Wczoraj w cieszyńskim Muzeum Drukarstwa oglądałem m.in. linotyp.
O właśnie ten – wyprodukowany w Leningradzie, w latach 60-tych XX wieku. Linotyp imponował mechaniczną precyzją i złożonością, gdy jednak pokazałem zdjęcie cieszyńskiemu znajomemu, wyjaśniając jak poruszały się czcionki i jak wytapiano w ołowiu tekst, ten zdziwił się: „To jak to? Gdy ktoś się pomylił to co? Musieli wszystko od nowa?”
Ano, musieli. Ale nas te komputery rozleniwiły…
PS.
1) Dla wszystkich mających wątpliwości i pytania kupiłem w Cieszynie plakietkę-odpowiedź:
2) Plakietka jest trochę niebezpieczna… Nie tak dawno czytałem u van Doornika o wczesnych franciszkanach, którzy z całą prostotą poszli ewangelizować świat. Prostota oznacza tu również brak znajomości języków. W krajach niemieckich stwierdzili, że gdy odpowiada się na każde pytanie słowem „Ja”, daje to dobre efekty. I trwało tak, aż ich nie zapytano, czy są heretykami…
3) Kolega zdziwił się jeszcze w jednym punkcie, gdy opowiadałem, iż poprzedni mój spacer po Cieszynie częściowo ograniczył plan miasta sprzed dwudziestu lat, kończący się na Olzie. „Dlaczego?” – pytał młodszy kolega. No i co mu powiedzieć?
sobota, 30 sierpnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz