czwartek, 22 maja 2008

Odkładając na półkę „Wykłady o literaturze rosyjskiej”

„Spotkaliście się może, a raczej na pewno, z tymi okropnymi podręcznikami pisanymi chyba nie przez pedagogów, ale przez demagogów – przez ludzi, którzy ślizgają się po powierzchni książek, zamiast starać się dotrzeć do ich sedna. Niektórzy z nich wmawiali wam pewnie, że głównym celem wielkiego pisarza i właściwie głównym kluczem do wielkości jest "prostota". To mąciciele, nie nauczyciele. Czytając pisane przez studentów obojga płci prace o tym czy innym autorze, często natrafiałem na takie sformułowania - prawdopodobnie echo nauk z okres największej chłonności – jak: "jego styl odznacza się prostotą", "jego styl jest klarowny i prosty" albo "jego styl jest piękny i prosty". Zapamiętajcie sobie: "prostota" to czczy frazes. Żaden wielki pisarz nie jest prosty. Prosty jest "Saturday Evening Post". Prosty jest styl gazetowy. Prosty jest Upton Lewis. Prosta jest mama. Proste są bryki i streszczenia. Proste jest przeklinanie. Ale Tołstojowie i Melville'owie nie są prości.”
Vladimir Nabokov (o Śmierci Iwana Iljicza) w "Wykłady o literaturze rosyjskiej", tłum. Z. Batko, MUZA SA., Warszawa 2002

I tak się składa, że wynotowany fragment nałożył mi się czasowo z zakończeniem lektury tych wykładów Nabokova. I wypadałoby nie tylko powiedzieć, że Nabokov ma sporo racji (to znaczy prostota bywa wartością, ale właśnie – bywa, a nie jest, zawsze i wszędzie; ona musi występować w pewnych kontekstach; a ponadto Nabokov to szczególarz (i słusznie!), on łapie niuanse, a nie ma prostego stylu, jednocześnie zniuansowanego – jeśli mamy mieć niuanse, to prostota stylu może być tylko powierzchownym wrażeniem), ale także coś o samej książce… A to już takie proste nie jest.

Bo „Wykłady o literaturze” Nabokova były dla mnie swoistym objawieniem. („Wykłady o literaturze rosyjskiej” w mniejszym stopniu, bo i objawienia rzadko chodzą seriami, i sam Nabokov więcej miejsca poświęca oświecaniu Amerykanów, co do rosyjskich warunków, dziejów i zwyczajów – a to już takie ciekawe nie jest; no, może z wyjątkiem niektórych zwyczajów.) Objawieniem, bo choć wielu czytelników dostrzega w książkach coś więcej niż fascynujące historyjki, to mało kto potrafi o tym mówić. I w procesie edukacji wciąż zwracano mi uwagę na kontekst historyczny, na patriotyzm, przesłanie, wartości… Z wartości typowo literackich, chyba przerabialiśmy tylko opisy przyrody. A i to było traktowane jako obowiązkowe nudziarstwo. Właściwie piękno literatury musiałem dla siebie odkrywać samodzielnie. I oto trafiłem na Nabokova, który mi wytłumaczył punkt po punkcie, że widzę i rozumiem z tego wszystkiego jeszcze strasznie mało… Ale nie robił tego jako jakiś guru, czy surowy nauczyciel, ale raczej jako przewodnik, próbujący nauczyć czytać. Bo to, że mamy tu konkretne powieści nie powinno mylić – to przykłady raczej, niż punkty obowiązkowe.

Nabokov uczy tego, o co chodzi w literaturze. A chodzi o sposób opowiadania. Właśnie – sposób, nie treść. Treść może nie tyle nie jest ważna, co nie jest krytyczna. Właściwie z wszystkiego można zrobić wielką sztukę (Nabokov cytuje anegdotę o Czechowie, który dał się namówić do napisania opowiadania, bodajże o papierośnicy…). Można, o ile się potrafi. Liczy się więc styl, niuanse, ukryte nawiązania, podskórne opowieści; to styl tworzy atmosferę otaczającą powieściowy glob.

I pozostaje mi tylko westchnąć, że gdyby tego uczono w szkołach, to cała dyskusja o lekturach nie miałaby sensu. A swoją drogą, wykłady Nabokova byłyby dobrą lekturą!

Brak komentarzy: