Przyznaję: miałem napisać już dawno. Jakoś jednak bardziej pociągały mnie niedzielne spacery niż zgrywanie fotosów z DVD… Przyznaję: dziwię się, że nie pisałem o tym wcześniej. To znaczy pisałem, ale nie na blog. (Może w okresie przedblogowym?) Tym czymś jest zaś Słowik Igora Strawińskiego (wg baśni Hansa Christiana Andersena) w filmowej wersji Christiana Chaudeta – realizacja opery, która zrobiła na mnie duże wrażenie. Może zrobiła je dlatego, że realizacji filmowych, które wykorzystują więcej środków niż to jest możliwe w nagraniu spektaklu z opery, nie jest znowu aż tak wiele.
Chłopiec jest świadkiem opery – widzem, z którym osoba przed ekranem może się utożsamić. Zwłaszcza dziecko, bo to opera-bajka.
Po pierwszych zachwytach, którymi dzieliłem się z kim tylko mogłem, mój zapał do tej realizacji jednak osłabł. Owszem – jest dopracowana, wysmakowana, a Natalie Dessay (której nazwisko na okładce napisano większymi czcionkami niż nazwisko „STRAVINSKY”) jest znakomitą sopranistką. Ale trochę tego wszystkiego tu za dużo…
Natalie Dessay, czyli tytułowy słowik (choć w wersji ptasiej też go widzimy), wśród produktów grafiki komputerowej.
I zostawiłbym nawet kwestię samego dzieła, które Strawiński rozpoczął, potem przerwał by pisać słynne balety dla Siergieja Diagilewa, a później wrócić ale już z nieco odmienionym stylem (to słychać – pierwszy akt to jeszcze dziedzictwo mistrza – Rimskiego-Korsakowa, ale później mamy już Igora Strawińskiego jakiego najlepiej znamy). Zostawiłbym też unowocześnioną treść, bo akurat kwestia fałszywych wartości artystycznych wylansowanych przez media jest bardzo na czasie.
A nie mówiłem? Słowik jako słowik. Wśród zainteresowania mediów.
Przede wszystkim chodzi mi o to tło – pół biedy, i że te wszystkie animowane postacie są tak barwne, czasami surrealistyczne (bo to jest zabawne).
Gorsze jest to, że mamy oklaski, czy spowolnienia (zupełnie niepotrzebna zabawa realizatorów na początku opery) – czyli ingerencję w dźwięk. Reżyser – doświadczony w pracy nad operami Christian Chaudet – chciał jedno i drugie łączyć, jednak czy tym nie szkodził? Bo mamy i interwencję w drugą stronę – instrumenty pojawiające się na ekranie (choć akurat dla dzieci może to być walor edukacyjny).
Sztuczny słowik. (Aż się zastanawiałem, czy ktoś tu przypadkiem nie robił aluzji do Berlusconiego…)
Ale właśnie – edukacja. Czy taki film-opera nie byłby dobrą bajką do prezentowania dzieciom? Trochę boję się o przesłanie – nazbyt może czytelne dla dorosłych, ale niekoniecznie dla dzieci; boję się też o rosyjski (tu się nie da zrobić dubbingu) – ale całość? Efektowna, niegłupia bajka? Czy coś takiego nie powinno trafić na dobre godziny emisji do telewizji?
---
Le Rossignol, film Christiana Chaudeta, muzyka: Igor Strawiński, libretto: Igor Strawiński I Stefan Mitusow, wg Hansa Christiana ANdersena. Słowik: Natalie Dessay, Dziecko: Hugo Simcic, Kucharka: Marie McLaughlin, Śmierć: Violeta Urmana, Rybak: Vsevolod Grivnov, Cesarz: Albert Schagidullin, Szambelan: Laurent Naouri, Starzec: Maxime Mikhailov. Orkiestra I Chór Opery Narodowej w Paryżu, dyr. James Conlon. Czas trwania: około 50 minut. (DVD zawiera też 26-minutowy film dokumentalny o realizacji tej opery.) Wydawnictwo: Virgin Classics, 7243 5 44242 9 8.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz