wtorek, 24 czerwca 2008

Na marginesie flagi pacyfistów, gejów i gnostyków

Inspirująca była wczorajsza notka, że Kościół we Włoszech chce by o pokój nie walczyć pod znakiem tęczowej flagi. Z uzasadnieniem, że flaga ta oznacza pacyfistów, gejów i gnostyków.

Inspirująca, ale nie zadziwiająca. Inspirująca bo wskazująca na pewien sposób myślenia – postrzegania świata przy pomocy symboli.

Tu wtrącę dłuższą dygresję. Otóż od jakiegoś czasu przedstawiając się podkreślam, że jestem ‘inżynierem’. Nie dlatego, by te trzy literki przed nazwiskiem były przedmiotem jakiejś mojej szczególnej dumy, ale dlatego iż dostrzegam związek między wybranym i wyuczonym zawodem a sposobem postrzegania rzeczywistości. Rzeczywistość to dla mnie zbiór problemów do rozwiązania. Problemów, które należy przeanalizować, potem podjąć odpowiednie kroki, wprowadzić rozwiązanie, przetestować je; i albo szukać nowego, albo zadowolić się tym, co się ma. Nie ma większego znaczenia, czy chodzi o pracę, zakupy, wakacje, zdrowie, czy o politykę. Problemy zaś, których po analizie rozwiązać się nie da są nieistotne.

Zupełnie inne podejście widzę, gdy przychodzi do słów płynących sprzed ołtarza – liczą się symbole. Ten symbol jest zły, bo gnostyczny, albo satanistyczny, albo został wymyślony przez kogoś kto nie był chrześcijaninem. Do tego trzeba policzyć ramiona gwiazdy (pięć źle, bo komunistyczna, sześć źle bo ‘żydowska’) i powymyślać nawet na gospel, że choć treść może i dobra, to przecież forma tak bardzo niepolska i niechrześcijańska... (Świetnie się w to wpisują zarówno krytyki „Harry’ego Pottera”, gdzie też chodzi o powierzchowne rekwizyty magiczne, jako symbole obce chrześcijaństwu; czy o walkę o słowa w preambułach w naszej polityce...) I nie ważne, jakie znaczenie ma symbol dla noszącego – tak jakby on sam potrafił zainfekować jakąś obcą ideologią.

Każdy przypadek będzie inny, ale myślenie o symbolu raczej niż treści pozostaje jakimś wspólnym mianownikiem bardzo wielu działań kapłanów. (Co piszę jako ktoś, kto od symboli raczej stroni, nawet jeśli sobie kiedyś w trakcie poszukiwań biblijnych Szema Israel na ścianie powiesiłem... (Co znowu może poprowadzić do dygresji, że słowo jako symbol, nawet w nieznanym mi języku, przemawiało do mnie silniej niż obraz.))

Co myślę, gdy widzę tęczę, czy tęczową flagę? Oczywiście o gejach i lesbijkach. Ale także o Przymierzu, które Pan zawarł z Noem, po potopie, a na znak, którego na niebie pojawiła się tęcza. To znak, który kojarzę bardzo dobrze, w przeciwieństwie do symboliki gnostycznej... Jak to jest, że przedstawiciele Kościoła o tym pamiętają tak słabo?

PS.
Dlatego też wczorajsza uwaga o ‘szatańskim’ miejscu w pociągu, była jedynie żartem. Jeśli zwracam uwagę na trzynastkę, czy na to by nie dziękować za życzenia powodzenia, robię to raczej dla innych, którym czasem sprawia się przykrość nie dostrzegając tak oczywistego fatalizmu, który sprowadza się na swoją głowę.
PS.2.
Dzisiaj to czarny kot uciekał przede mną, bym mu pecha nie przyniósł. A nie odwrotnie.

Brak komentarzy: