Szkoda Kubicy... Nie będę udawał kibica, nawet jeśli z przyjemnością obserwuję próbę wejścia lokalnego Ruchu na giełdę, i nawet jeśli oglądałem obszerne fragmenty niedzielnego wyścigu w São Paulo. Niemniej szkoda Kubicy...
Szkoda, ale też z pewnym zadziwieniem oglądam komentarze. Fakt, komentarze internautów, co nie oznacza wysokiego poziomu praktycznie nigdy. Ale też, muszę przyznać, że nadzwyczaj rzadko spotykają się one z próbą obtłumaczenia rzeczywistości przez profesjonalnych autorów. Wręcz przeciwnie – łatwo się sugeruje, że Kubicy zabrakło wsparcia zespołu, bardzo często z dodatkiem, że to Polakiem, bo Niemiec Heidfeld był lepiej widziany, bo wygrana naszego byłaby czymś trudnym do przełknięcia dla niemieckich właścicieli teamu (Niemcy załatwili Kubicę - tytuł z mijanego rano SuperExpressu)... A jeśli nawet nie to, to przynajmniej z sugestiami, że Polakowi zawsze wiatr w oczy...
Kubica chętnie narzeka na wszystko wokół – zresztą jego narzekanie może mieć głęboki sens, wskazując to, co zespół ma poprawić. Ale czy nie zabrakło tu trochę krytycyzmu rodzimych komentatorów? Ile razy Kubicy zepsuł się w tym sezonie silnik? A skrzynia biegów? Ile razy odjechał z przewodem do tankowania z pitstopu? Ile razy nie dojechał do mety z powodu fuszerki mechaników?
BMW-Sauber miało wyjątkowo pewny bolid, z niezawodną obsługą. Nie wypadł z tym gorzej od... na przykład faworyzowanego i bardzo doświadczonego Ferrari, oraz bolidu najważniejszego konkurenta – Kimiego Raikkonena.
Nie znaczy to, że nie było powodów do rozczarowań – Nick Heidfeld jest bardzo ważnym kierowcą dla BMW-Sauber, przy tym lepiej opłacanym (co jest pewną historyczną zaszłością), co sprawia, że w informacjach teamu Kubica nie zajmuje tyle miejsca, co w rodzimych mediach, objętych „kubicomanią”. Można też dostrzec spadek formy w drugiej części sezonu (dotyczący całego zespołu), który także nie powinien był dziwić, oraz katastrofalne błędy w São Paulo (które wydają się wynikać jednak z nadmiernego ryzyka podjętego przez inżynierów, którzy postawili wszystko na jedną kartę, by Kubica zdobył punkty). O ile rodzimy kibice oczekiwali maksymalnego wsparcia dla Roberta Kubicy (zwłaszcza kosztem Nicka Heidfelda), o tyle zespół zapowiadał przed sezonem, że 'chce się umocnić jako trzecia siła w F1' (co mu się udało, a co nie mogło się udać bez wsparcia dla Nicka Heidfelda...), oraz wygrać jeden wyścig (co także się udało i tu brawa dla Roberta Kubicy). Już w Kanadzie więc zrealizował swoje plany na cały rok, mogąc się skupić na kolejnym sezonie -- bo jak mówi szef, Mario Theissen, "po sezonie oznacza przed sezonem".
Po cóż te narzekania? Po co ich narodowa podbudowa? Na pewno Robert Kubica pokazał się jako jeden z najlepszych kierowców tego sezonu – obok Lewisa Hamiltona, Felippe Massy, Kimiego Raikkonena, Ferando Alonso, czy Sebastiana Vettela. To bardzo elitarny ‘klub’ i rodzimi kibice mają się z czego cieszyć. Jeśli to nie wystarcza, to pozostaje czekanie na nowy sezon i rozważanie jak to będzie z balansem (i masami) nowego bolidu BMW Sauber F1.09 z systemem KERS...
PS. A to wersja satyryczna polskiej krytyki pod adresem BMW-Sauber.
wtorek, 4 listopada 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz