poniedziałek, 2 marca 2009

Odkładając na półkę Trudne początki Polski Przemysława Urbańczyka

O książce już pisałem, ale zakończenie było dla mnie pewnym zaskoczeniem i zmusza mnie do krótkiego podsumowania – rozdział po rozdziale.

Autor rozpoczyna (rozdziały 2 i 3) od problemu interdyscyplinarności badań historyczno-archeologicznych i poważnej trudności, zamykania się badaczy we własnych dziedzinach. Postuluje (co jest postulatem chyba popularnym, choć napotykającym różne trudności) powiązanie badań (historycznych, archeologicznych i antropologicznych), wspólne dyskusje, poszukiwania. I lepsze nauczanie w ramach studiów uniwersyteckich – gdyż nieumiejętność prowadzenia dialogu, jest w znacznej mierze pochodną jakości wykształcenia badaczy.

Kolejne dwa rozdziały (4 i 5) poświęcone są uporządkowaniu wiedzy i alternatywnej wizji początków państwa – wizji, gdzie nie ma stopniowego wzrostu państw plemiennych, gdzie kwestie etniczne są niewyraźne (nie tylko przez naszą niewiedzę), a państwa Polan, czy Wiślan bytami wydedukowanymi przez historyków.

Rozdział Od grodu do miasta (6) jest chyba najmniej dyskusyjny – autor po prostu przypomina, że ciągłość osadnicza nie oznacza ciągłości funkcji i charakteru. Gród nie był miastem – choćby ze względu na brak praw miejskich, jako istotnego składnika miejskości.

Od magii do rynku - kolejne przypomnienie, tym razem, że nasze ekonomiczno-racjonalne pojmowanie rzeczywistości nie musi być słuszne w odniesieniu do wczesnego średniowiecza, choćby ze względu na motywy religijne i magiczne, które prowadzić mogły do działań ekonomicznie nieracjonalnych.

I znowu od - Od Piasta do Mieszka. Tu Przemysław Urbańczyk przeprowadza swoistą obronę opowieści o Popielu – bynajmniej nie chodzi tu o zapożyczenie legendy o biskupie mogunckim imieniem Hatto, którego zjadły myszy, ale o oddanie ducha czasów przedpaństwowych i ówczesnej pozycji władzy książęcej, która dopiero z czasem ulegała wzmocnieniu. Poza tym autor raczej zgadza się z Gallem Anonimem co do przodków Mieszka I (co do ich imion), choć dostrzega bardzo prawdopodobne przemilczenie – sukcesja jest zbyt gładka i bezproblemowa…

Jeśli chodzi o Śląsk w państwie wczesnopiastowskim, to tezy autora już cytowałem. I pośrednio cytowałem także tezy kolejnego rozdziału - Stolice pierwszych Piastów, jako że rex ambulans sam sobie sterem, żeglarzem i stolicą. Owszem, pozostają cztery naczelne grody (Giecz, Gniezno, Ostrów Lednicki i Poznań), niejako ‘stołeczne’, ale bez wyróżnienia, czy szczególnego
pierwszeństwa, któregoś z nich.

O ile pierwsze 10 rozdziałów (czy może 9, po odjęciu Wprowadzenia) wyraża w gruncie rzeczy zdrowy sceptycyzm i stanowi niejako apel, by nie mówić o pewnikach tam, gdzie ich brak, o tyle dwa ostatnie rozdziały poświęcone są własnym, ryzykownym tezom autora. Najpierw mamy interpretację zjazdu gnieźnieńskiego - zdaniem Przemysława Urbańczyka Otton III chciał wywieźć relikwie św. Wojciecha do Rzymu, by w
ten sposób w ramach symboliki religijnej zwiększyć swoją cesarską władzę. W ostatnim zaś rozdziale hipotezę dotyczącą nazwy Polska (jako nie pochodzącej od Polan), którą miał wymyślić w Rzymie (na potrzeby żywotu św. Wojciecha) świadek jego męczeństwa – Benedykt/Bogusza. Te rozdziały różnią się od poprzednich nie tylko ryzykownością tez (choć ciekawie uzasadnionych), ale także częściowo stylem – pełnym powtórzeń, co po raz pierwszy może być chyba nużące w tej
książce…

Sam czytałem Trudne początki Polski zafascynowany – jest ona i prowokacyjna i fachowa. Jeśli mogę dostrzec jakąś wadę, to na pewno nie jest to rzecz „popularna” – Przemysław Urbańczyk pisze jak specjalista, nie jak pisarz, a na dokładkę nie tłumaczy pewnych rzeczy – jak choćby większości cytatów łacińskich na język polski.

--
Przemysław Urbańczyk Trudne początki Polski (Monografie Funduszu Nauki Polskiej, seria humanistyczna), Wydawnictwu Uniwersytetu Wrocławskiego 2008

Brak komentarzy: