Trudno mi pisać o komisji, w której sam musiałem zasiadać. Jakoś nie pozwala to na odpowiednią swobodę podejścia do prezentacji na blogu. Przynajmniej wciąż mam opory, ale że zjawiska były dość ciekawe, to też trudno mi się oprzeć ukazaniu paru drobiazgów…
Otóż wszystko zaczęło się od dyskusji o tym, co lepiej wyraża zamożność – dochód, czy przychód. Raz jedno, raz drugie lobby było górą. Skończyło się w końcu na przychodzie, choć bez triumfalnych fanfar. W dyskusji zaś każdy bronił swojego osobistego interesu. Powiecie, że to normalne? A owszem, nikt się nie dziwił. Ale tknęło mnie coś innego – że to wcale nie szkodziło dyskusji (no, może podkręcało temperaturę, ale nie szkodziło merytorycznie). Wręcz przeciwnie – fakt, że wypowiadały się osoby, które były osobiście zainteresowane takim, czy innym wynikiem, pozwalał łatwiej wyszukać pułapki, które kryły się za pozornie neutralnymi sformułowaniami. Zjawisko znowu zapewne oczywiste, ale uderzał mnie pozytywny jego wpływ na jakość ustalanego regulaminu. A przecież jakoś w polityce tak argumentować nie wypada…
Druga rzecz – druk PIT-36 był tabu. No, może nieco przeszkadzam, bo w rozmowach w cztery oczy ta nazwa padała. Ale publicznie – nigdy. Tymczasem, gdy tak próbowałem zliczyć tych zakonspirowanych składaczy PIT-36 (lub współmałżonków składaczy), to grupa wcale nie była tak mała. I znowu drobiazg. Ale drobiazg, który trudno mi pogodzić z faktem, że od dwudziestu lat mamy kapitalizm…
I wreszcie koniec końców – złożono podania. I zaczęły się dyskusje - czy ja za dużo nie zarabiam?. Podkreślam – za dużo… Owszem, wiele osób ma mniej lub bardziej nieregularne dochody dodatkowe, których zwykle nie uwzględnia myśląc o swoich pieniądzach. Bo właśnie – może będą, a może nie… Gdy jednak je wliczono, gdy wyznaczany dochód obejmował część składek odprowadzanych od niego, okazało się, że właściwie zarabiamy nieźle. Sam postanowiłem to przyjąć optymistycznie, dowartościować się tym trochę, zmobilizować do lepszego zarządzania pieniędzmi, ale dominujący ton był inny – czy mi nie zaszkodzić fakt, że mam wysoki dochód? Przypadek ujawnienia największego dochodu w rodzinie nazwano wręcz heroicznym…
Dziwicie się i pukacie w czoło? Mam nadzieję! Sam się jednak dałem złapać kiedyś w takie myślenie – dochodów nie należy ujawniać, bo może to zostać wykorzystane do intryg przeciwko mnie. I nic z tego, że po większości się intryg nie spodziewam – takie coś, gdzieś w środku tkwi. I drażni.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz