piątek, 5 września 2008

Historiografia użyteczności publicznej

„Do niedawna polska historiografia użyteczności publicznej wykorzystywała Falkenberga jako przedstawiciela obłudy Krzyżaków; w rzeczywistości dominikanin pisał z własnej woli i nienawiści, skazany zresztą niebawem przez dominikanów za kłamstwa na dożywotnie więzienie, a Satira – na spalenie.”
Jerzy Besala „Małżeństwa królewskie. Piastowie”, Bellona, Muza S.A., Warszawa 2006

Ależ podoba mi się to określenie! Zresztą zacytowałem i resztę – do końca akapitu, bo nie dość, że ‘historiografia użyteczności publicznej’ wciąż jest obecna (może tylko Krzyżacy zeszli jej z muszki); to jeszcze łatwo zapomina się, iż nienawiść może płynąć prosto z serca i być szczera. Nawet posiadanie odmiennych poglądów może być szczere. I chwilami uargumentowane. A przecież tak łatwo przypisać to manipulacji, propagandzie, złemu wyrachowaniu...

***

Właściwie to jest tu jeszcze parę rzeczy do zauważenia, bo Satira Falkenberga dotyczyła zarzutu bigamii wobec Jadwigi Andegaweńskiej.

***

Pod poprzednim wpisem rememberme.blog.pl napisała, że takie anegdotki to ‘świeższe spojrzenie na historię’. I trochę się z tym Besala by zapewne zgodził, bo czasem pisze w opozycji do ‘oficjalnej’ historiografii, dla której takie tematy wydają się zbyt lekkie i niepoważne. Bo i czy można sobie wyobrazić, że ktoś podejmuje się napisać pracę doktorską na temat: „Czy Jadwiga Andegaweńska została zdeflorowana przez Wilhelma Habsburga w Krakowie, w sierpniu 1385 roku”?! Wydaje mi się, że nie wypada tego tematu podejmować. Tymczasem nie jest on tak błahy – od tego faktu zależy legalność małżeństwa Jadwigi (świętej, nawiasem mówiąc) z Jagiełłą, a więc fundamentu późniejszej unii z Litwą. Ale historycy wolą analizować wielką politykę. Przypominają w tym dawnych panów krakowskich – jedni i drudzy chcą by do dopełnienia małżeństwa nie doszło. Jedni wykorzystali straże, drudzy wolą przychylne Jadwidze dokumenty.

Nie wypada zresztą nie tylko dlatego, że Jadwiga to święta, i że mówienie o niej czegokolwiek złego (jak określenie jej jako bigamistki) jest ‘niepatriotyczne’; ale i dlatego, że choć daleko odeszliśmy od marksistowskiego* spojrzenia na historię, przywracając w niej znowu miejsce jednostce, to jednak wciąż jednostka, ze swoimi uczuciami i osobowością, jest postacią drugoplanową. Tymczasem ilekroć czytam, że politycy mając wspólne interesy nie potrafili się dogadać, zadaję sobie w głowie pytanie, jakimi byli osobowościami – co mówili przy spotkaniach w cztery oczy, jak się zachowywali. Wydaje mi się, że często to jest klucz do tych zagadek. Owszem, w przypadku mediewistyki zwykle niedostępny dla historyków, ale czyż choć nie mogą oni od czasu do czasu dać do zrozumienia, że o tym myślą? A przykładów mamy wiele (choćby dostarczonych przez Besalę) – jak na przykład Kazimierz Wielki, którego trudno zrozumieć bez świadomości jego woli życia? Tymczase historia zapisana w pamięci przez szkołę pozbawiona jest zwykle tych przeróżnych smaczków i afer (w tym ‘łóżkowych’, jak historii Klary Zach, czy Krystyny Rokiczanki...).

---
*) Tak zupełnie na marginesie: jaka szkoda, że Marks nie pisał świadomy teorii Freuda. „Podświadomość klasowa”, rozpatrywanie polityki przez ego, id i superego klasowe! Przecież to fantastyczne pole do historycznej ‘zabawy’. I bardziej prawdziwe od ‘świadomości klasowej’.

Brak komentarzy: