wtorek, 23 grudnia 2008

Puf, puf

Na dwa lata przed wybuchem I wojny światowej Amerykanin James Means z Bostonu wymyślił nawet kuriozalny aparat wypełniony sadzą, który podwieszano pod samolotem. Lotnik podczas lotu uwalniał większe lub mniejsze porcje sadzy z pojemnika, co wywoływało na niebie kropki lub kreski – układające się w litery alfabetu Morse’a.
Hubert Mordawski Siły powietrzne w I wojnie światowej, Wydawnictwo Dolnośląskie 2008

Po terkocie przyszedł czas na bodźce dla innych zmysłów.

Nie mam głębszych ambicji w tej notce – czytam chwilami Siły powietrzne w I wojnie światowej (poniekąd nie bez wpływu na wybór lektury był fakt, że się wygodnie otwiera – inne obecnie czytane książki otwierają się źle, wymagają ciągłego napięcia mięśni przy lekturze, co ma swoje zalety dla bilansu energetycznego organizmu, ale co zwyczajnie jest niewygodne w niektórych sytuacjach) – zresztą brak ambicji widać od jakiegoś czasu – zbyt długi urlop kompletnie mnie rozleniwia i wysysa z energii (co dostrzegają zapewne i wszyscy bloggerzy, których zwykłem odwiedzać, a teraz odwiedzam rzadziej). A przecież powinno być odwrotnie, nieprawdaż? Jednak organizm pozbawiony rytmu pracy, funkcjonuje gorzej niż zwykle. (Ale nie martwcie się o mnie za bardzo: mam jeszcze parę obowiązków, które powinienem do końca roku wykonać.)

A sadza pod kadłubem – cóż, gdyby ktoś w ten oryginalny sposób chciał składać życzenia świąteczne, to informuję, że po pierwsze, już sadzy używano, po drugie się nie sprawdziła, zaś po drugie Hubert Mordawski dalej przytacza niemieckie doświadczenia z lampą w samolocie i tenże alfabet Morse’a są o wiele lepsze.

Brak komentarzy: