czwartek, 23 kwietnia 2009

Vivat BACHOR Suzuki!

Janowi Gwalbertowi Pawlikowskiemu, juniorowi
- ofiarowuję

Ja, kochająca polską mowę,
widzę w niej z bólem braków dużo…
i choć niejedni się oburzą,
wprowadzę w nią
reformy nowe.

W wyrazach głębszy sens odkrywam,
odkurzam sekret
dawnych znaczeń,
aby ta mowa, wiecznie żywa,
brzmiała wciąż piękniej,
wciąż inaczej!

Więc RZECZOWNIKIEM zwę tragarza,
a SZATANAMI:
zwykłych krawców.
Wyrazem BACHOR zaś wyrażam
Bacha najlepszych wykonawców.

Rozwód powinien brzmieć:
WESELE,
a złodziej jakżeż, jak nie
BUCHAJ?
WIERZBĄ znów wiarę zwę nieś miele,
słowo: PASIBRZUCH znaczy: kucharz.
MASZTALERZ: - lokaj,
HYCEL: - skoczek,
BARAN: - atleta, w barach tęgi,
KOSZULE: - panny to urocze,
które koszami dają cięgi.

PRAŁAT: - piorący syna ojciec
(tak mowę się udoskonala!),
a żonę, gdy na bale chodzić
pragnie za wiele -
zowię: BALAST.

CHORĄŻY: - pacjent…
PROSIĘ: - żebrak,
a słowa BOA
tchórza oznacza.
Słowo: kominiarz w PIECUCH przebrać
Zdążyłam, szczęściem, jeszcze na czas.

PODRÓŻ, jest to, co podrożało,
a KRAJCZYM
zowię patryjotę.
WYJAZD: psa na łańcuchu żałość,
a CŁO – nie powiem, mniejsza o to!

Tę, która płaczę, nazwę BECZKA -
a SKORKIEM znów: motocyklistę -
snoba – CHRABĄSZCZEM zwijmy raczej,
a MATNIĄ –
poród, oczywiście.

NALEŚNIK
zamiast leśniczego -
brzmi apetycznie,
w pamięć wrasta,
zaś rozrzutnika bezwstydnego
zwę WYDRWIGROSZEM -
no i basta.

KRYTYK
bezpiecznie kryty człowiek,
POCIĘGLE -
nazwę konduktorów,
BRAT – jednym słowem – ten, co bierze!
SAMIEC: pustelnik z głębi boru.

I tak nocami, wieczorami
projekt
Reformy Słów układam,
pracuję – wyczerpana, blada,
lecz zbożnie!
no przyznajcie sami!

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska Reforma słów (z Maria Pawlikowska-Jasnorzewska Być kwiatem?..., Świat Książki 2007)

(Chyba mam dobry dzień. Rano w pracy nie było wody -- decyzją dyrektora pracowało się w domu. Dostałem zamówione płyty*, dostałem prezent urodzinowy (sic! tak się zdziwiłem, że o mały włos prezent nie powrócił do nadawcy -- ale to ze zdumienia, bo urodzin nie mam, ba! nie tylko dzisiaj, ale i w tym miesiącu; w końcu opanowałem zdumienie i prezent odebrałem; skonsumuję gdy przyjdzie czas), a teraz sklep internetowy mi donosi, że wysłał do mnie Kolację na cztery ręce. No i ta Pawlikowska-Jasnorzewska, przeczytana i jeszcze gorąca przenotowana. W dodatku dzień można chwalić -- słońce zaszło za budynkami na sąsiedniej ulicy!**)

---
*) Ewentualnych zainteresowanych informuję: Jan Sebastian Bach -- 43 tom kantat pod kierunkiem Masaaki Suzukiego, Henry Purcell: The Fairy Queen pod Ottavio Dantone i Oda na dzień św. Cecylii pod Diego Fasolisem, a do tego 1 i 2 Symfonie Leonarda Bernsteina pod kierunkiem Leonarda Slatkina.
**) Za to jutro może być zupełnie inaczej -- zapowiedziano niezapowiedzianą wizytę Prezesa. I jak to pogodzić z koncertem NOSPR?

Brak komentarzy: