poniedziałek, 2 czerwca 2008

Brzmienia

W maju, po paru miesiącach przymusowego postu w zakupach płyt, zacząłem nadrabiać zaległości. Nie skończyło się na Mozarcie – przybyli jeszcze Walton (I Symfonia z LSO, pod Colinem Davisem), Mahler (I Symfonia z LSO, pod Gergievem), a na dniach powinien przybyć Handel (Concerti grossi z Arte Dei Suonatori). Tak się więc złożyło, że w miniony weekend słuchałem dwóch różnych orkiestr na żywo (Filharmonia Śląska, NOSPR), oraz jeden z płyt (LSO). Co skłoniło mnie do pewnych podsumowań. A może raczej – Mahler pod Gergievem mnie do tego skłonił.

Otóż słuchałem sobie z zainteresowaniem tej interpretacji, która wydawała mi się błędna, o ile rozumiałem intencje kompozytora, ale jednocześnie pociągająca (miałem poczucie, może błędne, że Tytan poprzedniej nocy słuchał Patetycznej Czajkowskiego...), lecz czegoś mi brakowało. Czegoś brakowało mi już w Waltonie, ale Walton to nie mój ulubieniec, więc tu zachowywałem większy dystans. Ale Mahler, to co innego!

A brakowało mi brzmienia orkiestry – takiego ciepłego, jędrnego tutti w finale. Niby wszystko było na miejscu, było dość głośno – ale czegoś orkiestrze brakowało. To samo dotyczyło Walton – jego I Symfonię słyszałem raz – też pod kierunkiem Colina Davisa, ale ze Staatskapelle Dresden. I wtedy nie tyle zachwycił mnie Walton, co właśnie te brzmienia – pełnokrwista orkiestra, która miała pole do popisu. No, ale to była Staatskapelle Dresden w Semperoper, a nie LSO na płycie...

Jeśli chodzi o obie katowickie orkiestry – to oczywiście NOSPR jest lepszy, ale subiektywne przeżycie koncertu nie zawsze jest takie. Jest lepsze niż płyta – orkiestrę inaczej się śledzi, gdy dźwięki przenoszą się także po podłodze i gdy widzi się muzyków. Ale te subiektywne przeżycia dotyczą także sali. W Sali im. G. Fitelberga (NOSPR) często czuję się niedobrze – coś nie tak z wilgotnością powietrza, z temperaturą. I co z tego, że orkiestra jest lepsza? W Filharmonii Śląskiej siedzi się przyjemniej – i sala mniejsza, i jakaś ‘cieplejsza’, akustyka też chyba lepsza. I wcale nie przeszkadzają mi jerzyki za otwartym oknem...

Słowem: chętnie bym posłuchał I Mahlera, w Filharmonii Śląskiej w wykonaniu NOSPRu (lub w Semperopera w wykonaniu Staatskapelle Dresden...) pod batutą Gergieva.

Brak komentarzy: