piątek, 7 listopada 2008

Hej, za miasto marsz

Na zlecenie organizacji Lekarki i Lekarze dla Środowiska uniwersytet w Bernie przeprowadził zakrojone na szeroką skalę badania. Ich wyniki były zaskakująco jednoznaczne: drzewa, łąki i pola poprawiają naszą koncentrację, wywołują pozytywne uczucia, redukują frustrację, złość i stres, a nawet przestępczość. Natura ma szczególnie korzystny wpływ na dzieci i młodzież. Otaczanie się nia wspomaga ich kognitywny, motoryczny, społeczny i emocjonalny rozwój. [...]
Nawet gdy osoby badane patrzyły jedynie na roślinę doniczkową, ich mózg przestawiał się na relaks -- szczególnie wtedy, gdy roślina miała kwiaty. Co więcej, przyroda jest również bodźcem dla naszego układu odpornościowego. Po każdym spacerze organizm funduje nam dodatkową dawkę komórek NK [...].
Dlatego też kontakt z naturą jest idealna terapiąuzupełniającą w procesie leczenia wielu chorób. [...] Ale natura to nie tylko lek dla chorych. Kontakt z nią w zadziwiający sposób wpływ na nasze skupienie i koncentrację. Urzędnicy, którzy w miejscu pracy mają rośliny doniczkowe lub z okna patrzą na przyrodę, odczuwają większe zadowolenie z pracy, rzadziej korzystają ze zwolnień chorobowych i potrafią lepiej się koncentrować.
[PAK: Gdy ja wyglądam za okno w pracy nie pracuję źle. Bo jak można źle pracować, gdy wcale się nie pracuje, zerkając na sroki, sikorki, gawrony i pustułki?]
Według naukowców zajmujacych się ewolucją miłość do natury jest w ludzkim gatunku genetycznie zakorzeniona. Dlatego nie dziwi fakt, że wśród ludzi różnego pochodzenia występuje zaskakujaca zbieżność zdań dotyczących tego, co w przyrodzie uważają za ładne. Na całm świecie ludzie preferują otwarte, przypominające sawannę przestrzenie, najlepiej z pagórkiem lub jeziorem. Przez prawie dwa miliony lat człowiek żył w takim właśnie otoczeniu i ukształtowało to jego mózg.
[PAK: A gdzie góry? A gdzie las? A poza tym wynikałoby stąd, że człowiek jest ewolucyjnie przystosowany do upałów, co w moim przypadku się nie sprawdza. A może to czyni mnie 'nieludzkim'?] [...] I rzeczywiście cieszące się największą popularnością parki, jak Ogród Angielski w Monachium czy Central Park w Nowym Jorku, są odwzorowaniem tych upodobań: otwarte, porośnięte trawą przestrzenie, wokoło oazy drzew, pośrodku zbiornik wodny.
Jednak podobnie jak każdą chorobę zwalcza się odpowiednim lekarstwem, tak w zależności od nastroju odpowiadają nam różne typy krajobrazu.
Jeślu czujemy się przygnębieni, ciągnie nas do krajobrazów obiecujących ochronę, a więc do pagórków, drzew czy zarośli, unikamy zaś otwartych przestrzeni.
[...] natura ma po prostu normalizujące działanie i przywraca nam wewnętrzną równowagę.

Simone Einzmann Las woła nas (Forum nr 56 27.10-2.11.2008, za Psychologie Heute)

Wynotowałem myśląc o Basi, której te tezy powinny się (jak mniemam) bardzo podobać, nawet jeśli nie ma tu ani jednego słowa o górach i łańcuchach, i nawet jeśli mamy tu wstydliwy kompromis z doniczkami na biurku... Sam z tezą sympatyzuję, choć zachowuję sceptyczną rezerwę. W końcu dzisiejsze miasto jest o wiele bezpieczniejszym terenem dla człowieka, niż dawa sawanna... Lubię się odprężyć na spacerze po parku (umiarkowanie zadrzewionym), lubię zieleń. Ale między lubię, a 'zdrowotnymi' tezami istnieje różnica -- doszukiwałbym się raczej czegoś innego: kwestii tempa, w końcu po mieście rzadko chodzimy bez pośpiechu, bez pulsującego wkoło zgiełku. Ale i na spacer i kontakt z przyrodą zwykle właście czasu brakuje. Nie powinno go jendak brakować w najbliższy długi weekendu...

Brak komentarzy: