niczego im nie można zlecić do podwykonania.

Aż nagle nachodzi nas (wszystkich trzech jednocześnie) myśl, że ci bardzo zajęci, obciążeni obowiązkami, stękający pod brzemieniem zbliżających się terminów ludzie, to my trzej, pogrążeni w miłym marudzeniu i kawie.

I biegiem zerwaliśmy się do naszych obowiązków.

Brak komentarzy: