poniedziałek, 5 stycznia 2009

Bombaj, 1943

W piątek 14 lutego, jak zwykle o 12.30, rozpoczęła się godzinna przerwa w pracy dokerów. […] i do 13.30 praktycznie nikt nie zaglądał do wnętrza kadłuba frachtowca. W tym czasie Kika osób na pokładach statków cumujących w pobliżu zauważyło unoszący się nad nim dym. Jedną z nich był pierwszy oficer z bliźniaczej jednostki […]. Korzystał on także z przerwy i oparty o reling… palił papierosa [PAK: co było zakazane w porcie], spoglądając w stronę przeciwległej ściany doku. Wydało mu się wówczas, że z jednego z wentylatorów ładowni nr 2 na „Fort Strikine" wydobywa się smuga dymu, co znalazło potwierdzenie, gdy użył przyniesionej na chwilę lornetki. Trochę później to samo zauważył trzeci oficer „Fort Crevier" i jeden z artylerzystów. Około 12:30 dym nad ładownią nr 2 widział także wartownik na parowcu „Iran", zacumowanym przy tym samym nabrzeżu. Godzinę później niewielki dym zobaczył nad statkiem policjant z posterunku przy Bramie Zielonej Victoria Dock, ale, podobnie jak wszyscy pozostali obserwatorzy, nie wszczął alarmu, uznając, że skoro nie robi tego nikt znajdujący się bliżej, to widocznie nie ma ku temu powodu…
Wojciech Holicki Bombajskie piekło na ziemi, Militaria (wydanie specjalne) 3(7)/2008

Wiecie? To znaczy o eksplozji w Bombaju, w której wyniku zginęło co najmniej 233 ludzi, a 500 zostało rannych (co najmniej, bo tyle ofiar zidentyfikowano wśród pracowników służb i portu, a wiadomo że byli i gapie, i spadające na miasto palące się bele bawełny) sam dowiedziałem się przypadkiem. Ale o podejściu – po co mam informować, zrobią to inni jest głośno, nawet jeśli (jak się okazało), najpopularniejsze argumenty przemawiające za jego popularnością, okazały się być wyssane z pióra kreatywnych dziennikarzy.

Zakładam, że tekst Wojciecha Holickiego nie jest powtarzaniem kreatywnego dziennikarstwa. Zresztą wszystko wygląda prawdopodobnie – potrzeba interwencji nie jest zupełnie oczywista, zwłaszcza, że jej temat wydaje się leżeć poza zakresem kompetencji, a to musi zniechęcać. I niestety – takie rozumowanie znaczyło całą akcję w Bombaju (a i wcześniej, ładowania towaru na Fort Stikine), gdzie wielu zaangażowało się w gaszenie pożaru na statku nie tylko z łatwopalną bawełną (w setkach ton), siarką (325 ton), łatwopalnym olejem, oraz – co najgorsze – amunicją (w setkach ton) – prawie każdy zachowywał się odważnie i oddanie walczył z pożarem (data wydarzenia – 14 kwietnia – stała się w Indiach Dniem Straży Pożarnej), nikt jednak nie myślał w szerszych kategoriach (ewakuacja, na przykład), choćby powiadamiając odpowiednie władze.

Gdy czytałem tę historię właśnie to mnie fascynowało – liczba osób, które dostrzegały problem, ale które zwalczały go jedynie w zakresie swoich kompetencji, często nawet nie prosząc o pomoc kogoś, kto mógłby pomóc – i poza zakres kompetencji wykroczyć. Wszystko odbywało się więc z poświęceniem, zaangażowaniem, wśród znoju, trudu, fizycznego wysiłku i przykładów heroizmu. Wszystko na próżno, bo zabrakło szerszego spojrzenia na sprawę, wykroczenia poza zawodowe schematy.

Brak komentarzy: