Wszyscy cytują Gałczyńskiego, a konkretnie Zieloną gęś (ze szczególnymi ukłonami dla zeena, Pani Kierowniczki i Bobika), nie mogę być gorszy, tym bardziej, że tomik Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego zakończył swój dyżur, jako lektura. Choć u mnie nie Zielona gęś, a List z fiołkiem.
Że nadrealizm jest naturalnym płodem polskiego ducha, to sprawdza się jak najoczywiściej na boiskach sportowych, gdzie publiczność nazywa sędziów "kaloszami". Takie "kalosze' jeszcze można, powiedzmy, strawić. Ale, Panie Redaktorze, gdy się słyszy z trybun ryki, żeby kalosz doił kanarki, to już, przepraszam, jest czysty nadrealizm, absurd i nonsens, bo nie tylko kalosz, ale zegarmistrz, gdyby nawet zastosował śrubkę, nie wydoi kanarka. Naukowo niemożliwe.
(Z listu Jak zostać Polakiem, 1948)
Muszę tu jednak zauważyć, że od owej odległej zmiany wiele się zmieniło -- teraz wiadomo, co się za kaloszami, kanarkami i dojeniem kryło i, za przeproszeniem, Freud miał rację. Bo gdy zerwano maski wstydu, to ryki zaczęły odwoływać się wciąż do ludzkiej seksualności -- bądź to samej czynności seksualnej (w wielu wariantach), bądź też osoby pełniącej płatnie usługi tego typu.
PS.
Skoro udało mi się tę notkę zamieścić, oznacza to, że postanowiłem część z trzech warszawskich godzin spędzić w kawiarence internetowej. (Teoretycznie mam też możliwość zamieszczania notek SMSem, ale tego jeszcze nie próbowałem.)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz