Inaczej niż przepowiadano, latem 392 roku bóg Nilu, niepomny świętokradztw dokonanych w roku poprzednim, spowodował, że rzeka jak zwykle wylała na egipskie wsie i użyźniła je swym mułem. Nie było ani krwawych fal, ani żadnej hekatomby wśród ludzi. Obecność tej połyskliwej tafli wodnej pośród przybrzeżnych wiosek, omywającej tu i tam grupy palm, musiała wywołać u wielu pogan trudno dla nas wyobrażalne rozczarowanie. Głównie u tych, którzy za Libaniosem myśleli, że dobrobyt cesarstwa zależał od utrzymania tradycyjnych kultów. Wylew Nilu był, rzecz jasna, dla Egipcjan wydarzeniem spodziewanym, ale za każdym razem podziwianym i zaskakującym, jako prawdziwy cud natury, w którym poganie w okresie późnego cesarstwa dopatrywali się boskiej interwencji. Oto niebiosa jeszcze raz błogosławią nieczystych.
Pierre Chigin Ostatni poganie (tłum. Joanna Stankiewicz-Prądzyńska) Czytelnik 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz