środa, 16 lipca 2008

Z pociągu

Podwyżka cen biletów (o 11% w moim przypadku) uderzyła mnie po kieszeni i przyprawiła o rozważania jak nie dojeżdżać do pracy... A przynajmniej czasami... Ale przecież, podróże pociągiem są bezcenne. Nie dalej niż wczoraj spotkałem parę z plecakami (wiek, coś koło 50-tki). Ona pyta:
-- A zabrałeś Pana Tadeusza?
On szpera po plecaku, a ja zdziwiony wysuwam nos z gazety -- żeby ludzie w pociągu, dorośli, mówili o poezji? To przecież zupełnie niezwykłe. Wkrótce jednak on znalazł u siebie w plecaku:
-- Mam!
I zobaczyłem butelkę wódki o stosownej nazwie...

* * *

A może oni sami potrafiliby napisać, pod wpływem procentów (ale nie powiązanych z ceną biletu?), Gałczyński by potrafił, choć:

Nie mówię,żem jest geniusz,
lecz i nie dupa*:
też bym napisał "Dziady",
gdybym się uparł:
różne takie dziewice
mdlałyby pod księżycem,
a Gustaw by przedstawiał
jak zwykle trupa.

Potem bym, oczywiscie,
stworzył część III
na radość Pomirowskim,
na rozpacz dzieciom,
a w "specjalnym" numerze
na japońskim papierze
fac smile by odbił
Grydzewski Miecio.

Gdybym się już w poezji
onej rozruszał,
w Paryżu bym napisał
"P. Tadeusza",
różnymi opisami,
trzynastozgłoskowcami
naród bym, panie święty,
do łez przymuszał.

[...]


(Konstanty Ildefons Gałczyński "Boję się zostać wieszczem". A autorski przypis oznaczony gwiazdką brzmi: "Według Lindego pewien gatunek ptaków słynnych z lekkomyślności. Do dziś dnia używane w Kaliskiem.").

* * *

Ale niektórzy mają przy sobie książki. Lata temu, jeszcze jako student, wsiadłem do pociągu, sięgnąłem do plecaka by wyjąć "Wstęp do psychoanalizy Freuda". Gdy zobaczyłem, że obok siada student, sięga do plecaka i wyjmuje "Wstęp do psychoanalizy" Freuda. Zaprzestałem więc wyjmowania książki, aby nie budzić freudowskich skojarzeń. (Nie wiem jakich, ale różne takie przy lekturze mogą przyjść.)

(Co do samej lektury, przynajmniej się dowiedziałem, że nie ja jeden czytam niemieckie angenehmen jako Agamemnon. Zawsze jakiś pożytek...)

* * *

"Pan Tadeusz" to był wczoraj (i jeszcze narzucił mi się wczorajszy wtręt -- z czytanego wieczorami Gałczyńskiego, tak a propos "Pana Tadeusza"), ale jeżdżę codziennie od kilkunastu lat. Pamiętam więc, wesołe wspomnienia studenckie, gdy kolega upraszał konduktorkę by nie sprawdzała biletu, bo ciężko jakoś przerywać partyjkę brydża i chować karty, aby wyciągnąć bilety (konduktorka się zgodziła). Pamiętam też jak mnie zagadnął współpasażer (skądinąd wcale niechętny do rozmowy, gdy konduktor poprosił go po chwili o bilet):
-- Co czytasz?
Nie chciało mi się odpowiadać, tym bardziej że i pytanie grzeczne nie było, więc jedynie odsłoniłem okładkę.
-- Riffkin. Żyd! -- usłyszałem.
Nie wiem, czy Żyd, wiem że Amerykanin, co też powiedziałem, na ile spokojnie potrafiłem.
-- Żyd!
-- Amerykanin.
-- Żyd!
-- Amerykanin.
-- Żyd!

No i dałem spokój.

* * *

O pani tłumaczącej, że hymnem Polski nie jest Mazurek Dąbrowskiego (jak twierdzą nieucy-nauczyciele, do których poziomu ona zniżać się nie ma zamiaru), ale Bogurodzica już było. Ale z patriotycznych skojarzeń lepiej pamiętam innego pana, który wszedłszy i zobaczywszy jabłko w moim ręku powiedział:
-- Życzę panu, żeby Polska była jak to jabłko!
Spojrzałem na nie i dalej nie rozumiałem -- że Polska ma być duża, OK, ale zielona? Na ekologa wcale mi nie wyglądał...

PS.
Nie zawsze jest tak spokojnie i zabawnie. Dwóch agresywnych i podpitych pasażerów, którzy grozili że zamordują innych, bo skoro i tak jadą do więzienia oddać się w ręce sprawiedliwości, to już im to różnicy nie robi, też w pociągu kiedyś spotkałem. Żebraków, powtarzających słowo w słowo tę samą prośbę o pieniądze, pod okiem czujnego instruktura, który nadzorował, czy mówią właściwie -- również. Portfel dotąd w pociągu skradziono mi jeden. Skądinąd to akurat okoliczność zbawna -- chciałbym widzieć minę złodzieja, doliczającego się w nim... 15 groszy.

Brak komentarzy: