środa, 22 kwietnia 2009

Chwała staroświeckiego kawaya

Ilekroć w którejś ze świątyń Kioto lub Nary wskazują mi drogę do staroświeckiego wychodka kawaya, słabo oświetlonego i, co ważne, utrzymanego w nienagannej czystości, odczuwam głęboką wdzięczność dla dobrodziejstw japońskiej architektury. Pokój dzienny chanoma również ma swoje uroki, ale japoński wychodek został wprost stworzony z myślą o zapewnieniu duchowego odprężenia. Jest zawsze oddalony od głównego budynku, z którym łączy go przykryty oddzielnym zadaszeniem pieszy ciąg. Stoi zwykle w zadrzewionym kącie ogrodu, dokąd dolatuje świeży zapach liści i mchu. Nie da się wprost opisać uczucia, jakie nam towarzyszy, kiedy przykucnięci w półmroku, patrzymy na ogród lub pogrążamy się w zadumie, co jakiś czas od strony shoji płyną refleksy białego światła. Mistrz Soseki traktował poranne wędrówki do toalety jako jedną ze swoich przyjemności i podobno nazywał je „fizjologiczną rozkoszą”, I doprawdy nie ma chyba drugiego takiego miejsca, które dostarcza tyle przyjemności jak japońska ubikacja. Otoczeni tchnącymi spokojem deskami ścian i drewnem o ładnie postarzałej fakturze, możemy podziwiać barwę nieba i zielone liście
drzew.
Muszą wszakże, jak wspomniałem, być bezwzględnie spełnione pewne warunki: odpowiedni stopień półmroku, absolutna czystość i cisza tak głęboka, żeby dało się słyszeć brzęczenie komara. Lubię stamtąd słuchać odgłosu miękko padających kropel deszczu. Dotyczy to zwłaszcza przybytków w regionie Kanto, tam gdzie mają one jeszcze dodatkowo małe, podłużne otwory, wykrojone na poziomie podłogi. Pozwalają one wsłuchiwać się w dźwięk kropel, które spadają z okapu albo liści obmywają podstawę kamiennych latarni, zwilżają mech porastający kamienny chodnik w ogrodzie i wsiąkają
na koniec w ziemię. Doprawy wychodek to wymarzone miejsce do słuchania brzęczenia owadów i śpiewu ptaków; świetnie się też nadaje do podziwiania poświaty księżyca albo smakowania mono-no aware o każdej porze roku. To tu, jak przypuszczam, pokolenia poetów haiku znajdowały niezliczone tematy do swoich wierszy. Nie popełnimy błędu, jeśli pośród licznych wytworów japońskiej architektury uznamy kawaya za najlepszy wyraz furyu. Nasi przodkowie, którzy uwielbiali zamieniać w poezję wszystko, co ich otaczało, przekształcili miejsce najbardziej, zdawałoby się, nieczyste w domu w miejsce niedoścignionej elegancji, które dzięki bezpośredniej
bliskości przyrody przenosi nas w świat miłych skojarzeń związanych z kontemplowaniem piękna przyrody ka-cho-fu-getsu.

Tanizaki Junichiro Pochwała cienia, tłum. Henryk Lipszyc (w Estetyka japońska, t. 3, pod red. Krystyny Wilkoszewskiej, Universitas, Kraków 2005)

(Nie notuję dla piękna japońskiego wychodka – nigdy nie korzystałem, postawa kuczna dla Polaka oczywistą nie jest, ale czy w naszym kręgu kulturowym, ktoś by coś takiego napisał?
(No tak, ktoś by napisał, ale uchodziłoby to za formę prowokacji. A esej Tanizaki Junichiro na prowokację mi nie wygląda.))

Brak komentarzy: