Znajomy wypłakał mi się ostatnio mejlem, że jest niezadowolony z pieniędzy i osiągnięć. Czasem też lubię sobie ponarzekać, ale chyba jestem w tym przekorny – najbardziej do narzekania skłaniają mnie zachwyty, optymizm i zadowolenie rozmówcy. Że ‘rozmówca’ narzekał, to ja starałem się wykrzesać cały swój optymizm i pamięć o własnych wysiłkach samodyscyplinujacych.
Rada pierwsza: pisz! Weź kartkę lub edytor tekstu. Wypisz problemy i własne atuty. Wypisz to, co powinieneś zrobić, by poradzić sobie z problemem, nawet jeśli uważasz to obecnie za niewykonalne. Przeanalizuj to, według możliwości wykonalności (jednoczesnej, czasowej). Zarysuj plany działań – na rok, miesiąc, tydzień. I na następny dzień. To ostatnie jest najważniejsze – nawet jeśli czasem nie wyjdzie, dobre uświadomienie sobie, co ma się zrobić jest podstawą. Plany powyżej tygodnia zwykle służą temu, by umieścić plany dniowe w szerszej wizji działania. Nie robi się ich tak często, ale co jakiś czas należy je weryfikować.
Rada druga: notuj co zrobiłeś! Na pierwszą metodę wpadłem bardzo szybko (potem odkryłem, że stosują ją także psycholodzy w niektórych formach psychoterapii, ale pozostawał problem realizacji zadań. Były takie, które wykonywałem na 100%, ale były też takie, których zaniechałem, albo z którymi miałem problemy ciągnące się o wiele dłużej niż planowałem. Notka na zakończenie dnia z podsumowaniem: udało się/nie udało się, jeśli nie – dlaczego, okazała się pomocna, choć różnica między planowanym, a wykonanym wciąż mnie trapi.
Rada trzecia: rozmawiaj o tym, co cię trapi! Moja wielka prywatna wada – jeśli napotykam problem (na przykład w pracy) to staram się go sam rozwiązać. I problem czasem rośnie jak mur przede mną, a ja wciąż biję w niego głową… Czasem pomaga porozmawianie o nim. Raz, bo trzeba go zwerbalizować – gdy problem przytłacza, często uparcie stosuje się ciągle tę samą metodę rozwiązania – to błąd! Ujęcie problemu w słowa pomaga go dostrzec, wybrać inną drogę. A poza tym, może ktoś też miał taki problem i poradził sobie? Albo ma twórczą sugestię?
Rada czwarta: szukaj niewykorzystanych dróg! To może rada nie dla każdego, ale i ja w pracy i mój znajomy, mamy podobny problem – dużą swobodę w decydowaniu o aktualnym przedmiocie pracy, połączoną ze słabą kontrolą i wysokimi oczekiwaniami dotyczącymi wyników. Słowem: oczekuje się od nas pewnej kreatywności. To nie jest wcale takie proste – pozostałe sześć miliardów ludzi też jest mniej lub bardziej kreatywne. Oczywiście można mieć przebłyski geniuszu, ale – primo, nie każdy takie ma, secundo – jak mawiał mój były szef, z przebłyskiem geniuszu jest jak ze skokiem Małysza – jedzie się i nabiera prędkości, aż w końcu się skacze. Jazda, to nauka, zbieranie doświadczenia, myślenie o problemie. A skok – to ten błysk. Ale, wracając do rady – umiarkowaną pomoc przynosi kartka (tym razem raczej nie edytor, bo nie będzie to zwykły tekst). Należy na niej wypisać punkty wyjścia (posiadaną wiedzę, doświadczenie, sprzęt), słowa kluczowe tematów, którymi się zajmujemy my, lub współpracownicy, bądź które znalazło się w literaturze tematu. Stawiać strzałki oznaczające zależności. I szukać braków – w strzałkach i słowach. Brak coś, czym należy się zająć.
Rada piąta: nie bij głową w mur! Wynotowałem kiedyś z podręcznika psychologii pięciopunktowy plan rozwiązywania problemów: 1) Znajdź efektywną reprezentację problemu (czyli – opowiadaj, pisz). 2) Nie trać z oczu istoty problemu (bo może bierzesz część za całość, nie każdy zamek trzeba zdobyć, czasem można go obejść). 3) Szukaj więcej niż jednej strategii. 4) Bądź gotów na alternatywy. 5) Utknąłeś? – Odczekaj.
---
A najgorsze jest to, że dobre rady to towar, którego podaż przewyższa popyt…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz