wtorek, 7 kwietnia 2009

Klatki

W tęsknocie i ciężko szumiącym ogrodzie zoologicznym ludzie oglądają dla rozrywki dzikie zwierzęta, ciągnąć za sobą swoje własne przenośne więzienia. Niewidzialne na oko klatki ludzkie otaczają ofiary nieprzeniknioną aurą. Jakby palisadą żelazną.
Oto klatka małżeńska: pięcioro w niej tkwi. Stoją przed tapirem, odrutowani, otępieni.
Dzieci, młode, pokrzykują nerwowo.
Urodziły się w moralnej niewoli.
Tam znowu uczeń, zgarbiony, przepracowany, posuwa się w klatce szkolnej, w klatce tresury. Ogląda ptaki egzotyczne.
Siedzi na ławce panna, w klatce próżności. Srebrny list, niepotrzebnie w upalny dzień narzucony na szyję, wyciągniętą jak przed nie istniejącym lustrem, i powłóczyste spojrzenie. Trzewiczki, naturalnie, za ciasne. Stąd smutek w oku.
Opodal, ramie w ramię, stoi para narzeczonych w dobrowolnej klatce miłości. Klatka niewidzialnymi różami obrośnięta, zamki podwójne. Będą w niej pocałunki, potem przykre nieporozumienia, wreszcie dzikie awantury. Będzie drżała od wstrząsających nią ramion stęsknionego za wolnością jednego z nich dwojga.
Piękny park, piękny zwierzyniec.
Ciągną klatki przesądów, głupoty, ubóstwa, bogactwa. Uderzają o siebie, brzękają z cicha. Twarze ludzi – jakże przygasłe, obojętne.
Patrzą, nie widząc. Wymijają po tygrysiemu wzrok obserwatora, który zawsze i wszędzie znajduje się, nieporuszony.

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska ze Szkicownika poetyckiego (1939) (z tomu Być kwiatem?..., Świat Książki 2007

(Idea ludzkich klatek spodobała mi się, ale miałem też pewne poczucie siłowości w jej eksploatowaniu. Jednak cytuję i przesyłam Wam ze swojej przykomputerowej klatki.)

Brak komentarzy: