czwartek, 7 sierpnia 2008

O artykule, który mnie zdziwił

Wczoraj czytałem artykuł, który mnie mocno zadziwił. Otóż wnioskiem z artykułu było to, że jest dobrze. Nie jakoś ogólnie dobrze – takich ambicji by dowodzić tego, że żyjemy na najlepszym ze światów artykuł nie miał. Że jest dobrze w pewnym zakresie obejmowanym przez artykuł. Tylko tyle. I aż tyle!

Aż, bo po lekturze wierciło się we mnie pytanie: po co artykuł, który stwierdza, że jest dobrze? Po co analizy, tabele, lista rzeczy, które potencjalnie mogą być złe, skoro na końcu padają stwierdzenia, że w gruncie rzeczy jest dobrze, że to co jest złe nie ma najmniejszego znaczenia?

Dziwiłem się tak artykułowi, by po chwili zacząć się dziwić sobie – bo dlaczego ja tak reaguję? Dlaczego oczekuję, że artykuł, skoro ukazał się w gazecie, napiętnuje, skrytykuje, czy w jakikolwiek inny sposób będzie wołał o sprzeciw wobec czegoś w naszym życiu?

Oczywiście przypomniałem sobie artykuły z ostatnich tygodni i miesięcy. Te wszystkie ostrzeżenia przed źle wychowanymi dziećmi, globalizacją, problemami demograficznymi, globalnym ociepleniem, spadającymi asteroidami, konkurencją ze strony kwitnących gospodarek Chin i Indii... Mogłem sobie ich tematy uważać za przesadne, za epatujące czytelnika wydumanym strachem – ale to wszystko było jakieś normalne, typowe dla mediów. Więc może przywykłem, że forum publiczne służy jedynie do wyrażania sprzeciwu?

Ale przecież znam artykuły, które nie wyrażały sprzeciwu. Więcej – wyjątkowo takie artykuły lubię. Jakaś analiza nowego zjawiska, reportaż będący interesującą opowieścią, swoiste śledztwo historyczne, czy naukowe – to wszystko jest fascynującej, chętnie znajduję to w czasopismach, ale to nie jest sprzeciw. Więc?

Tak – analizowałem nadal swoje zdziwienie – ale tu nie mamy analiz, tabel, listy możliwych nadużyć i problemów jako wstępu. Tu wszystko ma inny porządek, a we wniosku nawet nie tyle dowiadujemy się, że „jest dobrze”, co wniosków zwykle w ogóle nie ma. (A jeśli są, to najczęściej tylko irytują na siłę próbując wciskać jakąś ideologię.)

Czyżby więc zmyliła mnie forma? To, że autor niejako przyjął formę artykułu krytycznego, ale uczciwość nie pozwoliła mu na krytycyzm w podsumowaniu? Zapewne, ale przecież powinienem być na to uodporniony czasem czytając artykuły o charakterze naukowym, które unikają sensacyjnego charakteru codziennej prasy.

I tu niestety poszperałem w pamięci, by stwierdzić, że nie miało mnie co uodpornić. Od artykułu naukowego zwykle, po analizie, oczekuje się także wniosku bardziej szczegółowego niż „jest dobrze”. Oczekuje się wskazania, gdzie jest lepiej, a gdzie gorzej, bądź choćby w jakim zakresie coś ma przewagę nad czymś innym. Nawet jeśli oczekuje się tu także ‘pozytywu’, to jednak szczegółowego, wskazanego palcem, wyróżniającego się na tle negatywów, a nie tak ogólnikowego. Takie zakończenie: „jest dobrze”, jest mdłe, niewyraźne. Od artykułu porównującego i analizującego oczekuje się uderzenia w stół, no... może czasem tylko puknięcia w (niemalowane) drewno.

Dostrzegam własne oczekiwanie i nieprzystawanie artykułu do tego wzorca. Ale sam wzorzec jest irracjonalny. Skąd on się wziął? Czy jak pies Pawłowa zostałem ‘zaprogramowany’ przez inne artykuły? A może to tkwi głębiej, może to jakaś pochodna formy dramatycznej, której i w artykule oczekuję? A może to także warunkowanie, ale też głębsze, bo ludzie aby pokonać lenistwo i zabrać głos potrzebują bodźca emocjonalnego – czyli albo krytyki, albo gorącej pochwały? Może zaś wniosek z artykułu, że w gruncie rzeczy jest dobrze a ludzie są raczej uczciwi, jest zbyt banalny, zbyt oczywisty, w zasadniczo dobrym i uczciwym świecie?

Brak komentarzy: