środa, 10 września 2008

Muzyka łagodzi obyczaje

Właściwie to zadziwiające – mamy przysłowie „Muzyka łagodzi obyczaje” o być może jeszcze antycznej proweniencji („Muzyka budzi w sercu pragnienie dobrych czynów.” przypisywane Pitagorasowi), z drugiej strony mamy nie tylko pouczanie dzieci, że gitara basowa stymuluje popęd płciowy, bo powiedzmy, że to pouczanie to znak specyficznej subkultury; nie tylko Platona, który obawiał się zmian w dziecinie muzyki, jako zwiastunów niebezpiecznych przemian społecznych, ale i całą galerię literackich potworów zakochanych w muzyce. Choćby zasłuchanych w Beethovena nazistów u Carpentiera (w „Podróży do źródeł czasu”), Aleksa z „Mechanicznej pomarańczy”, czy dr Lectera z „Milczenia owiec”.

Paradoks? Hipokryzja? Zemsta tych, którym słoń nadepnął na ucho? Może przekonanie, że muzyka jest dobra, ale tylko ta, której sami słuchamy? A może jedynie fragment portretu psychologicznego, który jednocześnie ma uczynić bohatera niepokojąco ludzkim?

Taki Aleks, w filmie zasłuchany w finał IX Symfonii Beethovena (śpiewanej też przez nazistów u Carpentiera...), w rzeczywistości zafascynowany jest brzmieniem orkiestry, jej mocą, energią, których udziela ona słuchaczom. Wysławia on przecież „boskie trąbki”, także w Koncertach brandenburskich Bacha, jakże dalekiego od romantycznego gigantyzmu (dopiero w finale dojrzewa do muzyki kameralnej).

Albo dr Lecter. Pod ręką mam „Milczenie owiec”. Prosi on senator Martin o Wariacje Goldbergowskie w nagraniu Glenna Goulda (niestety, nie mówi, w którym, aż się zastanawiam, czy Harris znał nagrania Goulda, czy tylko słyszał o nich), by się tą muzyką ‘interesować’:

“The Goldberg Variations interested him structurally. Here it came again, the bass progression from the saraband repeated, repeated.”

„Wariacje Goldbergowskie interesowały go strukturalnie...” Czyż nie jest to dobra charakterystyka samego Lectera? Istoty wyłącznie niemal racjonalnej (choć nie pozbawionej rozumienia emocji istot innych), absolutnie logicznej i chłodnej?

Nadal nie potrafię odpowiedzieć na pytanie dlaczego tak bywa. Dlaczego morderca musi być tak często wyrafinowanym słuchaczem w powieści? Nawet u Lectera mamy kilka wyjaśnień – emocjonalny chłód i logika zilustrowane Bachem, ogólna aura wyrafinowanego intelektualisty, w którym kryje się bestia, czy też ‘pijarowskie’ ocieplenie wizerunku bohatera-mordercy... Która jest prawdziwa?

PS.
Swoją drogą ciężko być prorokiem. Harris pisze:
“In the 1980s, the Golden Age of Terrorism [...]”
(„W latach 80-tych, złotej erze terroryzmu [...]”..)

Brak komentarzy: