Słucham Gustava Mahlera, ale że sięgnąłem i po inne posiadane nagraniach symfonii, to zajmuje mi to bardzo dużo czasu. Zresztą, weźmy sześć nagrań 2. Symfonii, po powiedzmy 80 minut jedno… Tak więc szukałem odskoczni, a Basia zobowiązała do słuchania ku jej czci madrygałów, więc wybór był dość oczywisty. No, może nie zupełnie – nie wróciłem bowiem do Całego tego Monteverdiego, ale do wcześniejszego DVD Fagiolinich: L’Amfiparnaso - komedii madrygałowej Orazio Vecchiego.
I Fagiolini.
Ta produkcja to kompletne przeciwieństwo operowych filmów – mamy bardzo skromny spektakl, półamatorski w gruncie rzeczy (nie mówię o śpiewie i narracji). Za całą scenografię służy jedna uniwersalna ścianka, oraz wywieszony z tyłu ekran z uliczką dawnego miasta. Do tego maksymalnie (nie licząc jednej sceny) troje śpiewaków przekwalifikowanych w aktorów (szczęśliwe maski i nawiązania do formy comedia dell’arte, nie wymagało od nich szczególnych umiejętności). I narrator.
Tak to wygląda – z lewej śpiewacy, na scenie ‘aktorzy’ – osoba grająca nie śpiewa. Z prawej chyba ramię narratora.
I narrator to mocny punkt produkcji – Simon Callow odczytuje wcześniej (dla słuchaczy, przede wszystkim) wierszowane streszczenia kolejnych scen-madrygałów. Bo faktycznie jeden madrygał to jedna scena – z wyjątkiem fragmentu, gdzie zadufany doktor, zalecający się do pięknej Izabelli, stara się zaśpiewać madrygał, co stanowi część sceny – zresztą tam Orazio Vecchi przerabia madrygał Cipriano de Rore.
Simon Callow czyta.
I tak wygląda ten spektakl – śpiewacy śpiewają z boku sceny (czasami musi zajść zmiana w obsadzie wśród ‘aktorów’, gdyż śpiewak jest akurat potrzebny do wykonania madrygału), ‘aktorzy’ odgrywają sceny, a Simon Callow czyta. W realizacji na DVD mamy kilka madrygałów zrealizowanych jak proste teledyski – nagrano je (nie śpiew, rzecz jasna) w parku.
W swoim czasie bardzo ten spektakl mi się podobał – madrygałów zwykle słuchacz ‘nie rozczytuje’, a nawet jeśli, to nie zawsze wykonawcy dbają o podkreślenie ich treści. Tutaj mamy treść (banalną historyjkę o Izabelli, córce Pantalona, którą paru chce mieć za żonę, podczas gdy ona nie wie, czy jej ukochany żyje), którą jednak możemy śledzić razem z muzyką, wyłapując żarty (choćby hiszpańskiego kapitana Cardona), czy aluzje (choć spektakl nawiązuje do poczucia humoru dawnej włoskiej ulicy, a nie dworu, to autorzy nie próbują sugerować, że jakiś madrygał jest ‘pornograficzny’, zresztą Vecchi (a raczej jego librecista – Giulio Cesare Croce, zapewne) nie daje po temu okazji). Sam zaś spektakl pojmuję też trochę jako krok na drodze Fagiolinich w kierunku łączenia madrygałów i teatru.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz