Ponadto Zygmunt Waza, niczym rzemieślnik, zajmował się snycerstwem, rysunkami, alchemią, muzykowaniem, śpiewem i malowaniem udanych zresztą obrazów […] Król był bardzo uzdolniony artystycznie w wielu dziedzinach sztuki.
Ale Polska wszak była krajem otwartych, pewnych siebie panów, „stworzonych” do głośnych debat sejmowych i szabli, a nie zajmowania się „brudnymi”, deklasującymi zawodami artystycznymi. Wieści o dziwnym artyście królu, zatrudniającym muzyków, pochodzących najczęściej z Włoch, poszły z dworu w Polskę, mimo że król „ani ich używa do czego innego, jak chwały Bożej, tak w kościele jako w pokojach, chyba w razie kiedy chce uraczyć jakiego cudzoziemca, jako się to trafiło, kiedy przybyli Moskale względem pokoju” – pisa inny dyplomata włoski. Rzeczywiście, muzycy pod batutą Luca Marenzio komponowali Melodiae Sacrae, święte melodie, na chwałę Pana i ludzkich uszu. Szlachtę chyba bardziej bulwersowało, że Zygmunt utrzymywał ich za jedne 16 tys. florenów rocznie, co było najwyższą stawką w Europie. Tego akurat szlachta zupenie nie rozumiała, skłonna przeliczać wielką sumę na liczbę chorągwi potrzebnych na trudne wojny Rzeczpospolitej rozpalające się wokół na granicach. Sam król grywał przy tym z ochotą na klawicymbale i śpiewał całkiem pięknie. To nie był zimny pan, o maska na twarzy była zimna, skrojona na miarę więziennego dzieciństwa, zagrożenia życia, którą Zygmunt III zdejmował wobec tych, którym ufa.
Jerzy Besala Małżeństwa królewskie. Władcy elekcyjni, Bellona i MUZA SA. 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz