piątek, 13 czerwca 2008

Jest ona czymś nagannym...

„Dionizy należał do tych, którzy potępiali wprowadzenie do kościoła nowoczesnej muzyki wielogłosowej. Złamanie głosu (fractio vocis) – tak powtarza za kimś wcześniejszym – wydaje się oznaką złamanej duszy; można je porównać do ufryzowanych włosów u mężczyzny lub do plisowanej sukni kobiety; nie ma w tym nic poza próżnością. Kilka osób, które brało czynny udział w takim wielogłosowym śpiewie, zwierzyło mu się, że tkwi w tym pycha i pewna rozwiązłość umysłu (lascivia animi). Dionizy przyznaje wprawdzie, że zdarzają się ludzie pobożni, których muzyka bardzo silnie pobudza do kontemplacji i pobożności; dlatego też teolog dopuszcza w kościele organy. Jeżeli jednak muzyka służy jedynie do tego, by sprawiać rozkosz uszom, jeśli jej celem jest przede wszystkim bawić obecnych, a szczególnie kobiety, wówczas niewątpliwie jest ona czymś nagannym.”
Johan Huizinga „Jesień średniowiecza”

PS. Ja bardzo przepraszam, ale w związku z wczorajszym meczem jestem dzisiaj jadowity. Dlatego też Huizinga, dla odprężenia Chórzystek. I nie tylko.

Brak komentarzy: