środa, 5 listopada 2008

Bitwa celebrytka

Przeglądanie podręczników, czy też skrótowych opracowań historii, gdy zna się trochę lepiej literaturę danego okresu, bywa zabawne. A nawet czasem irytujące. Bo przecież trudno przyjmować neutralnie, gdy ktoś wyciąga wnioski z przekłamanych skrótów...

Przeglądam na przykład 'kioskową' Wielką Historię Świata i wydarzenia wojny na pacyfiku w roku 1942. Wydarzeń wybrano niewiele -- dwanaście. W tym cztery bitwy morskie. W końcu to Pacyfik, prawie ląd... Cytuję:

3-5 czerwca -- w okolicy Midway dochodzi do wielkiej bitwy powietrzno-morskiej pomiędzy flotami Japonii i USA
24 sierpnia -- nieopodal Rabaulu amerykańskie okręty atakują japoński konwój
13 listopada -- amerykańsko-japońska bitwa o Guadalcanal
30 listopada -- pod Tassafarongą Japończycy odpierają atak silnego zgrupowania okrętów amerykańśkich.


Tyle. Inne lata nie wyglądają lepiej.

Rozumiem skrótowość. To nie o to chodzi. Ale, dlaczego bitwa z 24 sierpnia (w historii zapisana jako bitwa koło wschodnich Salomonów, czego jednak redakcja nie podała, niejako kamuflując jej nazwę), jest, a brakuje na przykład nie mniejszej (a zdecydowanie bardziej znaczącej w historii) bitwy na Morzu Koralowym? Dlaczego wybrano akurat te trzy bitwy koło Guadalcanalu spośród wszystkich? Oto bitwy koło
Guadalcanalu:

9 sierpnia, bitwa koło wyspy Savo. Zespół japoński wykorzystując zaskoczenie topi w krótkim nocnym starciu trzy ciężkie krążowniki, kolejny poważnie uszkadza. W drodze powrotnej traci jeden ciężki krążownik. Ale, japońskie pociski nie szkodzą amerykańskiemu przyczółkowi na wyspie.
24 sierpnia, bitwa u wschodnich wysp Salomona. (Swoją drogą piękną wpadkę zalicza tu polska wikipedia, w której pospiesznie sprawdzałem dane (szybciej niż u
Morrisona można znaleźć potrzebną informację), podając że miejscem bitwy były... plaże Dieppe...).
23-25 października, bitwa u wysp Santa Cruz i zatopiony w niej amerykański lotniskowiec Hornet.
11-12 listopada, bitwa koło przylądka Esperance (zatopiony japoński ciężi krążownik, uszkodzenia innych okrętów).
13 listopada -- pierwsza bitwa nocna pod Guadalcanalem (Japończycy stracili jeden pancernik i 2 niszczyciele, Amerykanie - 2 krążowniki lekkie i 4 niszczyciele).
14-15 listopada -- druga bitwa nocna pod Guadalcanalem (Japończycy tracą pancernik, Amerykanie -- trzy niszczyciele).
30 listopada -- bitwa koło przylądka Tassafaronga (Amerykanie tracą jeden ciężki krążownik zatopiony, trzy krążowniki ciężko uszkodzone, Japończycy -- jeden niszczyciel).

Czy widzicie jakiś klucz? Wielkość strat? Może zaangażowanych sił? Nie bardzo -- na przykład wzmiankowana Tassafaronga to jedna z mniejszych bitew, a straty to około jednej trzecie strat z bitwy koło wyspy Savo. Przełomowość historyczna? Nic z tego -- Tassafaronga niczego nie zmieniła, mimo taktycznego zwycięstwa Japończyków musieli oni oddać Amerykanom Guadalcanal. Dlaczego więc ona?

Mogę jedynie zgadywać, że bitwa jest sławna z tego, że jest sławna. (Oczywiście względnie sławna, bo się domyślam, że wielu Czytelników nie słyszało o niej...) No... może nieco przesadzam -- bitwa ta miała duże znaczenie w podręcznikach taktyki, gdyż słabszy zespół (Japończycy) osiągnął wielki sukces taktyczny w starciu z silniejszym zespołem, w którym to starciu teoretycznie powinni być bez szans. Owszem, ale to podręczniki taktyki, zresztą bynajmniej nie przełomowej w tym przypadku, a nie historia powszechna. W każdym razie historycy lubią pisać 'cień Tassafarongi kładł się na myśleniu amerykańskich oficerów', albo Tassafaronga udowodniła siłę japońskich torped, nawet tam, gdzie nie ma potrzeby jej
przywoływać.

Nie chodzi mi o Tassafarongę, ani o zatopiony krążownik USS "Northampton". Chodzi mi o refleksję nad tym, ile innych wydarzeń historycznych jest znanych, bo 'jest znanych'. Na tej samej zasadzie co celebryci. Czy się jeszcze nad tym zastanawiamy, co naprawdę znaczyły
poszczególne bitwy, pokoje, wybory, przewroty? Może niektóre tak jak Tassafaronga, są znane, głównie z własnej sławy? Albo z tego, że były efektownym przykładem dla uczniów; a nie z tego, że coś zmieniły?

PS.
Już napisawszy powyższą notkę, przyszedł mi do głowy potencjalny zarzut, że opieram swoją opinię na mało poważnym wydawnictwie. Lektura mnie jednak przekonuje, że to dość typowy poziom 'podręcznikowy', zresztą u poważnych zdawałoby się historyków znajdowałem podobne skróty...

Brak komentarzy: