wtorek, 31 marca 2009

Gdzie ci mężczyźni?

Subtelny poeta, wyrafinowany muzyk, często w kościele wstawał z miejsca i sam dyrygował chórem mnichów, nadawał rytm ich śpiewom. Zawsze i w każdej sytuacji przejawiał ciekawość, pragnienie wiedzy wszelkiego rodzaju. Kiedy znalazł się na morzu po raz pierwszy w życiu – bo dotąd jego doświadczenia w tej dziedzinie ograniczały się do przeprawy przez Kanał – nagle zapalił się do sztuki stawiania żagli i manewrowania sterem. Wtajemniczony w nią przez marynarzy włoskich, okazał się urodzonym żeglarzem; na pewno odezwała się w nim krew normandzka. Stanąwszy na ziemi włoskiej, wnet zapragnął zwiedzić ruiny rzymskie w okolicach Neapolu, przejawiając zainteresowanie godne archeologia. Postanowił wejść na Wezuwiusz i widziano, że zbliżył się do krateru i tak śmiało zbierał kawałki zakrzepłej lawy, iż jego towarzysze drżeli z niepokoju. W Kalabrii usłyszał o starym pustelniku Joachima z Fiore, który, jak mówiono, w niezwykły sposób interpretował Apokalipsę, i natychmiast poszedł go odwiedzić. Niecodzienny to był widok: mnich kalabryjski wywodził swoje prorocze teorie przed królem Anglii, który, jeśli wierzyć jego towarzyszom, „z upodobaniem go słuchał”. Joachim mówił o Kościele miłosierdzia, przenikniętym duchem świętego Jana, Kościele ludzi pogrążonych w kontemplacji, który według dość zawiły obliczeń miał urzeczywistnić się na ziemi w roku 1260.
Taki był Ryszard, który poza tym okazał się niezrównanym żołnierzem, w razie potrzeby niezmordowanym
jeźdźcem, ale zdolny był również maszerować pieszo. Podczas oblężenia Akkonu sam nosił na grzbiecie potrzebne do budowy machin oblężniczych kłody drzew, które wpierw wybrał i wskazał drwalom jako najodpowiedniejsze do tego celu. Jego kronikarz, Amrboży, opisując wyprawę, której był naocznym świadkiem, opowiada o ciekawej rozmowie, jaką odbył Saladyn z biskupem Salisbury, Hubertem Walterem. Obaj zgodnie przyznawali, że gdyby można w jednym człowieku połączyć uzupełniające się cechy tych dwóch władców, chrześcijańskiego i muzułmańskiego, męstwo jednego i rozwagę
drugiego, to:
Darmo by szukać drugiego książęca,
Co by tak mądry był i tak waleczny.

Regine Pernoud Alienor z Akwitanii (tłum. Eligia Bąkowska) PIW 1980

Nie mam osobistych powodów, by wzdychać do prawdziwej męskości Ryszarda, czy jego ojca – Henryka. Niemniej, biografia pióra Regine Pernoud wydaje się pełna wielkich osobowości – właśnie Ryszard Lwie Serce, którego dotyczy ten fragment (nie negujący zresztą jego wad!), sama tytułowa href=http://pl.wikipedia.org/wiki/Eleonora_Akwita%C5%84ska>Eleonora Akwitańska, ojciec Ryszarda – Henryk II Plantagenet, a nawet robiący wrażenie niezguły czasem, ale posiadający
jakąś królewską wielkość pierwszy jej mąż – Ludwik VII. A nie zapominajmy o Bernardzie, Sugerze, czy Tomaszu. Jak to jest, że epoka wydała tyle osobowości (tu nawet mamy jakiś kontrast z bezpośrednimi następcami, choć akurat Ryszard Lwie Serce jest o pokolenie młodszy od większości z tu wymienionych)? Owszem, trafią się jeszcze epoki z wysypem wielkich osobowości, ale bynajmniej nie jest on regułą. Dlaczego czasem się to udaje, a czasem nie?

Brak komentarzy: