czwartek, 15 maja 2008

Odkładając na półkę: Neil Postman "Zabawić się na śmierć"

Zacznijmy od początku, czyli od wstępu Macieja Mrozowskiego. Z jednej strony łagodzi on wypowiedź Neila Postmana, wskazując na różnice między amerykańskim modelem telewizji rozrywkowej, a europejskimi wizjami telewizji publicznej. Z drugiej strony sugeruje on polską perspektywę – zwłaszcza w odniesieniu do przekazu religijnego w telewizji. Oba te spojrzenia są intrygującym punktem wyjścia do dyskusji o „Zabwić się na śmierć” - pierwsze, ze względu na wyraźne niezrozumienie krytyki Postmana, drugie – gdyż i świat i Polska zmieniły się bardzo od roku 1984 (Orwellowskie nawiązanie Postmana, nieco mimowolne, bo odwołuje się on raczej do wizji Huxleya).

Pierwsze wskazanie jest o tyle błędne, że Postman nie proponuje lepszej telewizji. Więcej – woli „Drużynę A” od „Ulicy Sezamkowej”, co nie ani jest krytyką „Ulicy Sezamkowej”, ani pochwałą „Drużyny A”. Postman nie krytykuje telewizyjnej papki za jej zawartość – on wychodzi ze stwierdzenia (MacLuhana), że środek przekazu sam jest przekazem – i to ten przekaz krytykuje. Przekaz telewizyjny konkuruje i wygrywa z kulturą słowa pisanego. „Kultura słowa pisanego” to coś więcej lektura od czasu do czasu. To sposób postrzegania świata, a zwłaszcza ‘dyskursu publicznego ‘ (podtytuł książki Postmana to ‘Dyskurs publiczny w epoce show-biznesu’) – uporządkowanie myśli (‘linearność wypowiedzi), nacisk na logikę, konsekwencję, umiejętność wskazywania złożonych zależności, itp. Telewizja niesie za sobą kulturę obrazu – kolejnych, zmiennych i nie powiązanych ze sobą logicznie scen. Tymczasem – zdaniem Postmana – to właśnie kultura słowa pisanego (i drukowanego, które rozpowszechniło wiedzę i dyskusję) stanowi podstawę kultury demokratycznego państwa. Programy polityczne oderwane od logiki i konsekwencji w telewizji zostają skrócone do postaci sloganów reklamowych, do tego jak kandydaci wyglądają i uśmiechają się do kamery.

Zdaję sobie sprawę, że Postman nie pisze ‘konstruktywnej krytyki’. On pisze paszkwil na coś, co postrzega jako zagrożenie dla obecnej (a raczej już przeszłej) kultury, której wyższość wysławia. Gdy mówi, że dyskusja w telewizji jest telewizją, ale przestaje być dyskusją; gdy mówi, że edukacja w telewizji jest telewizją, ale przestaje być edukacją; gdy mówi, że religia w telewizji jest telewizją, ale przestaje być religią; gdy mówi, że kultura w telewizji jest telewizją, ale przestaje być kulturą; i że to wszystko nie ogranicza się do samej telewizji, bo stanowi pewien model wpływający na dyskusję polityczną, edukację, religię i kulturę – w znacznej mierze ma rację. Wystarczy spojrzeć jak płytka jest dyskusja polityczna, operująca prymitywnymi hasłami. Ale w znacznej mierze nie znaczy w pełni.

Muszę tu zastrzec, że nie jestem miłośnikiem telewizji. Może dlatego, że nie potrafię być ‘widzem’ jakiego odmalowuje Postman – kręcącym się po pokoju, kuchni, robiącym porządki, wykonującym prace domowe przy włączonym telewizorze. Albo oglądam telewizję – a wtedy unikam prac domowych; albo zajmuję się pracami domowymi – a wtedy telewizor zwyczajnie mi przeszkadza i go wyłączam. (Jedyny wyjątek to prasowanie – ale i tu wolę DVD.) To, plus niechęć do telewizyjnej ramówki (jakoś zawsze nadają ciekawe programy, gdy ja mam inne plany, a gdy ja mogę oglądać telewizję to ‘nic nie ma’, ilu bym kanałów nie miał na kablu), sprawia, że telewizji niemal nie oglądam. Ale czasem miło wspominam Sondę, program, który miał (dla mnie) wielki walor edukacyjny. Pamiętam też parę dobrych filmów dokumentalnych, rozbudzających zainteresowania, zachęcających do wertowania popularnonaukowych książek. Albo, na przykład, telewizyjne pogadanki Bernsteina. Więc nie mogę się zgodzić, że telewizja uniemożliwia edukację – to tylko forma, którą trudno opanować tak, by przynosiła pożytek.

Patrząc nieco szerzej, gdy tak czytałem Postmana wylewające swe żale na nielogiczną i zabawową telewizję, sprawiającą że ludzie obojętnieją i stają się irracjonalni, miałem wrażenie, że czytam dietetyka zwalczającego zamiłowanie do słodyczy. Bo zbytnio kaloryczne, powoduje tycie, choroby serca, bezwartościowe... Zwalczającego słusznie, ale przecież czekolada jest smaczna! Czy zakazalibyśmy jej z powodu dietetyki? Raczej przychyliłbym się do zdania, że w umiarkowanej dawce i słodycze są dobre*.

Postman przypomina, że dzisiejsza demokracja** jest produktem „galaktyki Gutenberga”. To prawda. Nowe, telewizyjne czasy niosą coś nowego i wymuszą zmiany w systemie politycznym. Ale jakie? I czy z góry można założyć, że stan obecny (a raczej już przeszły) to szczyt kultury, z którego możemy już tylko kroczyć w dół? Tego nie wiem, a uważam to za pytanie nie mniej ważne, niż ostrzeżenie, które Postman stawia.

I kolejna rzecz: Postman krytykuje obrazkowość i wyrywkowość telewizji, skrótowość informacji. Ale krytykuje także to, że telewizja przynosi obrazy z daleka, dla nas nieważne. Że goni za sensacjami, ale nie tylko – że przedstawia informacje, które nas osobiście nie dotyczą; których nie możemy przeanalizować (bo brak nam ich dogłębnego zrozumienia), ani na które nie możemy reagować (bo są zbyt odległe), co przynosi prowadzi do biernej postawy konsumenta informacji; zamiast postawy aktywnej. W jakiejś mierze konkluzja jest słuszna, ale czy w dzisiejszym świecie, gdzie komunikacja jest tak łatwa, gdzie powiązania są tak dalekie, można sobie pozwolić na zamknięcie oczu na to, co daleko? Weźmy tragedię w Syczuanie – zginęły tysiące ludzi, oglądamy obrazy zruinowanych miast, tych, którzy stracili bliskich, rannych – i nie możemy pobiec i im zwyczajnie pomóc. Jesteśmy zmuszeni do biernej obserwacji. I to w demoralizującym towarzystwie nowego wideoklipu, czy skandaliku z życia celebrytów. Czy rzeczywiście lepiej by dla nas, jako ludzi i członków społeczności było, by o tym nie wiedzieć?

***

Jednocześnie zachwycam się Postmanem i zachowuję pewien sceptycyzm... Ot, taka niekonsekwencja telewizyjnych czasów. Ale to nie wyczerpuje tematu, bo pozostała polska perspektywa w spojrzeniu na „Zabawić się na śmierć”.

Pierwszą moją myślą, było sięgnięcie pamięcią wstecz, do roku 1984. Nie pamiętam go dobrze – nic dla mnie szczególnie ważnego wówczas się nie wydarzyło. Może z tym konkretnym rokiem kojarzę w pamięci jedynie nalepki z emblematem olimpiady, na którą Polacy nie pojechali. Ale jednak jest pewna różnica – reklamy i sponsorzy. Uderza to zwłaszcza, gdy Postman pisze o „Ulicy Sezamkowej”. Przypuszczam, że w 1984 roku największy mój problem z „Ulicą Sezamkową” (pozostawiając na boku to, że byłem już na nią ‘trochę’ duży) polegałby na zrozumieniu, co to znaczy, że odcinek sponsoruje litera ‘c’. Kultura nowoczesnej reklamy to rzeczywiście wielka nowość w Polsce, która nastała po przemianach roku 1989. A bez kultury reklamy, także takiej, która przerywa film w połowie, telewizja jest jednak innym medium.

Od tego czasu zrobiliśmy naprawdę wielki postęp. A tegoroczne wystąpienie Prezydenta RP z podkładem muzycznym z „Polskich dróg” i przebitkami filmowymi, stanowi nasz oryginalny wkład w światowe postępy kultury telewizyjnej...

I kolejna rzecz – Postman jest zaangażowany w działalność kościołów protestanckich w USA, stąd jeden z jego rozdziałów stanowi o programach religijnych w telewizji. A słusznie zauważył Maciej Mrozowski (we wstępie), że przypadek Jana Pawła II, zwłaszcza w Polsce, to ważny punkt w dyskusji na ten temat. Tezą Postmana jest, że także w przypadku religii rozrywka i ‘prezenter’ są ważniejsi od przekazu. I właśnie to przypomina mi recepcję Jana Pawła II i utyskiwania, że pamięta się kremówki, a nie nauczanie. Przecież to klasyczna ilustracja tezy Postmana! Jan Paweł II jako osobowość telewizyjna – bo w telewizji wciąż oglądana, bardziej niż nauczyciel religijny – bo rzadko czytany. I to wszystko nawet nie jako kwestia osobistego stylu (choć faktycznie był postacią bardzo medialną), a epoki i jej medium.

***

Neila Postmana jako autora nie lubię. Irytuje mnie jego niechęć do nowych technologii, będąca czymś więcej niż racjonalną krytyką. „Zabawić się na śmierć” czytałem jednak z przyjemnością. I chętnie ją polecam, nawet jeśli Postman nie docenił i nie zrozumiał nadchodzącej kolejnej rewolucji – komputerów (do których, jako medialnie ‘przecenionego’ narzędzia bliskiej przyszłości się odnosi) i internetu, które dzisiaj, tak jak i telewizja, wpływają na naszą kulturę.

---
*) Co muszę upatrzyć dwoma uwagami. Po pierwsze słodycze lubię i przypomnienia dietetyków są dla mnie wiecznym wyrzutem sumienia. Po drugie zaś, tak jak i wysoce energetyczna czekolada, w pewnych sytuacjach telewizja może być dobra – na przykład Indie prowadziły wielką akcje edukacyjną przy pomocy telewizji, na masową skalę poprawiając jakość własnego rolnictwa. Duży obszar, niska kultura literacka, trudności z dotarciem odpowiedniej liczby nauczycieli na prowincję – to wszystko mogła naprawić telewizja.
**) Ciekawe w jakiej mierze dotyczy to dobrego funkcjonowania także wolnego rynku?

---
Neil Postman „Zabawić się na śmierć” (tłum. Lech Niedzielski), MUZA S.A., Warszawa 2006

Brak komentarzy: