Pochwalę się nabytkiem (no tak, trzynastka była i już jej nie ma) – nabyłem ostatnio parę płyt (wciąż kompletuję „Edycję Vivaldiego” z Naive (tym razem opera La fida ninfa), zaciekawił mnie Claudio Abbado „na stare lata” rozpoczynający pracę z nowym, młodym zespołem, na dodatek grającym na instrumentach dawnych), o Semele Jerzego Fryderyka Handla zapewne będzie za tydzień, a teraz chciałem napisać o Koncercie skrzypcowym Felixa Mendelssohna Bartholdy’ego z Anną-Sofią Mutter.
I tu otwiera się miejsce dla różnych uwag. Po pierwsze, nie mogę wyjść ze zdumienia jak tak ‘muzyczny’ naród jak Niemcy, mógł w swoim czasie, pod wodzą Hitlera, wyrzec się Mendelssohna. (Ba! Mendelssohna jeszcze można zrozumieć, ale jego muzyki?)
Ale porzucając zbrodniarza na rzecz Anny-Sofii Mutter – czy to mi się tak zdaje, czy tak jest naprawdę, że z płyty na płytę wygląda młodziej? Młoda, była prezentowana dość naturalnie. Teraz, coraz większy udział ma wyraźnie Photoshop. (Ale można zobaczyć jak wygląda na żywo – i nie ma się czego wstydzić.)
I właśnie – strategia firmy. Nie dość, że mamy „polską cenę” (tj. niższą, kosztem braku jakiegokolwiek eseju, czy innego komentarza w książeczce), to jeszcze producent dodaje DVD z koncertu i nagrania, mniej więcej równej „objętości” muzycznej jak sama płyta. Sposób na piratów? Chyba tak. I nie mam nic przeciwko temu sposobowi.
Sam zaś Mendelssohn moim ulubieńcem nie jest. Ale to ktoś, kim można się nie zachwycać, ale chyba trudno nie lubić. The most composed of composers pisał o nim Charles Rosen. I rzeczywiście – gdziekolwiek jest i cokolwiek robi, stara się o dobro bliźnich. Na Śląsku powódź, Mendelssohn od razu w Londynie zbiera pieniądze dla powodzian. Nawet gdy href=http://pl.wikipedia.org/wiki/Klara_Schumann>Klara Schumann zaplątała się w jego utworze, grając fragment w kółko, zganił ją jedynie żartem, dziękując za głębokie przywiązanie do swojego utworu… I jeszcze zadziwiało mnie jedno – gdy przed laty zwiedzałem jego dom w Lipsku uderzyły mnie nie tylko sprawnie wykonane obrazki z podróży, ale i to, że obok siebie w jego pokoju zgodnie stały popiersia Jana Sebastiana Bacha i… Woltera. Ale z popiersiami jest łatwiej, niż z prawdziwymi ludźmi (co świetnie wiedzą zwłaszcza ci, którzy próbują jednym samolotem przewieź i Premiera i Prezydenta).
wtorek, 17 marca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz