środa, 30 lipca 2008

98 cm

98 cm. Tyle książek (jedna na drugiej, na trzech ‘kupkach’) zebrało się na moim ‘biurku’. Z nadzieją, że przeczytam je jeszcze w te wakacje. (Wakacji niby nie mam, ale okres bez koncertów wieczorami, gdy pracuje się nie mniej intensywnie niż zwykle, ale jednak mniej słyszy się poleceń i ma spraw do szybkiego załatwienia, to jest okres wyczekiwany, który niesie w sobie nadzieje na życie trochę inne, lżejsze, swobodniej poukładane.)

98 cm to zdecydowanie za dużo. Owszem, w tym 14 cm Tołstoja (wydanie angielskie, oraz po jednym tomie z wydań polskiego i rosyjskiego), ale z drugiej strony obok leżą cztery tomiki Parnickiego („Nowa baśń”).

Zawsze mierziło mnie narzekanie, że książka za duża, że nie ma się tyle czasu, tym bardziej, że zwykle widziałem wiele zajęć, które były zupełnie niepotrzebne. Jak można mówić, że się nie ma czasu na książkę i biec na kolejny odcinek serialu, bo przecież nie można go opuścić? To wszystko jest kwestią wyborów, preferencji. Albo-albo. Albo ma się czas na lekturę, albo na film, albo na spacer. Uczciwiej byłoby chyba powiedzieć, że ma się inne, lepsze zajęcia niż lektura, ale chyba do tego trudno się przyznać. W końcu lektura jakoś nobilituje, a telewizja nie.

Ale też mam już 98 cm książek (jako zbiór podręczny, bo jeszcze sporo planowanych lektur znalazłbym na półkach), a o sobie wiem, że chciałbym je przeczytać, choć nie zawsze równie chętnie. Ale chcę też zrobić parę innych rzeczy – posłuchać paru płyt bez lektury (zwłaszcza krwistych romantycznych symfonii – NOSPR zapowiada, że ich niemal nie zagra w najbliższym sezonie, trzeba to więc nadrobić), nadrobić zaległości filmowe i operowe, a przy tym znaleźć czas na spacer, czy wycieczkę. I tak, centymetrów raczej przybywa zamiast ubywać. Zwłaszcza przez wycieczki…

Brak komentarzy: