Gdy ostatnio opowiadałem o DVD z „Kadmosem i Harmonią” Lully’ego, Kolega napisał:
nie są jasne (dla mnie) jeszcze jakikolwiek dane o "Cadmus et Hermione", poza tym że jest to realizacja telewizyjna (francuska?), że śpiewacy mogliby być lepsi i że ładne panie noszą krótkie sukienki...
Z tego streszczenia mojej opowieści wynika, że powinienem dużo napisać. Tak dużo, że nie wiem od czego zacząć… Może od ilustracji numer jeden? W końcu jeden obraz wystarcza za 1000 słów?
Kadmos (André Morsch) i jego towarzysze.
Najważniejsza dla tej realizacji chyba nawet nie jest muzyka – choć sama opera była pewnym przełomem (jako pierwsze wspólne dzieło Pilippe’a Quinaulta i Jeana-Baptiste’y Lully’ego, które w 1673 roku było dla wielu nowatorskim połączeniem dotychczas osobnych form i wielkim sukcesem) – ale sposób realizacji. Otóż jest to realizacja ‘poinformowana historycznie’ co, wyjątkowo, nie oznacza jedynie podejścia do muzyki! (Sam przyznaję, że nie spieszyłem się do tego nagrania, aż nie przeczytałem entuzjastycznych opinii o krakowskim przedstawieniu Mieszczanina szlachcicem Moliera, z muzyką teatralną Lully’ego, w „tym samym” wykonaniu – tj. zespołowi z Vincentem Dumestre (muzyka) i Benjaminem Lazarem (reżyseria).)
Scena – widać rząd świec.
Jeśli ktoś jeszcze się nie domyśla – ‘poinformowanie historyczne’ oznacza wykorzystanie takich urządzeń teatralnych, takich rodzajów scenografii, stylu kostiumów, wreszcie oświetlenia, jak to było w teatrze francuskim XVII i XVIII wieku. Pierwsze co się rzuca w oczy to oświetlenie świecami – scena jest względnie ciemna, światło pada od dołu, z wyjątkiem przenośnych świeczników. Z tym wiążą się kolejne konsekwencje – stroje muszą być dostatecznie barwne by na tak szarzejącej scenie dobrze wyglądać. I więcej – teatr z tego okresu nie miał dzisiejszych minimalistycznych tendencji – on miał poruszać przepychem i barwnością. I porusza!
Harmonia (Claire Lefilliâtre) oświetlana przez swoją towarzyszkę. Światło drży i czasem jakby widać płomień świecy…
Zacząłem od aspektów wizualnych, ale że ten spektakl został przedstawiony inaczej niż wszystkie przeze mnie dotąd oglądane, to właśnie kwestie wizualne są dominujące w moim pierwszym wrażeniu. (Skoro jednak przy kwestiach wizualnych jestem to muszę skomentować streszczenie mojego własnego komentarza – śpiewacy wyglądają dobrze, nie wiem, czy to przypadek, czy też celowe działanie, ale są to osoby przeważnie ładne i młode. (A pozostaje pytanie, czy obficie stosowany puder nie ukrywa niektórych wad urody…) To jednak, że w ogóle o urodzie (wyłącznie pań) wspomniałem, to efekt zerkania na ujęcia orkiestry… Orkiestry ubranej w stroje współczesne i bynajmniej nie kuse. Podobnie jak i stroje na scenie – czasem tylko (przy występach baletu) miałem wątpliwości, czy w XVII wieku panie zakładały na tyle krótkie suknie na scenę… Ale to krótkość mocno względna.)
Taniec afrykański.
Przejdźmy do muzyki. Znowu mam bardzo dobre wrażenie – wykonawcy to zespół bardzo różny. Nie rzucają mi się w oczy żadne gwiazdy, ale też wszystkich słuchałem z przyjemnością. No, może jeden, czy dwa głosy mogły być lepsze – ale i to nie znaczy, że są złe. Kolejna rzecz – śpiewacy z ról drugoplanowych jednocześnie występują w chórze. (Najłatwiej rozpoznać Junonę – Luandę Siqueirę. Swoją drogą, w książeczce osoby wykonawców poprzedza zapis: Solistes du Poème Harmonique – może właśnie ze zgrania zespołu wynikają spójność i brak gwiazdorstwa?)
Junona (Luanda Siqueira).
Zespół – Le Poème Harmonique – zrobił na mnie znakomite wrażenie (nie tylko urodą instrumentalistek…). To bardzo dopracowany spektakl, zarówno od strony wizualnej (powtórzę: reżyseria Benjamin Lazar, choreografia: Gudrun Skamletz, scenografia: Adeline Caron, kostiumy: Alain Blanchot, światła: Christophe Naillet; makijaż: Mathilde Benmoussa), jak i muzycznej (Vincent Dumestre).
Była Junona, to teraz jej przeciwniczka (ależ się spierają) – Atena (Eugénie Warnier).
Gdybym miał szukać dziur w całym – co mi się nie podoba, to reżyseria telewizyjna. Zresztą chyba po prostu kamer było za mało… Mamy albo widok na całą scenę, albo na kilka postaci, albo na detal postaci (śledzona ręka, twarz, czy kawałek stroju – czasem nawet nie widać kto śpiewa). Kolejny minus to uboczny skutek oświetlenia świecami – tylna część sceny ginie w półmroku. Zapewne na żywo nie przeszkadzało to, raczej współtworzyło atmosferę; ale na DVD, przy widoku na całą scenę, nieco zubaża spektakl.
Mars (Arnaud Richard) spuszczany na scenę, po modlitwie chóru.
Krótko o treści – Kadmos (Cadmus, syn króla Tyru, brat Europy) i Harmonia (Hermione, córka Marsa i Wenus) się kochają, ale Mars ma inne plany. Kadmos by zdobyć Harmonię musi pokonać smoka. Kadmos wygrywa. Mars nasyła jeszcze żołnierzy, ale w sukurs Kadmosowi przybywa Amor, który sprawia, że żołnierze walczą między sobą. Wciąż Harmonii pożąda gigant Draco, któremu Mars przeznaczył swoją córkę – jednak Kadmos wciąż cieszy się boską pomocą. Tym razem to Atena zamienia Draco w kamienny posąg. Jeszcze po stronie Marsa staje Junona i porywa Harmonię, ale Atena Kadmosa pociesza, a Junona godzi się z Jowiszem. Okazuje się, że pogodzona już nie ma nic przeciwko małżeństwu, do którego szczęśliwie dochodzi.
Hymen już łączy kochanków.
Jean-Baptiste Lully, Philippe Quinault „Cadmus et Hermiona”, tragedia muzyczna w 5 aktach z prologiem; występują Solistes et Danseurs du Poéme Harmonique (m.in.: Kadmos: André Morsch; Hermione: Claire Lefilliâtre, Arbas/Pan: Arnaud Morzorati…); dyryguje: Vincent Dumestre; reż. Benjamin Lazar, choreografia: Gudrun Skamletz; reż. telewizyjna: Martin Freureu; Alpha EDV 1857, nagranie: L’Opera Comique, Paryż, styczeń 2008; czas trwania: 123 minuty.
I chyba najlepsze ujęcia tej realizacji – zbliżenia, ze światłem świec i uwypuklonym przepychem spektaklu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz