sobota, 25 kwietnia 2009

Rozmowa superego z ego o ucieczce z koncertu

Superego: No jak mogłeś tak zwiać, zdezerterować z koncertu?
Ego: A czy ja mam obowiązek siedzieć do końca?
Superego: Obowiązek, nie obowiązek – liczy się motywacja, a raczej jej brak. Nie można tak sobie łatwo pobłażać! Jeśli raz sobie odpuścisz, będziesz już sobie zawsze odpuszczał.
Ego: Zaraz, zaraz, czy koncert jest po to, by ćwiczyć swój charakter, czy też po to, by spędzić przyjemnie wieczór? Idę na koncert dla przyjemności – gdy się jej nie spodziewam, po co mam zostawać?
Superego: Dlaczego zakładasz od razu, że nie będzie przyjemnie? Bałeś się spróbować i wymówiłeś byle czym, by uciec wcześniej do domu, do ciepłej herbatki i ciepłej pościeli.
Ego: Po pierwsze, nie czułem się tego dnia najlepiej. Rano coś przemarzłem, popołudniu miałem wypieki jak w gorączce, na dokładkę nie miałem kiedy odsapnąć, bo musiałem zostać w pracy godzinę dłużej.
Superego: Mówisz jakbyś miał męczącą pracę – a nie masz się na co skarżyć. Byłeś dłużej w związku z odwiedzinami prezesa, ale nawet się nie stresowałeś. Dzięki pomocy rodziny, te półgodziny w domu przeznaczone na obiad i przebranie się dało ci lepiej odpocząć niż może to zrobić półtorej godziny, które zwykle masz. Co do zziębnięcia i stanu podgorączkowego, to po prostu jesteś hipochondrykiem! Powinieneś to w sobie zwalczać póki czas!
Ego: To wszystko drobiazgi, ale składały się na to, że na sali czułem się źle, przynajmniej źle jak na słuchanie muzyki. Już przy Brittenie się męczyłem, a Ryszard Strauss…
Superego: No dokończ! Chcę usłyszeć tę dumę z alergii na muzykę Ryszarda Straussa!
Ego: Dumę nie. Ale nie przepadam za nią. Nie kupuję płyt…
Superego: Kłamiesz! Jakbyś myślał, że ja nie wiem!
Ego: Ale to są opery! A nie lubię – by doprecyzować – poematów symfonicznych Ryszarda Struassa. I właśnie poemat mnie oczekiwał.
Superego: Przesadzasz – Sinfonia Domestica ci się ostatnio podobała mimo uprzedzeń! Mogłeś spróbować jeszcze raz, zamiast hodować swoje fochy!
Ego: Ale przy Sinfonii byłem zrelaksowany, to czego teraz zabrakło.
Superego: A przecież przyszedłeś na koncert bez złych myśli, zrelaksowany, wysłuchałeś zapowiedzi utworu…
Ego: No właśnie, wysłuchałem tego, że to utwór długi, że krytycy sugerowali by go umieszczać na końcu programu, by słuchacze mogli cichcem wyjść…
Superego: To była krytyka konserwatywnych krytyków! Utwór chwalono, wskazywano na piękno partii solowej skrzypiec…
Ego: No właśnie – nie lubię tych partii solowych skrzypiec w muzyce symfonicznej późnego romantyzmu. Nawet stwierdzenie, że w części Towarzyszka bohatera mamy odmalowaną perwersyjną naturę Pauiny de Ahna mnie nie przekonało.
Superego: Nieładnie tak się dać ponieść uprzedzeniom!
Ego: Nie byłem w nastroju na ćwiczenia z przekonywaniem się do poematów symfonicznych Ryszarda Straussa, tylko pogłębiłoby się moje uprzedzenie!
Superego: Słowem nie masz żadnego poważnego argumentu, dla swojej dezercji z sali koncertowej.
Ego: Nie, ale sporo drobnych przesłanek. Gdybym na przykład wiedział, że utwór jest krótki, gdyby nawet był długi, ale nie był Ryszarda Straussa, gdyby nawet był długi i Ryszarda Straussa, ale byłbym w lepszym samopoczuciu na sali…
Superego: To byś został. A tak, poszedłeś sobie i nawet sam nie wiesz, czy nie popełniłeś błędu.
Ego: Może i tak, ale odkąd poczułem orzeźwiający chłód wieczoru, to wszystko było bez znaczenia.

Brak komentarzy: