sobota, 10 maja 2008

Oklaski, ach oklaski

Wczoraj byłem na koncercie – program był co prawda ograny, ale wykonanie znakomite – dawno żaden koncert tak mi się nie podobał. Kończyła go VI Symfonia h-moll „Patetyczna” op. 74 Czajkowskiego, co muszę napisać bardzo wyraźnie mimo znamion nie pasującej do bloga pedanterii.


Otóż Symfonia Czajkowskiego kończy się nietypowo. Po efektownym, żywym, posiadającym wyraźne zakończenie Allegro molto vivace (zwykle odzywają się tu brawa, zwłaszcza w wykonaniu młodszych słuchaczy, sam przyznaję, że pierwszy raz słysząc ją na żywo też nie wytrzymałem i zaklaskałem), następuje ponure Finale. Adagio lamentoso.


Wczoraj także odezwały się brawa po części trzeciej, zainicjowane przez znajdującą się na sali młodzież. Nawet chwilę potrwały. Ale nie to było uderzające. Uderzająca było zakończenie czwartej części. Kończy się ona wyciszeniem – milkną kolejne grupy instrumentów, aż zostają same wiolonczele. I one także milkną. Wczoraj dyrygent zastygł wykrzywiony w bezruchu, z wciąż ściśnięto mocno batutą, i tak trwał, wśród ciszy. Nie wiem ile to trwało. Minutę? Przez ten czas publiczność w skupieniu słuchała ciszy. Nikt nie odważył jej przerwać – choć czasem (co było słychać) toczył o to ciężką walkę z własnym kaszlem.


***


Takie sytuacje przypominają mi opowieść Rosena. Otóż kiedyś był zachwycony przyjęciem (jako pianista) w pewnym mieście. Miał jednego wieczoru sześć, czy siedem bisów. I gdy tak wciąż był dumny dowiedział się, że jego znajomy, którego wykonań nie cenił, też doszedł dzięki intensywnym oklaskom, do sześciu, czy siedmiu bisów w tym mieście. Rosen doszedł więc do wniosku, że w dzisiejszych czasach brawa są często pewną konwencją, a ich czas trwania i intensywność zależą bardziej od lokalnych zwyczajów niż od przeżyć słuchaczy. Jedynym prawdziwym, szczerym i bezdyskusyjnym sposobem okazania jak bardzo poruszyła wykonywana muzyka jest cisza na końcu utworu. Taka, jak ta wczoraj.

Brak komentarzy: