poniedziałek, 7 lipca 2008

Wybitny pisarz, ale...

Wczoraj kartkując Gościa Niedzielnego natknąłem się na pochwałę pisarstwa Gabriela Garcii Marqueza (na przykładzie konkretnej powieści, czy opowiadania), poprzedzoną wyjaśnieniami, że co prawda autor ma sympatie komunistyczne i lubi Fidela Castro, ale za to ma odwagę pisać o Bogu...

Może bym na to nie zwrócił specjalnej uwagi, gdyby nie to, że i w innych miejscach tego numeru dostrzegałem odwołania się do poglądów innych autorów, choć w prasie bez przymiotnika ‘katolicki’ na pierwszej stronie tego prawie nie spotykam. Wręcz uznałem, iż normą jest pochwała dla pisarza za to co pisze, bez konieczności tłumaczenia jakie poglądy posiada. (Np. Daniel Passent wspomina w ostatnim felietonie Ernsta Jungera, po prostu pisząc, że był świetnym pisarzem, bez żadnej dyskusji światopoglądowo-ideologicznej.)

I zaczynam stawiać sobie pytanie, co było pierwsze. Traktowanie czytelników jak dzieci, które trzeba prowadzić za rącze, bo pisarz B ‘jest be’, a pisarz C ‘jest cacy’? (Na co wskazywałoby poważne polemizowanie z „Kodem Leonarda da Vinci”.) I to ‘be’ i ‘cacy’, które dotyczą bardziej wyrażanej treści, niż jakości pisarstwa? Czy to czytelnicy wymuszają i autor pragnący pochwalić pisarstwo Marqueza czuje się zmuszony do usprawiedliwień? Listy do redakcji sugerują to drugie... (A prawdą zapewne jest i jedno i drugie, bo traktowanie innych jak dzieci wywołuje zdziecinnienie, zdziecinnienie zaś wymaga traktowania jak dzieci – i tak pętla się zamyka...)

PS.
Muszę dodać dwa zastrzeżenia.
1. Oczywiście oprócz literatury traktowanej jako sztuka, istnieje coś takiego jak publicystyka. Są „dzieła”, które poza ideologicznym nastawianiem autor zdają się nie posiadać innej treści, a i formą nie imponują. Tam pisanie o poglądach autorów, polemika z nimi, jest zupełnie naturalna. Ale tu chodziło o literaturę jako sztukę, a nie ideologię... I właśnie to mnie uderza, że wszystko traktuje się jak ideologię (a jeśli nie, to wymaga to usprawiedliwienia.
2. Bywam osobą przekorną. Jeśli ktoś pochwali lub zgani jakąś książkę, czy płytę, lub film, to jedno i drugie może być zachętą do przeczytania (posłuchania, obejrzenia), jak i formą zniechęcenia. Poniekąd stąd wynika, że tego typu zachęty lub polemiki są wobec mnie niezbyt skuteczne, ponieważ nie stosuję się wprost do sugestii.
PS.(2).
Osobnym tematem jest miejsce Boga i religii w społeczeństwie i sztuce. Rzeczywiście coraz bardziej niszowe. Ale to duży, osobny temat. Nie na dziś. Ani nie na jutro...
PS.(3).
Oczywiście sprawy gustu, to sprawy gustu. Można nie cenić Marqueza. Byle odróżniać ideologię, od gustu literackiego.

Brak komentarzy: