poniedziałek, 9 czerwca 2008

Kapelmistrz ze stali -- notka na dzień dobry!

Orkiestra Symfoniczna Detroit miała już zaszczyt wystąpić z wieloma gwiazdami. Niedawno pałeczkę dyrygenta wziął do ręki Asimo, dwunożny robot produkcji firmy Honda, uważany za jednego z najbardziej rozwiniętych technicznie humanoidów na świecie. Chodzi do przodu, do tyłu, na bok, pod górę i w dół, biega, omija przeszkody, zawraca, zgina kark, palce i nadgarstki i spaceruje za rękę z osobą towarzysząca.

Powstał z myślą o zainteresowaniu dzieci matematyką i naukami ścisłymi, a w przyszłości ma pomagać osobom starszym i niepełnosprawnym. Tym razem zadebiutował w roli dyrygenta prowadzącego wykonanie utworu „Impossible Dream” z musicalu „Człowiek z La Manchy” amerykańskiego kompozytora Mitcha Leigha.
Gdy Asimo, przypominający trochę amerykańskiego astronautę Neila Armstrona, a trochę – człowieczka z klocków lego, z wdziękiem wkroczył na środek estrady, nikt nie wątpił, ż eoto zbliża się niezwykłe wydarzenie. „Dyrygent” skłonił się publiczności i powiedział: Dzień dobry państwu! – Dzień dobry! – odpowiedziała publiczność. Robot ma 130 cm wzrostu, więc głowa ledwo wystawała ponad głowy muzyków, wśród których znajdował się słynny wiolonczelista Yo-Yo Ma.
Czy Asimo sprawdził się w roli dyrygenta? Trzeba go pochwalić za to, że utrzymywał rytm, wskazując tak bez pałeczki. Udało mu się też przepełnić swój dyrygencki występ pewną ekspresją, gdy zwracał się tułowiem do sekcji skrzypiec, a potem do wiolonczeli. Kiwał głową w punktach kulminacyjnych i zaciskał dłonie na znak silnych emocji. A na zakończenie, po finałowych ukłonach, powiedział: To wspaniałe wystąpić z Detroit Symphony Orchestra. Co za cudowna sala koncertowa! Należy jednak wspomnieć o mankamentach Asimo. Zdaniem jednego z kontrabasistów, choć ruchy robota były uderzająco ludzkie, to odnosiło się wrażenie, że orkiestrę prowadzi metronom (taktomierz). Robot był bowiem zaprogramowany tak, by dokładnie przestrzegać tempa ustalonego wcześniej, podczas wykonania tego samego utworu pod kierunkiem dyrygenta z krwi i kości. – W pewnej chwili Asimo trochę się spóźnił – zauważył muzyk. – A że jego gesty nie były zbyt wyraźne, muzycy wypadli z rytmu razem z nim. Człowiek natychmiast wyrównałby ten brak. Zdaniem jednego z krytyków występ Asimo był jedynie „symulacją cudzego wykonania, groteskową parodią tej najgłębszej, społecznej i złożonej ludzkiej działalności jaką jest współtworzenie muzyki z orkiestrą”. Ale kto wie? Być może koncern Honda wyprodukuje kiedyś drugiego von Karajan. A naprawdę dobrą orkiestrę poznaje się po tym, że potrafi zagrać bez dyrygenta...


Notka z Mikroforum, czyli niezbyt poważnej rubryki tygodnika Forum (który oparł się na Guardianie).

Brak komentarzy: