Fragmenty „Les Paladins” Jeana-Philippe'a Rameau w reżyserii José Montalvo widziałem w Mezzo, oraz w YouTubie , mimo to płytę kupiłem. Tyle, że oglądanie rozpocząłem od przeczytania (u Piotra Kamińskiego) streszczenia tej komedii-baletu, nie mając nadziei, że w innym przypadku połapię się w akcji.
(Tak to wygląda na ekranie – dwa zbliżenia obok siebie, z lewej Orkan (Laurent Naouri) z tancerzem (?); z prawej służąca Argie – Nerina (Sandrine Piau).)
O stronie muzycznej nie będę pisać – zadbał o nią William Christie ze zwykłym dla siebie mistrzostwem, a i reszta obsady (Argie: Stéphanie d’Oustrac, Atys: Topi Lehtipuu, Orkan: Laurent Naouri; Nerina: Sandrine Piau; Anzelm: René Schirrer, Manta: François Piolino; Les Arts Florissants) to ‘pewniacy’. Inaczej ma się rzecz, ze stroną wizualną (reżyseria, scenografia, kostiumy) – tu reżyser, José Montalvo sprawił, że włos stanąłby mi na głowie (gdyby nie był tak krótki i leniwy).
Stéphanie d’Oustrac jako Argie i tancerka do towarzystwa.
Zresztą, czy ja coś muszę dodawać do fotosów? Tu nic ni jest ‘na miejscu’ – nie ma mowy o grzecznej realizacji baroku, o jakimkolwiek prawdopodobieństwie. To nawet nie jest uwspółcześnienie – to jest czysta fantazja, gdzie wszystko jest umowne. I jak mam się orientować, kto kogo więzi, lub z kim idzie na pielgrzymkę?
Argie (Stéphanie d’Oustrac) i Anzelm (René Schirrer).
W operze szukam czegoś innego – opowieści o ludziach, ich emocjach, które można śledzić. Tu, wśród tych strojów, barw, animacji, człowieczeństwo postaci się gdzieś gubi. Dobrze, że to komedia-balet, gdzie jest dużo miejsca na tańce (jeśli chodzi o taniec to jakiś hip-hop chyba, nie bardzo to pasuje, ale bywa dowcipne, swoje też potrafi dodać połączenie postaci ‘realnych’ z postaciami wyświetlanymi ‘z filmu’), a miej na przeżycia klasycznie operowe. I właśnie te fragmenty baletowe jakoś mnie do zakupu przekonały (choć z wahaniem), sugerując, że to przynajmniej coś innego, intrygującego, co w końcu, ostatecznie, można obejrzeć, jako pewną odskocznię od operowej normy.
Argie (Stéphanie d’Oustrac i już wiecie, kogo najbardziej lubię w tym wykonaniu?), oraz Atys (Topi Lehtipuu), nad nimi multiplikowana (wielorako) wróżka Manta (François Piolino).
Akcja w największym skrócie (po szczegóły odsyłam do „Tysiąc i jednej opery” Piotra Kamińskiego): Argie jest przetrzymywana przez Anzelma (senatora), który chce się z nią ożenić. Ona nie chce – kocha Atysa. Tenże Atys przybywa w przebraniu pielgrzyma (z towarzyszami), by zabrać Argie. Bezpośrednim strażnikiem Argie jest zaś Orkan, który podkochuje się w służącej Argie – Nerinie. Ta próbuje wykorzystać swoje względy do uwolnienia siebie i swojej pani. Na to jednak pojawia się Anzelm, więc z planów nic nie wychodzi. Szczęśliwie Atys ma w odwodzie pomoc – wróżkę/czarodziejkę Manto (tak, mężczyzna - François Piolino – w kobiecej roli), która ukazuje Anzelmowi chiński pałac i sprawną intrygą sprawia, iż ten ślubuje jej wierność, dzięki czemu Atys i Argie mogą się pobrać.
Argie (Stéphanie d’Oustrac) i Nerina (Sandrine Piau – i jak takiej nie lubić?).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz