wtorek, 15 lipca 2008

Polacy na Messerschmittach, albo ile potrzeba miejsca na wyjaśnienie...

Sprawiłem sobie w kiosku "Bitwię o Anglię" (film z książeczką w ramach serii "The Best of filmy wojenne" -- swoją drogą, czy nikomu nie przyszło do głowy nazwać tę serię "Najlepsze filmy wojenne"?). "Książeczka" została dołączona ze względów podatkowych (VAT!), mimo to ją przeczytałem uznając, że starano się jakoś przybliżyć w niej temat filmu. Czytam tam na przykład (w anonimowej ramce):

"W połowie filmu pojawia się scena lotu ćwiczebnego polskich pilotów pod brytyjskim dowództwem. Na czele luźnej formacji leci brytyjski Hurricane (właśnie na takich maszynach latali Polacy, podczas gdy Brytyjczycy korzystali z nowszych, a więc lepszych Spitfire'ów) Natomiast w samolotach tworzących resztę formacji, widocznych w tle, znawcy lotnictwa z przerażeniem rozpoznali... Messerschmitty Me-109, na których w tym czasie latali Niemcy."

Zacznijmy od tego, że ja Messerschmittów nie zauważyłem. (Swoją drogą, w książeczce podają, że latających Hurricane'ów mieli realizatorzy tylko trzy sztuki, więc być może czymś uzupełniono dywizjon Hurricane'ów...)

Nawet jeśli, to nie Me-109, bo takich maszyn zwyczajnie nie było. Były Bf-109. Stąd tym większe moje pytanie, co widzieli 'znawcy lotnictwa'.

Kolejna rzecz, to owe Hurricany w rękach polskich pilotów. Właściwie jest to prawda... Ale jest to półprawda.

Spitfire to nowsza konstrukcja... o całe pięć miesięcy! (Hurricane -- oblot w listopadzie 1935 roku; Spitfire -- marzec 1936.) To nie jest tak, że Polacy dostali sprzęt przestarzały, podczas gdy Brytyjczycy latali na nowych samolotach (co notka może sugerować), gdyż oba typy produkowano równolegle (owszem, Spitfire był lepszy, ale Hurricane protszy w produkcji i uzupełniał Spitfire, którego nie dało się wyprodukować wystarczająco wielu egzemplarzy; oba wykorzystywały ten sam silnik Rolls-Royce Merlin) i w czasie bitwy o Anglię liczba używanych Spitfire'ów i Hurricane'ów była zbliżona. Oczywiście w Wielkiej Brytanii, bo w koloniach wciąż dominowały samoloty starsze i już naprawdę przestarzałe.

I proszę, jaka krótka notka, a jak wiele warto wyjaśnić, by uniknąć niewłaściwej wymowy.

PS.
Jeśli chodzi o sam film, to pamiętam uwagę krytyczną Arkadego Fiedlera (kto nie zaczytywał się w "Dywizjonie 303"?!), że w filmie Polacy są przedstawieni karykaturalnie, jako niezdyscyplinowani powietrzni plotkarze, którzy wciąż gadają i gadają. Owszem, Polacy mówią w powietrzu dużo po polsku. Ale nie więcej niż Brytyjczycy po Angielsku. Sprzeciwy Brytyjskich dowódców wyglądają na sprowokowane głównie obcością języka. A sam motyw w filmie -- na pretekst do podkreślenia wielonarodowości sił broniących nieba nad Anglią. Więc chyba powinniśmy być dumni...

Brak komentarzy: