Impuls i zwątpienie
Płytę zamówiłem zaufawszy impulsowi, by (wydawszy pieniądze) zwątpić. W końcu to chyba piąta „Koronacja Poppei” na DVD jaką mam, a czego bym o Claudiu Monteverdim nie mówił, słucham go mniej chętnie niż Mozarta. (Chyba tylko łatwość i przyjemność wracania do Mozarta usprawiedliwia taką koncentrację na półce.) Sięgnąłem kierowany impulsem, któremu na imię Emmanuelle Haïm – dyrygentka, która potrafiła nie raz sprawić, by śpiewacy mnie poruszyli. Nie raz, ale nie ostatnio… Poza tym, takie wrażenie robiła na mnie muzyka, a tu mam jeszcze obraz i reżyserię Roberta Carsena, do którego takiego zaufania nie mam… (Mimo, że Rusałkę i Semela chwaliłem.) No cóż, wszystko przede mną pomyślałem… Impuls okazał się chyba jednak dobry – spektakl oglądałem i słuchałem z przyjemnością. Współczesne stroje i idee reżysera nie zniechęciły mnie.
Pocałunek Poppei (Danielle de Niese) i Nerona (Alice Coote).
Reżyser mówi (1):
Niemal pornograficzne przedstawienie najbardziej dyskusyjnych ludzkich emocji [ukrytych] w podstawowych męskich (lub kobiecych) instynktach, to dzieło jest o seksualnej sile, seksualnej polityce – faktycznie po prostu czysty seks! Nero pożąda Poppei, Otton, eks-kochanek Poppei, wciąż ma na jej punkcie obsesję; Druzylla pragnie Ottona, Damigella i Valletto nie potrafią trzymać z dala od siebie nawzajem rąk; żona Nerona Ottavia grozi Ottonowi oskarżeniem go o gwałt, o ile ten nie zabije Poppei; Arnalta i Nutrice (obie grane przez mężczyzn w tej produkcji, aby zachować rzymską i renesansową tradycję tych komicznych ról) doradzają swoim paniom w sprawach seksualnych i wyraźnie same prowadziły bardzo aktywne życie seksualne; rzeczywiście każdy (z wyjątkiem Seneki) wydaje się dążyć do kawałka seksualnej akcji. […]
Neron (Alice Coote) pozbawiany przez służących spodni (oj, to jest spektakl zdejmowanych spodni, conajmniej trzy pary zdejmowane są na wizji, a jedna zakładana). Obok – Seneka (Paolo Battaglia).
Reżyser mówi (2):
Nie ma tu moralnego oświecenia, ani też żadnego pouczenia. Dzieje się tu coś dziwnego, jak to obserwujemy w akcji, reakcji i interakcji tych chciwych, głodnych seksu arystokratów oraz ich ironicznych, cynicznych sług: czasami czujemy, że przeżywamy poruszające, szczere, aczkolwiek niepokojące spotkanie z ludzką naturą. To późnorenesansowe/wczesnobarokowe dzieło jest więc rodzajem teatralnego memento mori, w którym opowieść jest zarówno przypowieścią, która zawodzi w zakresie pouczenia, jak i metaforą, która niczego nie porównuje. Czy może być coś bardziej nowoczesnego?
Ci sami, tu w swobodniejszej pozie.
Do Czytelników
Przetłumaczyłem zgrubnie słowa reżysera. Także dlatego, że streszczają one intrygę. Już słyszę oburzenie, że to spłycenie Monteverdiego, że brakuje odniesień historycznych (Robert Carsen o nich jednak pamięta; kto wie, czy nie robi do nich aluzji w końcowym, smutnym spojrzeniu Poppei) – ale przecież akurat „Koronacja Poppei” do tego się nadaje. Już sobie wyobrażam tak zrobionego Króla Rogera… Ale tu śledziłem akcję z przyjemnością, także dlatego, że seksualny trop podjęła dyrygentka i śpiewacy – nawet wiedząc, że Danielle de Niese lepiej wygląda niż śpiewa, jej kreacja potrafi być jakoś erotycznie ciepła. Orkiestra Wieku Oświecenia wcale tu jej nie ustępuje.
Wszystko łączy Miłość (Amore – Amy Freston), także Valetta (Lucia Cirillo) i Damigellę (Claire Ormshaw). No… może na tym ujęciu przedziela. Ale jak blisko!
Wszystko łączy Miłość, która jedno ma imię
Spektakl jest uwspółcześniony – strażnicy używają pistoletów, stroje są współczesne, a niańka (Nutrice – Dominique Visse) biega na szpilkach po scenie. We współczesności nie ma miejsca na sacrum – tak niektórzy oceniają uwspółcześnienia oper barokowych. Trudno mi ocenić, na ile to się odnosi do Roberta Carsena – z jednej strony powłoka Miłości (Amor – Amy Freston), Fortuny (Sonyi Yonchevej) i Cnoty (Virtù – Simona Mihai) jest jak najbardziej ludzka, a nawet te dwie ostatnie spierają się po angielsku o miejsce na widowni; z drugiej strony, Amor jest niemal wciąż obecny na scenie, dając nadając impuls czynom bohaterów opery, obserwując ich, wciskając się pomiędzy. To Amor, a Cnota i Fortuna spinają spektakl, niby klamra.
Nutrice (Dominique Visse) i Ottavia (Tamara Mumford).
Vis comica
Dominique Visse! Choćby dla niego warto zobaczyć ten spektakl (oczywiście, o ile kogoś nie niesmaczy taka przebieranka). Ale i inne przebrania – choćby Cnota-zakonnica. Choćby bielizna Arnalty (Wolfgang Ablinger-Sperrhacke). Robert Carsen potrafi bawić.
Valetto (Lucia Cirillo), Drusilla (Marie Arnet) i Nutrice (Dominique Visse). Bo nie tylko spodnie, ale i wanna to ważna rzecz w tym spektaklu.
Trochę o muzyce
Do tej realizacji podchodziłem nieco nieufnie, bo właściwie kto tu jest gwiazdą? O Danielle de Niese (Poppea) już wspomniałem – dla męskich oczu uczta, ale dla nieuprzedzonego ucha już niezupełnie, nawet jeśli ta rola jest całkiem udana. Alice Coote (Neron) dobra, ale… wolałbym mężczyznę w tej roli. Nawet jeśli ma grać zniewieściałego dzieciaka. Ottone (Iestyn Davies) – miła niespodzianka – ciepły, liryczny, trochę chłopięcy. Nie każdemu to będzie pasować, ale jakoś trudno mi sobie przypomnieć idealnego wykonawcę tej roli. Arnalta (Wolfgang Ablinger-Sperrhacke), to do pewnego stopnia przeciwieństwo swojej podopiecznej… Ale takie przeciwieństwa bywają komiczne. Ottavia (Tamara Mumford) dobrze radziła sobie ze swoją rolą, choć miałem poczucie pewnego niedosytu. Nutrice (Dominique Visse) jak zwykle świetny, przede wszystkim bawi. Nie tylko grą aktorską (trochę szarżuje), ale i głosem. Seneka (Paolo Bataglia) – również dobry. Kolejne role może już pominę (trochę mi brakowało braw na końcu dla Druzylli – Marie Arnet, ale może dałem się ponieść sympatii do bohaterki, bo któż by nie chciał być kochanym przez taką Druzyllę?) – zasadniczo nie było tu dla mnie objawień, ale nie było też słabych ról. Pozytywnie odbierałem również prowadzenie przez Emmanuelle Haïm – swoją drogą próbuję sprawdzić, czy spektakl (Festiwal w Glyndebourne w 2008 roku) był nagrany w jeden, czy więcej wieczorów – przed każdym aktem Emmanuelle Haïm wygląda inaczej – przed drugim ma taką samą suknię jak przed pierwszym, ale inaczej spięte włosy, a przed trzecim włosy jak przed pierwszym, ale zupełnie inną suknię… (Czy ja miałbym podobną zabawę z obserwacją, gdyby dyrygował mężczyzna?!)
Druzylla (Marie Arnet) ściąga spodnie z Ottona (Iestyn Davies).
---
Muzyka: Claudio Monteverdi; libretto:Giovanni Francesco Busenello. Poppea: Danielle de Niese, Nerone: Alice Coote, Ottone: Iestyn Davies; Arnalta: Wolfgang Ablinger-Sperrhacke; Ottavia: Tamara Mumford; Nutrice: Dominique Visse; Seneca: Paolo Battaglia; Valletto: Lucia Cirillo; Drusilla: Marie Arnet; Mercurio, Console: Trevor Scheunemann; Damigella: Claire Ormshaw; Littore, Console: Patrick Schramm; Amore: Amy Freston; Fortuna: Sonya Yoncheva; Virtù: Simona Mihai; Soldato I, Lucano, Tribuno: Andrew Tortise; Soldato II, Liberto, Tribuno: Peter Gijsbertsen; Orchestra of the Age of the Enlightenment, The Glyndebourne Chorus; dyryguje: Emmanuelle Haïm; reżyseria: Rober Carsen; reżyseria telewizyjna: François Roussillon; scenografia: Michael Levine; kostiumy: Constance Hoffman; światła: Robert Carsen i Peter van Praet; DECCA 074 3339; czas trwania: 193 minuty (plus 43 minuty dokumentu o spektaklu).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz